Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy każdy może zdobyć Kilimandżaro? O wyprawie opowiada Piotr Budek

Isabella Degen
Isabella Degen
Grupa młodych podróżników na tle Kilimandżaro: Peter, Freddy, Marcus i Martin.
Grupa młodych podróżników na tle Kilimandżaro: Peter, Freddy, Marcus i Martin. Piotr Budek
Grupa młodych Niemców, pod kierunkiem Polaka Piotra Budka, podjęła to wyzwanie, w sierpniu zdobywając najwyższy szczyt Afryki 5895 m wysokości, wulkan Kilimandżaro. Dzisiaj rozmawiam z Piotrem Budkiem, organizatorem tej wyprawy.

Stawiamy sobie w życiu różne wyzwania, ale nie każdy potrafi dotrzeć do granic swoich możliwości. Myślą przewodnią tego wywiadu jest pytanie „czy Kilimandżaro może być życiowym sprawdzianem”. Rozmawiam z Piotrem Budkiem, który w wieku 11 lat przyjechał z rodzicami z Polski do Niemiec, już ponad 25 lat mieszka w Bonn.

Panie Piotrze, w życiu wyznaczamy sobie sami różne ambitne wyzwania, ale nie każdy potrafi szukać granic własnych możliwości. Teraz z perspektywy czasu na pewno może Pan ocenić swoje przedsięwzięcie i spojrzeć na nie z pewnym dystansem, czy rzeczywiście każdy człowiek może zdobyć osławione Kilimandżaro?
Myślę że tak, to tylko kwestia czasu i przygotowania się, mam na myśli przede wszystkim przygotowanie fizycznie i mentalnie do wspinaczki. Przewodniki turystyczne twierdzą, że: najlepiej przygotować się do wspinania, poprzez regularne całodzienne wędrówki z lekkim obciążeniem plecaka. Kilimandżaro nie wymaga specjalnego górskiego ekwipunku. Do wspinaczki oprócz dobrze „dotartych” butów turystycznych nie potrzeba żadnego specjalnego wyposażenia. Wysokość tej góry, bez mała 6 tysięcy metrów, stanowi jednak problemem dla większości podejmujących to wyzwanie. Każdy wspinający się człowiek reaguje inaczej na zmiany ciśnienia atmosferycznego i przystosowanie się do wysokości. Z niskiego ciśnienia atmosferycznego może wyniknąć niedotlenienie. Ten fenomen niekoniecznie ma związek z indywidualną kondycją fizyczną. Często spotyka się wytrenowanych maratończyków, którzy zawiedli, obok nałogowych palaczy papierosów z nadwagą, którzy zdobyli szczyt. Na końcowym odcinku podejścia, (mam na uwadze ostatnie 1000 m), decyduje o sukcesie lub porażce odporność psychiczna. Trzeba pokonać ból głowy, zmęczenie i doskwierające zimno.

Jak długo trzeba się przygotowywać do takiej wyprawy. Czy potrzebny jest jakiś specjalny trening?
Moje przygotowania trwały dziesięć miesięcy. Dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że z wyników tych przygotowań jestem bardzo dumny. Rok temu moja kondycja była zła i miałem nadwagę. Wiedząc, że szanse zdobycia szczytu dla takich entuzjastów jak ja, wahała się w granicach 50 proc., podjąłem decyzję prostą i bezwzględną, postanowiłem zmienić tryb życia. Postanowiłem należeć do tej połowy, która wraca z wyprawy z sukcesem. Aby wejść na szczyt i powrócić z niego zdrowym, musiałem narzucić sobie odpowiednie rygory. Ponieważ nie miałem żadnych możliwości treningu na wysoko położonym terenie, musiałem wykorzystać teren przylegający do miejsca mojego zamieszkania w okolicy Bonn i doliny Renu. Taką możliwość daje pasmo wzniesień Siebengebirge, ze szczytami do wysokości 500 m. Podczas treningów, wędrując i biegając, pokonałem ponad 2000 km oraz 47 tysięcy metrów różnicy wzniesień terenu. Istotnym była też zmiana sposobu odżywiania się. Trening i dieta zredukowały moją wagę ciała o prawie 15 kg, to był dla mnie mój pierwszy sukces.

Co skłoniło Pana do podjęcia takiego życiowego wyzwania, czy może to rodzaj własnej psychoterapii? A co na to pana małżonka?
W pewnym sensie tak. Mamy czteroletniego syna z poważną niepełnosprawnością (mpd). Na taki cios losu, ani ja, ani moja żona, nie byliśmy przygotowani. Potrzebowaliśmy trzy lata, aby wrócić do normalności i ponownie realizować się w życiu, a także pogodzić się z naszym losem.

Gdy pewnego dnia dowiedzieliśmy się przez przypadek o możliwości wspinaczki na najwyższą górę Afryki, od razu oboje wiedzieliśmy, że to będzie naszym celem. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że nie zawsze możemy spędzać urlopu razem, dlatego że nie na każdy wyjazd możemy zabrać ze sobą naszego synka oraz „jego ekwipunek”. W tym przypadku od małżonki otrzymałem zgodę na pierwszeństwo wycieczki na Kilimandżaro. Eskapada i emocje z tym związane okazały się dobrym pomysłem na rozładowanie energii męskiej i problemów naszej rodziny. Moja małżonka też planuje podobną wyprawę na Kilimanjaro.

Jak wygląda to organizacyjnie przygotowanie do podróży?
Czy biura turystyczne lub agencje podróżnicze oferują indywidualne wyjazdy na Kilimandżaro?
W ramach przygotowań, nie tylko pracowałem nad poprawą kondycji praktycznie od zera. Poza tym musiałem zainwestować w całość wyposażenia potrzebnego na wyprawę. Począwszy od butów turystycznych, po kijki do wędrowania, czy też plecak z wbudowanym trzylitrowym pojemnikiem na wodę. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Sumując całość, okazało się to wszystko dość dużą inwestycją. Same koszty wyprawy były tańsze niż ekwipunek i przygotowania. Osiem dni pobytu w Afryce wraz z przelotem kosztowały mnie ponad dwa tysiące euro.

Rezerwacją zajmowało się niemieckie biuro podróży, specjalizujące się w afrykańskiej turystyce, wspólnie z biurem partnerskim w Tanzanii,
które pod górą Kilimandżaro zabezpieczało wszystkie możliwe potrzeby „miłośników zdobywania szczytu”. Na miejscu można zobaczyć, jak bardzo dobrze zorganizowani są Tanzańczycy do przyjmowania turystów ze wszystkich stron świata.

Jak radził sobie Pan z aklimatyzacją, z chorobą wysokościową i różnicami temperatur?
Tak jak już wspominałem, moja umiejętność do szybkiej aklimatyzacji była dla mnie największą niewiadomą i najbardziej fascynującym zagadnieniem. Zdradzę coś, o czym nie mówi się głośno, jest to temat tabu. Rocznie na podejściu pod górę, w wyniku choroby wysokościowej, płaci życiem dziesięć do czterdziestu osób (oficjalnie nie mówi się o tym i dane stanowią pewnego rodzaju tajemnicę).
W porównaniu z moimi wspólnie wspinającymi towarzyszami, bardzo dobrze radziłem sobie z wysokością. Jakkolwiek każdy z nas po pokonaniu wysokości 3000 m miał bóle głowy na skutek szybkiej wspinaczki. Najlepszym na to lekarstwem było zwolnienie tempa marszu i zwiększenie ilości przyjmowanych napojów. Podczas wspinaczki moja dzienna porcja trunków wynosiła pięć litrów. Od wysokości 4600 m do 5895 m czułem lekkie zaburzenia równowagi. Wymagało to podczas wspinaczki większej koncentracji. W takich momentach ważne było zachować dobry humor, a samopoczucie niestety było jak po wypiciu kilku drinków.

Zapewniam, że kto potrafi przetrwać w „dolinach” nocne balangi, ten jest w stanie wejść na Kilimandżaro (śmiech!).

Jak wyglądał jadłospis podczas wspinaczki. Czy były w nim jakieś potrawy afrykańskie?
Każdy Kilimandżaro-turysta w ciągu całego pobytu i na trasie wspinaczki, jest pod opieką przewodników tzw. zespołu towarzyszącego. Podczas wędrówki jest serdeczna atmosfera, przeżywa się wręcz momenty bycia „rozpieszczanym” przez „opiekunów”. Śniadanie było zawsze angielskie, składało się z owoców, omletu i kiełbasy. Na dzienną wyprawę zabierany był lunch box z owocami oraz suchy prowiant np. grillowany kurczak. Po całodziennej wycieczce, podawano nam posiłek składający się z trzech dań, niestety „zalatujący” bardzo europejską kuchnią. Apetyt zawsze mi dopisywał, wszystko mi smakowało, co nie było aż tak widoczne u moich kolegów. Utrata apetytu to bardzo często spotykane symptomy choroby wysokościowej. Tylko podczas ostatniego etapu wspinaczki spożyłem pewną ilość dodatkowej energii w formie wysokokalorycznych proteinowych batoników.

Czy był czas na to, aby zwiedzić Tanzanię i poczuć się jak w Afryce?
Niestety nie, nie było czasu na wycieczki po Tanzanii. Tylko jedynie na początku odwiedziliśmy afrykańską szkołę, gdzie kolega Martin przekazał uzbieraną sumę 2850 euro na cele charytatywne i edukacyjne.

Byliśmy tam bardzo serdecznie podejmowani, co widać na załączonym filmie.
Nie był to niestety urlop, lecz rodzaj pewnej misji zdobycia szczytu Kilimandżaro w ciągu sześciu dni. Jednak to wszystko, co przeżyłem i zobaczyłem u podnóża góry mimo krótkiego okresu czasu wywarło na mnie duże wrażenie.

Czy faktycznie podróże kształcą? Co daje taka podróż, jak odzwierciedla się to w życiu?
Ta wyprawa była zbyt krótka, by twierdzić, iż wzbogaciła mnie w sensie „podróże kształcą”. Pomimo to mogę powiedzieć, że wyprawa na
bardzo zmieniła moje życie. Dlaczego? Po pierwsze całoroczna dyscyplina, którą nałożyłem sobie podczas treningów przygotowawczych wzmocniła
mnie wewnętrznie w dążeniu do innych do celów życiowych. Po drugie stałem się bardziej zrównoważonym człowiekiem. Poza tym uważam, że udało mi się udowodnić sobie, że w życiu można osiągnąć wiele, jeżeli się intensywnie nad sobą pracuje i dąży się do celu.

Czy wróci tam Pan ponownie, aby jeszcze raz spróbować swych sił?
Jak wspominałem, teraz pojedzie tam moja małżonka. Dla mnie jest zamkniętym projektem. Nie wykluczam jednak ponownej wyprawy do Tanzanii w celu lepszego poznania tego kraju, jego kultury i mieszkańców.

Czy ma Pan nowe plany podróżnicze?
Jak to się popularnie mówi „coś zostało mi zaszczepione”. Nie dalej niż przed rokiem nie posiadałem nawet butów do wędrowania a po dwugodzinnym spacerze wszystko mnie bolało. Dzisiaj pokonuję mały maraton w czasie 1,5 godz. Nie wykluczam również, że w przyszłości podejmę wspinaczkę na jakąś następną ciekawą górę. Nie mam jeszcze jednak konkretnych planów.

Dziękuje Panu serdecznie za bardzo ciekawą rozmowę . Dziękuje za udostępnienie wspaniałego filmu, zdjęć i linków. Życzę Panu wielu sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym oraz wielu następnych ciekawych podróży.
Pokaz slajdów jako film, 31 minut:tutaj/a]
Link w języku niemieckim sprawozdanie wyprawy:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto