Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Człowiek w systemie biurokratycznym

Andrzej Pieczyrak
Andrzej Pieczyrak
Wyburzenia kamienic w Gliwicach.
Wyburzenia kamienic w Gliwicach. Andrzej Pieczyrak
Stale otacza nas ludzkie nieszczęście. Z reguły go nie dostrzegamy, nie mamy o nim pojęcia... Czasem jednak stajemy się powiernikiem i mimowolnym uczestnikiem czyjegoś życia, czyjegoś cierpienia... czyjeś bezsilności. Co wtedy zrobić?

Paragraf 22

Przypadkowo poznałem kiedyś człowieka o imieniu Mariusz (nazwisko pozostawiłem do wiadomości redakcji), który szukał pomocy w dość poważnym życiowym problemie, jaki nieoczekiwanie go spotkał. Podczas tego pierwszego spotkania dowiedziałem się, że grozi mu eksmisja. Początkowo nie mogłem tego zrozumieć - ten młody człowiek twierdził, że nie zalega z opłatami czynszowymi i że jest zameldowany w tym lokalu.

Oto opis całej skomplikowanej sytuacji: Mariusz od pięciu lat mieszkał ze swoją ciotką, którą się opiekował i która zameldowała go w swoim lokatorskim mieszkaniu. Po śmierci ciotki, właściciel budynku (PKP) nie chciał dać panu Mariuszowi przydziału na zajmowany lokal, gdyż dom przeznaczony był do rozbiórki. Na mocy umowy między PKP a Urzędem Miasta Gliwice mieszkańcy mieli prawo starać się o lokale zastępcze, ale jedynie wtedy, jeżeli mają przydział. Pan Mariusz złożył prośbę o przydział lokalu zastępczego, jednak miasto odmówiło mu, gdyż nie miał przydziału na zajmowany lokal. Czyli ci sami urzędnicy, którzy zameldowali swego czasu lokatora w nieszczęsnym lokalu nie chcieli uznać faktu, że on tam mieszka. Zasłaniają się przepisem, który mówi, że prawo wstępowania w umowy najmu mają tylko krewni w pierwszej linii pokrewieństwa. Czy jednak nie można złagodzić przepisów administracyjnych w sytuacji, gdy są one nieżyciowe i ich ścisłe przestrzeganie spowoduje czyjś dramat? Paradoksalnie, Pan Mariusz nie przeczuwając zawiłości prawa, które mogą wkrótce uczynić go bezdomnym, niedawno zrezygnował z kolejki na mieszkanie komunalne do remontu. Czekał na nie już 10 lat i pewnie wkrótce dostałby przydział, ale żyjąc w przeświadczeniu, że ma unormowana sytuację mieszkaniową, zwolnił miejsce innym, bardziej potrzebującym...

Uznając tę sytuację za efekt "biurokratycznej bezmyślności" i wierząc, że musi istnieć jakieś proste rozwiązanie tej absurdalnej historii poradziłem mu, aby napisał pismo do prezydenta miasta oraz szukał pomocy u radnych miejskich. Myślałem, że mądrość ludzka weźmie górę nad biurokratycznymi procedurami i cała sprawa szybko przybierze pomyślny obrót. Jakież było moje zdziwienie, gdy niedawno wśród poczty elektronicznej odkryłem list od pana Mariusza, który pisze, że jego sytuacja nic się nie zmieniła przez te miesiące.

Wołanie o pomoc

Za zgodą autora cytuję fragmenty pism, które kierował w swojej sprawie do różnych osób i instytucji. Liczę, że czytelnicy nie będą chcieli debatować nad językiem i stylem, lecz zechcą się wsłuchać w głos tego młodego człowieka.

Z listu do prezydenta miasta - "Zwracam się do Pana z osobistą prośbą udzielenia mi pomocy w rozstrzygnięciu mej kryzysowej sytuacji życiowej. W tej sytuacji, która bez skutecznej pomocy będzie mieć diametralny wpływ na życie moje oraz planowanej rodziny, ośmielam się przyparty do muru, niezmiernie prosić Pana Prezydenta o aprobatę w utrzymaniu lokalu na ul. św. Katarzyny, gdyż po skutecznym usunięciu mnie z niego przez PKP mój los zostanie powierzony „ulicy”!’

Z listu do radnego - "Odpowiedź na mój wniosek (o przydzielenie lokalu zastępczego) otrzymałem negatywną. Dodatkowo PKP chce od 1 czerwca 2007 r. naliczać mi odszkodowanie za zajmowanie lokalu bez tytułu prawnego, którym jest najem. W ten sposób w przeciągu niepełnego miesiąca czasu obawiam się, że zostanę zepchnięty w „legion społeczności znamienia patologicznego”. Na koniec opisu mego opłakanego stanu dodam, że gdyby stać mnie było na wykup lub inną formę pozyskania tytułu prawnego nie ośmieliłbym się pisać do Pana a także do wszystkich, którzy mogliby udzielić mi pomocy!”

Z drugiego listu do prezydenta miasta: "Po Pańskiej ostatniej odpowiedzi widzę, że grozi mi eksmisja, a zatem (jeśli do tego dojdzie) będę zmuszony wyjechać za granicę, gdyż próbując uczciwie żyć w naszym kraju ponoszę same porażki. Początkowo miałem nadzieję na uzyskanie pomocy w UM Gliwice. Jednakże me częste wizyty w UM, mające na celu przyspieszenie odpowiedzi od Pana Panie Prezydencie, w efekcie odniosły skutek odwrotny, mianowicie pani Beata Jerzyk nagle odsunęła się od sprawy mówiąc, iż wyczerpała swe kompetencje, a także, że oberwało się jej za nadmierne udzielanie się w mej sprawie! Zwróciłem się o pomoc do Pana radnego [...], jednak do dzisiaj nie dostałem żadnego, najmniejszego odzewu. Także Pan Poseł [...], do którego w końcu dotarłem, również nie chciał się angażować w tę sprawę, ze względów medialnych, gdyż oświadczył, że obawia się ataku na jego pozycję ze strony partii konkurencyjnej. Następnie złożyłem w sekretariacie Rady Miejskiej w Gliwicach pismo z prośbą o pomoc od kogokolwiek. Nikt nie odpisał. Jedyną osobą, która zainteresowała się moją sprawą jest Pan radny Marek Berezowski (polecił mi go przypadkowo napotkany w UM Pan Andrzej Pieczyrak).”

Gliwice nadają ton

Ostatnie słowa z listu do prezydenta miasta świetnie podsumowują całą tę smutną historię - "W ostatnich dniach przeczytałem w prasie, o inspirowanej przez Pana akcji (promocyjnej), pod hasłem „Gliwice nadają ton”. To przedsięwzięcie ma na celu, jak dobrze rozumiem, ściągnięcie do Gliwic ludzi z poza naszego województwa, dania im pracy i mieszkań. Patrząc na tę akcję z mej perspektywy, gdy gliwickie władze zmuszają mnie do opuszczenia kraju (bo w innym wypadku zostałbym bezdomnym, a co się z tym wiąże, także bezrobotnym) powyższa akcja jest jakimś absurdem! Czy nie jest prościej dopomóc mnie, mieszkańcowi Gliwic w pozostaniu w mieście i ułatwić im start życiowy za pomocą życzliwej decyzji urzędników? Dlaczego zmusza się mnie do wyjazdu, a na moje miejsce zaprasza się ludność spoza Gliwic?”

Bilet w jedną stronę?

Być może już w najbliższy poniedziałek dojdzie do eksmisji... Być może, już wkrótce pan Mariusz wyjedzie i ułoży sobie życie w którymś z krajów europejskich. Niewykluczone, że za granicą szybko stanie na nogi i kiedyś będzie z uśmiechem wspominał, jakie okoliczności skłoniły go do wyjazdu z Polski. Mnie jednak nurtuje pytanie, czy nie można było wyciągnąć ręki do człowieka proszącego o pomoc... zamiast zasłaniać się biurokratycznymi procedurami?

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto