Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człowiek, który nie życzył sobie porównań z Robespierrem. Cz.I

Dawid Jakubowski
Dawid Jakubowski
Feliks Dzierżyński, akta Ochrany, 1902.
Feliks Dzierżyński, akta Ochrany, 1902.
20 lipca minęła 84 rocznica śmierci jednego z najbardziej znanych na świecie Polaków, wybitnego działacza polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego - Feliksa Dzierżyńskiego. Choć napisano o nim wiele, przeważnie utrwalano tylko legendy, bądź legitymizowano własne zbrodnie.

Każdy gwałt, o którym słyszałem lub który widziałem był jakby gwałtem nade mną samym, i wtedy przysiągłem z gromadką innych walczyć z tym złem do ostatniego tchu mego.

Feliks Dzierżyński, z listu do żony Zofii, 24 IX 1914.

20 lipca minęła 84 rocznica śmierci jednego z najbardziej znanych na świecie Polaków, wybitnego działacza polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego. Choć napisano o nim wiele, przeważnie utrwalano tylko legendy, bądź legitymizowano własne zbrodnie.

Otoczony legendą już za życia, konspirator w czasach Rosji carskiej, wielokrotnie więziony w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej, okazał się niezastąpionym działaczem państwowym w porewolucyjnej Rosji. Jego prawdziwą osobowość i cele, które chciał realizować, jego hierarchię wartości, skrył mit Żelaznego Feliksa, nieugiętego rycerza rewolucji proletariackiej i nie mającego wątpliwości ani zastrzeżeń wykonawcy woli partii. Ten typ wizerunku, kształtowany dla potrzeb systemów demokracji ludowej mieniących się komunistycznymi lub socjalistycznymi, wykorzystywali też do woli przeciwnicy polityczni, dodając tylko epitety (np. "Czerwony Kat"), lub mrożące krew w żyłach czy wielce sensacyjne, wymyślne i wymyślone szczegóły.

Kiedy u schyłku XIX w. młody i niedoświadczony jeszcze Feliks Dzierżyński stawiał pierwsze kroki w ruchu robotniczym, nie był w stanie uwzględnić w swoich planach tego, że w ciągu 30 lat stanie się nie tylko utalentowanym mężem stanu, lecz także rozgoryczonym kontestatorem państwa i instytucji, które współtworzył i które zawiodły jego nadzieje, stając się nowym aparatem ucisku.

W wieku 17 lat, jako uczeń 7 klasy gimnazjum, przystąpił do litewskiej socjaldemokracji. W następnej klasie, 2 miesiące przed maturą, zrezygnował z dalszej edukacji, w czym zresztą pomogło mu grono pedagogiczne, które nie chciało wziąć odpowiedzialności za wydanie świadectwa dojrzałości znanemu z buntowniczych wypowiedzi i nastrojów, otwarcie niechętnemu wobec rusyfikacji uczniowi. Nie stanowiło to jednak przeszkody w jego dalszym rozwoju intelektualnym.

Solidne wykształcenie domowe uzupełniał licznymi lekturami z zakresu historii, filozofii i polityki. Jako działacz litewskiej socjaldemokracji cieszył się powszechnym uznaniem wśród zarówno polskich, jak i litewskich współtowarzyszy i robotników. Osobiście pisał ulotki i odezwy, sam je powielał i kolportował, przemawiał na wiecach i organizował strajki, przy tym wykazywał cenną umiejętność słuchania ludzi i uczenia się od nich.

Nie przewidywał wtedy, że z antypaństwowego wywrotowca pod wpływem okoliczności będzie musiał przemienić się w działacza państwowego rozwiązującego z cierpliwością i logiczną konsekwencją skomplikowane zagadnienia gospodarcze. Byłoby dla niego nie do przyjęcia, gdyby usiłowano mu przepowiedzieć, że w przyszłości to on, tak krytycznie ustosunkowany do krwawego dziedzictwa rewolucji francuskiej, będzie nazywany czerwonym Robespierrem lub Maratem. Porównanie do Robespierrea, nawet ze strony Lenina, którego darzył szacunkiem, wywoływało w nim bowiem ironiczny dystans.

Jeśli jednak mielibyśmy ochotę ulec pokusie natrząsania się z niezmierzonej naiwności młodego człowieka, powinniśmy przypomnieć sobie o licznych cechach jego bogatej osobowości. Zagłębiwszy się w liczne, a dotyczące jego osoby dokumenty, relacje i wspomnienia, ujrzymy postać nieprzeciętną, nacechowaną, jak to się dzisiaj określa, nadciśnieniem osobowości. Jego zaledwie 49 letnie życie, toczące się na przełomie epok, zawiera w sobie elementy mogące posłużyć do kompozycji kilku biografii.

Urodzony jako potomek kresowej szlachty, był wychowywany w świadomości reguł konspiracji. Wzrastał w atmosferze żarliwej wiary katolickiej, w przekonaniu, że powinien zostać księdzem. Wkrótce górę nad wszystkimi emocjami wzięło poczucie misji wyrównywania krzywd społecznych, połączone z aktywnym zaangażowaniem w działalność skierowaną przeciw rosyjskiemu caratowi. Następnie coraz bardziej wytrawny konspirator, stał się organizatorem buntów więziennych oraz przywódcą strajków i demonstracji ulicznych, przy tym wychowawcą i autorytetem dla sporych rzesz robotników, zarówno w dziedzinie moralności, jak i stale pogłębianej wiedzy. Równocześnie stał się organizatorem odbudowy rozbitej partii SDKP i jej połączenia z socjaldemokracja litewską. W sytuacji rozbicia partii, której czołowi przywódcy zostali uwięzieni lub przebywali na emigracji, został faktycznym krajowym liderem SDKPiL. Podczas rewolucji 1905 r. był jednym z najważniejszych i najaktywniejszych jej przywódców w Królestwie Polskim, współorganizując jednocześnie zjazdy partyjne i składając listowne relacje o sytuacji w kraju towarzyszom na emigracji.
Wieloletni więzień i, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, jeden z Sybiraków rzuconych zrządzeniem losu na ziemię rosyjską, został uwolniony z więzienia przez rewolucję lutową, zaś październikową sam już współorganizował, znajdując się na szczycie władz kierowniczych Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego.

Kolejna rola, którą przyjmuje, to kierownictwo WCzK, związane, jak się potem okaże, nie tylko z walką przeciw kontrrewolucji, lecz także ze zwykłą przestępczością, a ponadto z koniecznością podejmowania działań na rzecz głodnych i bezdomnych dzieci. Wczorajszy konspirator musiał przedzierzgnąć się w formalnego szefa policji, a równocześnie przewodzić wywiadowi, demaskować wrogie młodemu ustrojowi akcje szpiegowskie i organizować kontrakcje w jego obronie. Nauczył się przewerbowywać agentów, takich jak dotychczasowy piłsudczyk, szef Oddziału II w Rosji Ignacy Dobrzyński, który przeszedłszy po jego wpływem metamorfozę polityczną działał w radzieckim wywiadzie jako Ignacy Sosnowski.

Jednak powyższe obowiązki, a do tego funkcja komisarza ludowego (ministra) spraw wewnętrznych, nie wyznaczały kresu aktywności Dzierżyńskiego. Jako zdyscyplinowany działacz partyjny podjął także wyzwanie odbudowy kolejnictwa i radzieckiego przemysłu ciężkiego (również w randze ministerialnej), a następnie przejął ogólny nadzór nad całą gospodarką narodową ZSRR.

Powyższy skrót telegraficzny jego życiorysu nie zawiera jednak wielu istotnych elementów. Listy, dzienniki i wiersze pisane jego ręką, jak choćby znany w Polsce i Rosji Pamiętnik więźnia będący zapisem przeżyć i wydarzeń podczas uwięzienia w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej w 1909 r., stanowią dokumenty epoki ujawniające jednak również niespełniony talent literacki.
Oddzielny rozdział stanowi jego działalność na czele Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski w Białymstoku podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. W założeniu jego twórców, TKRP miał przygotować grunt pod przyszły rząd robotniczo-chłopski. Wielką tragedią w życiu Dzierżyńskiego okazało się, że poza wymienionym białostockim epizodem nigdy nie udało mu się wrócić do kraju, który nigdy nie przestał być mu bliski tak jak rodzina i wspomnienia minionych lat i dawnych przyjaźni.
Oceniając więc jego życie, bogate w epizody i role społeczne, trzeba zachować jak najdalej posuniętą ostrożność. Hegel, filozof XIX wieku, stworzył pojęcie kamerdynera wybitnych historycznych postaci. Kamerdyner chce czuć się kimś lepszym od wielkiego człowieka (Hegel podaje przykład Napoleona) i ocenia go w poczuciu wyższości, poddając krytyce jego błędy, często dotykając nawet najbardziej delikatnych kwestii prywatnych. Obce jest mu myślenie historyczne, nie stara się nawet dociekać takich czy innych motywacji kierujących osobą obraną jako obiekt rozważań przy dokonywaniu wyborów życiowych. Wśród ludzi usiłujących zajmować się historią, niejednokrotnie szukających w niej w sposób zupełnie nieprofesjonalny a zarazem nieuczciwy zwykłej sensacji, również obecnie nie brakuje przykładów formułowania kategorycznych osądów, powtarzanych potem bezkrytycznie przez społeczeństwo.

Współczesne media, nie szczędząc środków, zapewniają odpowiednio sensacyjną otoczkę - i tak powstaje dostosowany do aktualnych wymogów poprawności politycznej wizerunek. Należy tu wspomnieć jeszcze jedno zjawisko: kierunek badań historycznych zwany prezentyzmem, polegający na ocenianiu dawnych postaw i decyzji współczesną miarą i przykrawanie znanych postaci do kategorii pojęciowych, którymi sami operujemy. Prezentyzm, przypisując historycznym postaciom wiedzę i perspektywę w ich czasach niedostępną, powoduje zafałszowanie ich toku myślenia i kierujących ich działaniami pobudek. Z podobnymi problemami zapewne stykał się wspomniany Hegel, skoro wyrażał pogląd, że to dany moment historyczny nadaje ludzkim czynom sankcję, a następnie odwołuje ją. Ten, kto ma rację dzisiaj, jutro może ją bezpowrotnie stracić, i odwrotnie, ten, któremu dzisiaj racji się nie przyznaje, jutro może zasłynąć jako prekursor lub wieszcz. Jednak wszyscy jednakowo, po odegraniu swej roli, będą musieli ustąpić miejsca dalszemu rozwojowi wypadków, któremu będą towarzyszyć nowe okoliczności, zależne nie od nich samych.

Postacie wielkich ludzi mają w zwyczaju obrastać w mity, stając się zakładnikami tworzonych na użytek polityczny własnych wizerunków. Przykładowo szczęścia do biografów nie miała Katarzyna II, dopóki w XX wieku jej obszerny życiorys pióra angielskiego autora Vincenta Cronina nie wyjaśnił i nie wyprostował szeregu mitów, czy zwykłych oszczerstw, dotyczących nie tylko życia prywatnego tej wybitnej bez wątpienia, o bardzo silnej i wyrazistej osobowości, kobiety i władczyni.
Losy Dzierżyńskiego w paradoksalny sposób przypominają znaną z tradycji judaistycznej opowieść o rabinie Löw z czeskiej Pragi. Był on uczonym i filozofem, kierującym w XIV w. szkołą talmudyczną, uchodził też za znawcę magii. Zgodnie z legendą, ten znany ze szlachetności i dobroci człowiek powołał do życia sztuczny twór ludzki Golema, nad którym nikt nie był w stanie zapanować, i który tak długo siał zło i spustoszenie, aż zrozpaczony rabin zniszczył własne dzieło. (Przewodniki Wiedzy i Życia. Praga, pod red. Vladimira Soukupa, Wiedza i Życie, Warszawa 1995, s.88). Dzierżyński, mimo późniejszych, usilnie ponawianych prób, nie zdołał uzyskać wpływu na swego Golema, którym okazała się zarówno Czeka, jak i całe państwo radzieckie, w których tworzeniu wziął przecież znaczący udział, z całym przekonaniem, że czyni to dla dobra ludzkości. Twory te żyły jeszcze własnym życiem przez wiele dziesięcioleci po jego śmierci. Jego Golem przybrał postać, o której nie śniło się człowiekowi piszącemu w skrzętnie ocenzurowanym w tym miejscu Pamiętniku więźnia, że całą ludzkość powinny połączyć więzy braterskiej miłości.

W lipcu 1897 r. po raz pierwszy został aresztowany. Od tej pory chlebem powszednim stały się dla nielegalnego konspiratora więzienia i zesłania, z których zresztą brawurowo uciekał. Jego biografowie obliczyli, że w niewoli przeżył w sumie 11 lat. Po ucieczce z pierwszego zesłania, we wrześniu 1899 r., przybył do Warszawy, gdzie odegrał decydującą rolę przy odbudowie rozbitej aresztowaniami Socjaldemokracji Królestwa Polskiego. Doprowadził do zjednoczenia SDKP ze Związkiem Robotników Litewskich i Litewską Socjaldemokracją. Odtąd stał się jednym z filarów i czołowych działaczy SDKPiL. Warszawska organizacja partyjna żyła legendą o Dzierżyńskim.

W 1900 r. po raz kolejny znalazł się w więzieniu, gdzie opiekował się chorym przyjacielem, 19-letnim Antkiem Rosołem, wynosząc go codziennie na własnych rękach na spacer i dbając o lepsze pożywienie dla niego. Głęboko przeżył śmierć Antka, kiedy mimo zwolnienia, w czerwcu 1902 r. jego nieodwracalnie zniszczony organizm poddał się ostatecznie. Jeden ze świadków napisał potem, że nawet gdyby Feliks nie dokonał w życiu niczego innego, i tak należałoby tylko za to postawić mu pomnik. Takiej samej samarytańskiej troski z jego strony doświadczyli potem m.in. Julia Goldman, jego pierwsza miłość, i dr Bronisław Koszutski.
Między 6 a 8 maja 1902 r. Dzierżyński zorganizował bunt w obronie podstawowych praw więźniów w więzieniu etapowym w Aleksandrowsku. Na terenie więzienia powstała wolna republika. Pertraktacje z władzami zakończyły się porozumieniem, ugruntowując legendę animatora i przywódcy buntu Dzierżyńskiego.

W okresie rewolucji 1905-1907 był w centrum wydarzeń, stając się w Królestwie Polskim idolem zrewoltowanej młodzieży powiązanej z SDKPiL. Terenem jego działalności były wówczas Warszawa, Łódź, Zagłębie Dąbrowskie, Białystok, Puławy. Agitował i tworzył socjaldemokratyczne drużyny bojowe. Wyjeżdżał w tym okresie również za granicę. W 1906 r. osobiście poznał Lenina w Sztokholmie, na IV Zjeździe Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Kontynuował tę znajomość spotykając się z przywódcą bolszewików w Petersburgu i w pobliskim fińskim Kukkoala.

Między końcem kwietnia 1908 r. a sierpniem następnego roku Dzierżyński wykorzystał czas kolejnego uwięzienia w X Pawilonie Cytadeli na stworzenie niezwykłego, bezprecedensowego w polskiej literaturze dokumentu. Poszczególne odcinki Pamiętnika więźnia, wynoszone z więzienia przez towarzyszy, zostały opublikowane na łamach Przeglądu Socjaldemokratycznego. Realistyczny zapis przeżyć i myśli uwięzionych odwołujący się do psychologii, zawierał także przestrogi przeciwko prymitywnej zemście na katach, jako degradującej dusze mścicieli do poziomu ich wrogów.

Przytoczmy obszerny fragment tego niezwykłego dokumentu, który tak dalece nie odpowiadał cenzurze stalinowskiej:

I iluż jest takich zdrajców, iluż ci, którzy uświęcali mord jako ideę, wiodącą do szczęścia ludu, doprowadzili do hańby tak strasznej, do takiego nieszczęścia duszy ludzkiej. Któż winien? Nie winię tych, którzy uświęcają mord ideowy, tak samo jak tych katów i morderców, którzy piszą prawa i piszą wyroki. Całe społeczeństwo nosi w sobie jeszcze kult mordu - obłęd walki powszechnej. I robotnicy nasi, ci, którzy dziś cierpią i najwięcej ofiar składają - i w nich żyje ten sam obłęd i nie żyć nie może._
_Prawa panujące, militaryzm - żyją, bo mają oddźwięk w duszach ludu i same jeszcze silniej rozwijają w ludzie uczucia, które podsycają mord. I oto przyszła kara okropna - ta siła i te prawa nie tylko zwróciły się przeciw ludowi, lecz lud to odczuł, zrozumiał. I żyją w nim te uczucia i instynkty żądne mordu, zemsty, uczucia żywe, podsycane wciąż mordami rządowymi i ostatnią wojną [rosyjsko-japońską], ideowymi napadami i mordami Ťfrakówť [działaczy PPS-Frakcji] i bandyckim rozbestwianiem wyrzutków społeczeństwa lub zrozpaczonych głodem robotników bezrobotnych.
Gdzież wyjście? Wyjście w idei życia harmonijnego, życia pełnego, obejmującego całe społeczeństwo, całą ludzkość - w idei solidarności i miłości, wstrętu do mordów. Idea ta już przychodzi, już lud otwarte serce ma dla niej; czas już przyszedł. Trzeba skupić szeregi apostołów tej miłości i nieść wysoko jej sztandar, by lud go dojrzał i poszedł za nim, trzeba zwalczać samą ideę mordu, tak samo jak mordy rządu. I to jest dziś najpilniejsze zadanie Socjaldemokracji, zadanie tej garstki tu w kraju, która się zachowa. Socjalizm powinien przestać być wyrozumowanym ujęciem przyszłości, stać się winien pochodnią, która zapalać będzie w sercach ludzkich wiarę i energię niezwalczoną, budzić wstręt do mordów. Dziś nie ma wstrętu do mordów, jest tylko strach, strach paniczny, by nie zostać samemu zamordowanym, i żądza, by wróg był zamordowany. I namnożyło się zdrajców, którzy towarzyszy swych, własnych braci, na stryczek posyłają, którzy wyszukują i wskazują siepaczom tych wszystkich, co razem z nimi byli w szeregach. I namnożyło się morderców, którzy jako żołnierze mordują, bo mordować muszą, by ich nie zamordowano.
Opowiadali mi ludzie kompetentni i wiarogodni o organizacji jednej z większych, większego miasta, gdzie wszyscy członkowie komitetu i zarządów dzielnicowych podejrzewali się nawzajem, że są prowokatorami, nie ufali sobie. Jeszcze jedna wsypa, a organizacja się rozpadnie. Cóż robić? Garstka mała, lecz silna ideą swą skupi masy koło siebie, da im to, czego im brak, co ożywi je i natchnie nową nadzieją i rozproszy tę straszną atmosferę nieufności i żądzę krwawej pomsty, która się mści na ludzie samym. A mordercy wymordują się nawzajem i nie stworzą ładu, nie wtłoczą życia w stare ramy, a krew niewinnych i głód, i cierpienie mas ludowych - płacz dzieci i rozpacz matek - te ofiary, które lud złożyć musi, by pokonać wroga w swoim własnym sercu i by zwyciężyć - nie pójdą na marne
.
[F.Dzierżyński - Z pamiętnika więźnia, Przegląd Socjaldemokratyczny 1909, s.476 cyt. wg Pamiętnik X Pawilonu, Wydawnictwo MON, Warszawa 1958, s.307-308].
Oczywiście dla znawców teorii marksistowskiej o przeciwieństwach klasowych, te poglądy mogły by wydać się niedojrzałe lub idealistyczne. Dzierżyński jednak doskonale rozumiał kwestię obecnego społeczeństwa opartego na wyzysku, przeciw czemu walczył przez całe życie. Nie przeszkadzało mu to jednak marzyć o społeczeństwie przyszłości, w którym ten wyzysk jednej klasy przez drugą zostanie zniesiony. Wiedział przecież dobrze, że wśród tzw warstw wyższych znajdowali się współczujący wyzyskiwanym, ofiarni bojownicy za sprawę, jak dobrze mu znani Róża Luksemburg, Julian Marchlewski czy Włodzimierz Lenin i wielu innych. Rewolucjonista z dawniejszej epoki ksiądz Piotr Ściegienny, także więzień i zesłaniec syberyjski również pisał o dobrych panach, którzy będą wspierać ustrojową transformację.
Stąd wiara, że dzięki przekształceniom ustroju, inny, lepszy świat stanie się prędzej czy później możliwy, uzyskiwała swoje pierwsze przesłanki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Człowiek, który nie życzył sobie porównań z Robespierrem. Cz.I - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto