MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Czy kryzys wolontariatu?

Redakcja
W rankingu ocen wykonywanych przez wyspecjalizowaną w badaniach organizację European Social Survey wynika, że zajmujemy końcowe pozycje na liście społeczeństw obywatelskich w ogóle. Niestety, mija też moda na posłannictwo wolontarystyczne

Diagnozy nie pozostawiają złudzeń. Zaangażowanie Polaków w ruch wolontarystytyczny systematycznie spada. Nigdy zresztą nie było wysokie. W rankingu ocen wykonywanych przez wyspecjalizowaną w badaniach organizację European Social Survey, wynika że zajmujemy końcowe pozycje na liście społeczeństw obywatelskich w ogóle.

Niestety mija też moda na posłannictwo wolontarystyczne. Nie na zapotrzebowanie na usługi wolontarystyczne, bo ono jest ogromne i wciąż wzrasta, ale na indywidualne odczucie ludzie, kończące się obecnie smutnym przeświadczeniem, że w wolontariat nie warto się angażować.

Z pewnością każdy wymieniłby wiele przyczyn tego stanu rzeczy. Pozwolę sobie przywołać tylko kilka, które naprędce przyszły mi na myśl. Pierwsza leży w hurrraoptymistycznym potraktowaniu idei wolontariatu, jako pięknej idei samospełnienia się. Ludzie masowo deklarowali chęć przynależności do rozmaitych organizacji skupiających wolontariuszy, ale równie masowo i prędko doznawali rozczarowania. Okazywało sie bowiem, że bycie wolontariuszem wcale nie jest proste i piękne, że przeciwnie wiąże się z wielkimi obciążeniami czasowymi, niekiedy finansowym (np. koszty dojazdów), z rezygnacją ze sporej dozy i stylu dotychczasowego życia, innego zaplanowania własnej aktywności.

Poza tym wiele organizacji nie potrafiło należycie wykorzystywać zapału i chęci pozyskanych wolontariuszy. Ilość nie przeszła w jakość. Nie sztuka bowiem szczytnymi hasłami przywołać ludzi, ale prawdziwa sztuka - dać im satysfakcjonujące zajęcie. Nic tak bowiem nie deprymuje, jak brak konkretnej roboty. Po kilku przyjściach na tzw. dyżury w stowarzyszeniu, po oglądnięciu tych samych twarzy, po wysłuchaniu tych samych plotek motywacja do działania zanikała, o ile w ogóle była.

Po drugie, kilka lat temu jeszcze, młodzi ludzie – bo oni głównie stanowią o liczebności armii wolontariuszy, aczkolwiek nie lekceważę zaangażowania i pracy wolontariuszy starszych a nawet w podeszlym wieku – traktowali wolontariat, jako odskocznię do kariery zawodowej, jako ważny moment, którym można się było pochwalić w CV. Kiedy jednak zauważyli, że większości pracodawców ta kwestia i rekomendacja organizacji jest - delikatnie mówiąc - obojętna, a wielu nawet przeszkadza, jako fanaberia uniemożliwiająca kandydatowi na pracownika zupełnie poświęcenie sie firmie, ta argumentacja odpadła.

Po trzecie, przyczyną zasadniczą jest brak społeczeństwa obywatelskiego! Idea społeczeństwa obywatelskiego, tak wydawałoby się chwytliwa, jakoś dziwnie rozmyła się w polskiej praktyce życia społecznego i politycznego. Poza szczytnymi hasłami głoszonymi przez polityków, wtedy kiedy im to potrzebne w kampaniach propagandowych, jakoś dziwnie mało konkretów. Byłbym niesprawiedliwym twierdząc, że organizacje pozarządowe pozostawione są same sobą. Doświadczają one bowiem niejednokrotnie wielkiej pomocy.

Dominuje niestety wszechwładne poczucie, że wszyscy żyjemy nie w społeczeństwie obywatelskim, tylko w społeczeństwie urzędniczym, technokratycznym i biurokratycznym. Przyczyniły się do tego z pewnością rządy PiS, partii głoszącej idee silnego państwa wykonawczego, państwa wiedzącego lepiej i państwa opiekuńczego na dodatek, a więc wyznającego prymat aparatu urzędniczego nad masą obywateli.

Partia rządząca się zmieniła, ale administracja państwowa i lokalna mnoży wciąż nowe struktury swego aparatu: urzędy, posady, gdzie urzędnicy wymyślają rozmaite sposoby okiełznania, ubezwłasnowolnienia, podporządkowania sobie organizacji pozarządowych. Pisząc rozmaite, najczęściej psu na budę zdatne, strategie, programy, plany, zwołując konferencje, narady, spotkania, szkolenia, zmuszając pośrednio lub bezpośrednio NGO do sporządzania sprawozdań, wypełniania ankiet itp. Ostatnio wiele agend przejawia wielką chęć do rozliczania organizacji z otrzymanych darowizn od obywateli w postaci 1 proc. podatku od dochodów indywidualnych. Niezależnie od tego, że uprawnione OPP muszą sporządzać sprawozdania do Ministra Pracy i Polityki Społecznej, do sądów rejestrowych, do urzędów skarbowych, że publikują sprawozdania merytoryczne i finansowe. Nie, trzeba je dodatkowo zmusić do tłumaczenia się, czy przypadkiem nie przeznaczyły tych pieniędzy na balangi dla „aktywu”.
Sama na przykład procedura uzyskiwania dotacji na realizację zadań publicznych na poziomie gmin jest mało przejrzysta. Konkursy ofert nie dobywa się zgodnie z prawem zamówień publicznych. Przy rozstrzygnięciach konkursowych nie sposób oprzeć się wrażeniu, że panuje ogromna uznaniowość. Że poza względami merytorycznymi, liczą się znajomości i układy. Nie ma procedury odwoławczej, czy choćby kontrolnej. Stąd na realizację identycznego zadania nierzadko jedna organizacja dostaje fundusze o wiele mniejsze niż inna. Teraz, kiedy z cała mocą wypłynęła sprawa korupcjogennych i nepotycznych praktyk stosowanych ponoć przez PSL i niektórych wpływowych polityków PO, warto by i na to zagadnienie zwrócić więcej uwagi.

Na przeszkodzie działaniom NGO stoi też urzędnicza interpretacja przypisów. To ona kształtuje praktykę, a niekiedy zastępuje prawo. Np. urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości uznają, że organizacje uprawnione do otrzymywania nawiązek i innych świadczeń pieniężnych orzekanych wobec sprawców przestępstw nie mogą dystrybuować tych pieniędzy, w taki sposób, by pokrywać koszty niezbędne i wyłącznie związane z tym procesem.

Mówiąc jaśniej i przykładowo: gdy organizacja dysponująca funduszem nawiązek przyzna ofierze wypadku drogowego pomoc finansową z puli uzyskanych nawiązek, nie powinna, w raczej zdaniem urzędników nie może, pokryć z tych pieniędzy niezbędnych kosztów korespondencji i opłat bankowych (przelewów, przekazów). Za to powinni zapłacić członkowie i wolontariusze stowarzyszenia z wlasnych kieszeni. Bo rzekomo nie są to cele bezpośrednio związane z pomocą. To jakie więc są? Wydatkami na rozrywkę NGO, widzimisię?

Urzędnicza, sztywna interpretacja postanowień kodeksu karnego jest niezrozumiała, a nawet obłudna, gdyż istnieje zamiar utworzenia kosztownego urzędu państwowego, który zajmie się dysponowaniem nawiązkami. Z kosztownymi siedzibami z wyposażeniem, jak mniemam z samochodami, telefonami, personelem, któremu trzeba będzie płacić pensje, premie, odprowadzać podatki i zasiłki ZUS. I wtedy nikt nie będą to wydatki bezpośrednio na cele pomocowe. Chyba, że całość ciężar finansowania działalności tego kolejnego biurokratycznego tworu pokryje państwo, czyli my! To samo państwo, które uniemożliwia sprawnie działającym organizacjom pozarządowym przeznaczania minimalnej części nawiązek na zalatanie kosztów związanych z ich rozdziałem osobom poszkodowanym przez los.
Wreszcie jeszcze jedna rzecz wołająca o pomstę do nieba. Ludzie zdają sobie sprawę, że krytyka, niekiedy nawet uzasadniona, urzędów państwowych i samorządowych może okazać się przykrą w skutkach dla obywateli żądających poprawy jakości urzędowania. Przeciwko odważnym wszczynane są postępowania karne. Cynicznie wykorzystywany jest aparat państwowy do ścigania niepokornych. Bez względu na koszty! Urzędnicy czują się pewni i bezkarni w swej roli jedynie słusznej wyroczni, stając ponad powszechnym prawem i bezlitośnie wykorzystując siłę państwa wobec słabej jednostki. Siłę mają, ale gdzież tu autorytet i zaufanie społeczne dla państwa.

Przywołam osobisty przykład. Kiedy urząd obejmował Andrzej Czuma, człowiek, którego wielce szanuję, pozwoliłem sobie wrzucić kamyczek do jego ogródka, zabierając głos na forum onet.pl. Opisałem, jako przedstawiciel organizacji pozarządowej zajmującej się problematyką pomocy prawnej, jak w mieście R. wygląda postawa organów ścigania wobec aktów przemocy w rodzinie. Wypowiedź była anonimowa. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dostałem urzędowe wezwania do komendy policji, gdzie pokazano mi wydruk z mojego e-maila, z uwidocznionym moimi personaliami, i gdzie musiałem się tłumaczyć, po co, dlaczego i z jakich powodów napisałem tę wiadomość. Traktuję to jako pogwałcenie mojego konsytucyjnego prawa do swobody poglądów i wypowiedzi, oraz jako dowód nadzwyczaj skutecznej inwigilacji obywateli przez urzędnicze państwo. Szkoda tylko, że to państwo nie jest tak doskonale w działaniach na tych polach, w których aktywności oczekują obywatele.

Te, jedynie przykładowo, po łebkach i pośpieszne rzucone przykłady unaoczniają, że wcale niełatwo być w dzisiejszych czasach ani członkiem, ani wolontariuszem NGO. I nic nie zmienia tu nawoływania, apele do szlachetnych serc, kiedy pospolitość będzie tak skrzeczała, jak skrzeczy, kiedy hasła polityczne będą się rozmijały z codziennością, kiedy splendory i nagrody za „ dobre serce” będą spadały na bogatych i sławnych, o czym świadczą rozmaite rankingi, plebiscyty i konkursy na „działaczy roku”. Gdzie pierwsze miejsca przypadają ludziom z czołówek publikatorów. Media nagłaśniając „sukcesy” swoich ulubieńców zapominają zupełnie o wytrwałej, konsekwentnej pracy bezimiennych rzesz członków i wolontariuszy organizacji pozarządowych. Ważny jest dla nich doraźny i gigantyczny efekt, najlepiej jeszcze doprawiony jakim sensacyjnym doniesieniem.

Dla tysięcznych rzesz zwykłych członków i wolontariuszy, którzy borykają się z trudami codzienności nie pozostaje nic, albo prawie nic.

Łatwo być szlachetnym i szczodrym, gdy jest się sławnym i bogatym. Trudniej, gdy jest się biednym i skromnym zjadaczem chleba i nie ma sie nic do zaoferowania innym, oprócz swej wiedzy, czasu i osobistego oddania.

Pewnie zaraz usłyszę, że nikt z nas nie oczekuje nagród i zaszczytów, że angażuje się w to, co robi z własnego wyboru i bezinteresownie. Z pewności tak! Tylko, że instytucje i organa państwowe powinny zrobić wszystko, żeby tę bezinteresowną chęć działania i ogromy potencjał ludzkiej aktywności wykorzystać, a nie, jak bywa – rzucać kłody pod nogi. Trudno sie zatem dziwić, że wszyscy odczuwamy kryzys postaw. Że ludziom brak cierpliwości i motywacji do "pracy u podstaw", jak pisali
pozytywiści, a de facto wolontariat sprowadza się właśnie do tego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tragiczne zdarzenie na Majorce - są zabici i ranni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto