Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy do twarzy nam z myśleniem? Wielka humanistyka a sprawa polska

Andrzej Krempel
Andrzej Krempel
Większości z nas Polaków wydaje się, że do czego, jak do czego, ale do głoszenia wielkich idei nadajemy się nad wyraz dobrze.

W końcu wyrośliśmy na glebie przedmurza chrześcijaństwa, ojczyzny, wolności, solidarności, walki "za waszą i maszą…" Mieliśmy wieszczów, poetów, tytanów. Cierpieliśmy za miliony, broniliśmy Europy. Całemu światu możemy naszą wielkość myśli rzucić w twarz. No właśnie, ale jak z tą wielkością jest naprawdę?

Przypatrzmy się najpierw dziejom nieco starszym. W XVI wieku zaczyna się w Polsce, jak w innych krajach europejskich, reformacja. Ruch ten ogarnia znaczne rzesze szlachty i mieszczaństwa. Należą tu poeci np. Mikołaj Rej i publicyści – Andrzej Frycz Modrzewski. Idee protestanckie szczególnie są popularne wśród najbardziej zaangażowanych politycznie grup rycerstwa. To przecież wyznawcy kalwinizmu i luteranizmu tworzą trzon ruchu egzekucyjnego, zmierzającego do utrwalenia szlacheckiej demokracji. Lecz cóż się dzieje później? Kolejne pokolenia powracają do katolicyzmu. Nie zmuszają ich do tego stosy ani prześladowania. Kontrreformacja nie ma w Rzeczpospolitej tyle roboty, co, dajmy na to we Francji.

Protestantyzm nie zapuścił, okazało się, zbyt głębokich korzeni. Nie przetrwał próby czasu, choć nie była to próba zbyt ciężka. Dlaczego tak się stało? Czy idee Lutra, Kalwina są zbyt wymagające intelektualnie, a nasi przodkowie, my sami, nie mamy zamiłowania do teologicznych i filozoficznych rozważań?

Nigdy nie rozpalały nas wielkie spory ideowe. Nie kłóciliśmy się o czyściec i odpusty. Spory o darwinizm toczyły się w wąskich środowiskach akademickich. Teraz nie dyskutujemy o prymacie papieża, kolegialności w Kościele, czy kapłaństwie kobiet. Niekiedy tylko w jakiejś wielkonakładowej gazecie pojawi się tekst krytykujący nauczanie Jana Pawła II, a wtedy zwołujemy pospolite ruszenie w obronie świętości narodowej. To nic, że nie rozumiemy ani wspomnianej krytyki, ani papieskich tez, które ona kwestionuje.

Nasza ziemia nie wydała na świat filozofów na miarę Kartezjusza, Kanta czy Hume’a. Owszem XX wiek w jakimś zakresie to nadrobił, że wspomnę Romana Ingardena, Józefa Tischnera, Leszka Kołakowskiego, Innocentego Marię Bocheńskiego, Michała Hellera, Karola Wojtyłę. Dopiero jednak czas pokaże, jakie znaczenie miał ich dorobek dla rozwoju europejskiej myśli humanistycznej.

Historia poskąpiła nam również wielkich reformatorów religijnych. Nie dała nam też wpływowych herezjarchów i wizjonerów. Jan Hus był Czechem, Jakub Bohme, Mistrz Eckhart – Niemcami, Emmanuel Swedenborg – Szwedem, William Blake – Anglikiem. Anioła Ślązaka trudno zaliczyć do naszych rodaków.

Z teologią katolicką nie jest lepiej. O przeszłości nie ma w ogóle co mówić. A współczesność?
Ważnymi myślicielami są z pewnością ks. Wacław Hryniewicz czy o. Celestyn Napiórkowski. Pewnie jeszcze kogoś można wskazać, ale nie będzie to ani Joseph Ratzinger, ani Karl Rahner, ani Hans Urs von Balthasar.

Poeci, pisarze? Poza Josephem Conradem i Czesławem Miłoszem nie jestem w stanie wskazać kogoś, kogo poglądy spotkałyby się z większym odzewem na świecie. Zapomniałem może jeszcze o Witoldzie Gombrowiczu.

W czym tkwi przyczyna, że nie wydaliśmy z siebie naprawdę ważnych i wpływowych humanistów? Ktoś mi zaraz wytknie, że Jan Paweł II był kimś takim. Był, a jakże, tylko że jeden człowiek na 1000 lat to nie jest żaden powód do dumy. Zostawiam pytanie bez odpowiedzi. Może ktoś się z nim zmierzy?

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto