Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy papierowa gazeta przeszła właśnie do lamusa?

Bartłomiej Brach
Bartłomiej Brach
Logo konferencji...
Logo konferencji... Debata
Wbrew apokaliptycznym prognozom i fundamentalnym zmianom zachodzącym w światowych systemach medialnych, nic nie wskazuje na to, by papierowa gazeta już teraz wydawała ostatnie tchnienie na globalnym rynku medialnym. Wiadomości24.pl są patronem medialnym konferencji "Rewolucja informacyjna - wizje społeczeństwa i mediów" organizowanej przez Koło Naukowe Klub Debat 11 i 12 kwietnia.

- Niektórzy mogliby powiedzieć, że dzisiaj gazeta jest już tylko uzupełnieniem dla internetu. Wielkie brandy prasowe, jak "New York Times" znacząco otwierają się na internet. Wersje elektroniczne takich gazet okazują się o wiele bogatsze od swoich papierowych odpowiedników ze wszystkimi uzupełnieniami do tekstów w postaci filmów, dźwięków, komentarzy, etc. Wszyscy się jednak zdziwimy, jak długo to jeszcze potrwa zanim papierowa prasa ostatecznie umrze – niesłuszne obawy o tradycyjnie drukowaną prasę potwierdza Mirosław Filiciak, medioznawca i adiunkt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej oraz redaktor kwartalnika "Kultura Popularna". - Pamiętam jak w latach 90. mówiło się, że wraz z upowszechnieniem się komputerów, papier wypadnie z obiegu, a jednak przez kolejną dekadę jego zużycie na świecie rosło. Dopiero od dwóch, trzech lat, jak pokazują najnowsze statystyki, spada zużycie papieru w krajach najbardziej zinformatyzowanych - tłumaczy.

Oldschoolowy szelest papieru...

Najprościej można to uzasadnić tym, że oldschoolowy szelest papieru nadal pozostaje zaletą nie do zastąpienia. - Papier jest wciąż najwygodniejszym interfejsem - mówi Filiciak. - Problem wyboru między gazetą papierową a elektroniczną dla mnie polega na tym, że z tą pierwszą mogę się położyć w wannie, a z laptopem już tego nie zrobię, bo będę się bał, że go zamoczę. Dla zastąpienia drukowanej prasy trzeba zaproponować coś taniego i wygodnego, żebyśmy mogli to czytać w autobusie. Wszystko wskazuje więc na to, że drukowana prasa nie zniknie szybciej, niż chociażby tradycyjne książki w bibliotece. Dopóki wszyscy tak często korzystamy z papieru, nie ma się co oszukiwać, że nie będzie on służył jako podstawowa matryca informacyjna.

Sama tylko forma utrzymywana przez niezwyciężony prymat papieru nie uchroni jednak gazety przed zbliżającą się rewolucją. - To jest kwestia drugorzędna, czy czytamy gazetę z papieru, czy z monitora. Myślę, że za dziesięć lat jest całkiem możliwe, że będziemy ją czytać po prostu z „e-papieru” i nie dostrzeżemy wielkiej różnicy jakościowej, jeżeli chodzi o samo medium - odpowiada na tytułowe pytanie Filiciak. - Z dziennikarstwem będzie niedługo tak, jak z dobrze skonfigurowanym skypem w domu. Dla dzwoniącego kwestią drugorzędną pozostaje to, czy się łączy przez linie naziemną, za pomocą telefonii komórkowej czy przez internet.

Wszyscy cytują się nawzajem?

Należy jednak zwrócić uwagę na różne procesy towarzyszące rozwojowi mediów internetowych, takie jak wymieranie kosztownych gatunków dziennikarskich czy konwergencja mediów. - Nie sądzę, żeby młodzi studenci dziennikarstwa mieli problem ze zniknięciem tradycyjnych redakcji. Trzeba jednak pamiętać, że dzisiaj jedna redakcja dostarcza materiałów dla wielu mediów: gazety, internetu, etc. - ostrzega Filiciak. Redakcji internetowych często nie stać na utrzymanie własnych newsroomów, które zajmowałyby się samodzielnym zbieraniem informacji. Z tego powodu, mimo wielu kanałów informacyjnych, tak jak w przypadku gazet papierowych, maleje ilość poruszanych tematów w internetowej prasie. A to dlatego, że wszyscy korzystają z tych samych źródeł, cytują się nawzajem - skąd miałyby się brać nowe tematy?

Jako kolejną przyczynę kurczącego się zasięgu internetowej problematyki przywołuje się małe zainteresowanie internautów wypełnianiem sieci własnym „contentem”. Dowodzi tego raport „The State of News Media 2008”, który tak komentuje Filiciak: - Właśnie weszliśmy w moment krytyki Web 2.0. Co raz więcej wyników badań potwierdza, że we wszystkich działaniach oddolnych w internecie nie do końca wykorzystuje się dostępny potencjał. Statystyki takich stron, jak Youtube.com czy Flickr.com, stworzonych specjalnie do samodzielnego modyfikowania ich zawartości przez internautów, pokazują, że tylko od 0,5 proc. do 1,5 proc. użytkowników tych witryn cokolwiek w nich tworzy - reszta to bierni odbiorcy.

Chociaż zdarza się nam przesadnie idealizować tzw. Web 2.0 (często nie wytrzymującą konfrontacji z krytyką), możemy dopatrzyć się w niej prawdziwego potencjału. - Internet mógłby być czymś więcej, niż drugą telewizją - konstatuje Filiciak i wyraża nadzieję, że Web 2.0 kiedyś przekształci się w bardziej pożyteczne społecznie medium.

Na razie jednak internet funkcjonuje jako swoista „telewizja 2.0” o kilkakrotnie większą siłę oddziaływania na społeczeństwo, niż jej poprzedniczka w wersji 1.0. Według Filiciaka problemem sfery publicznej jest to, że została zawłaszczona przez spektakl i wymogi rynku – jak telewizja. - Powstaje pytanie, czy dzięki inicjatywom oddolnym uda się sprawić, że korporacje medialne będą miały trochę mniej wpływu na sferę publiczną. Czy jako obywatele wywalczymy sobie niszę, by zabrać głos? - pyta mój rozmówca. W dzisiejszych czasach coraz częściej widać, jak stare korporacyjne media zostają zmuszone, aby otworzyć się na różne inicjatywy oddolne, których najlepszym wyrazem jest dziennikarstwo obywatelskie (zwane też po prostu oddolnym).

Dziennikarstwo oddolne i ideały

Ideałem dziennikarstwa oddolnego Filiciak nazywa to, co dzieje się w BBC. W związku z „przegapieniem“ przez tradycyjne media niezadowolenia społecznego wywołanego podwyżkami cen paliw, które zakończyło się blokadami dróg oraz bardzo słabą, jak na brytyjskie standardy frekwencją, stacja uruchomiła kilka lat temu serwis iCan, przekształcony później w Action Network. - Polegało to na tym – tłumaczy medioznawca - że instytucja publiczna finansowana z pieniędzy podatników udostępniła swoje łamy ludziom, którzy mogą napisać o swoich lokalnych problemach. To jest dla mnie ideał dziennikarstwa oddolnego i właśnie w takiej jego formie - hybrydzie dziennikarstwa instytucjonalizowanego i działań amatorskich - widzę szansę, żeby do sfery publicznej przenikało więcej tematów dotyczących kwestii małych wspólnot. Chodzi mi o taką sytuację, kiedy na przykład John Smith pisze, że w jego miasteczku na południu Anglii istnieje kłopot z łączami internetowymi i według niego przez to miasto się gorzej rozwija. W końcu sfera publiczna musi służyć dialogowi, negocjacjom, odzwierciedlaniu naszych pomysłów na to, jak powinno wyglądać życie we wspólnocie.

Redaktor "Kultury Popularnej" bardzo krytycznie odnosi się do obserwowanej dzisiaj sytuacji, kiedy to duże media skupiają uwagę na kilku najważniejszych problemach, pomijając inne. - Mam wrażenie, że przez media rozmawiają ze sobą dziennikarze - specjaliści od jednego tematu. Jedna gazeta komentuje komentarze drugiej i tak wszystko obraca się wokół wielkich spraw. Ja bym chciał, żeby czasami zejść z poziomu wielkiej polityki do rozmowy o sprawach zwykłych, przyziemnych - podsumowuje.

Polskie blogi - kółka wzajemnej adoracji?

Pozostaje jeszcze jedna otwarta przestrzeń, gdzie można realizować oddolne inicjatywy – blogosfera. Zaznaczając w niej swoją wirtualną obecność, internauci mają jednak świadomość o znikomym odbiorze ze strony publicznej. - Nie oszukujmy się, prowadzenie bloga cieszy się tak marginalnym zainteresowaniem społeczeństwa w porównaniu z wielkimi korporacyjnymi mediami, że nie jest w stanie zagrozić ich istnieniu. - podkreśla Filiciak. - Nie ma szans, żeby trend na blogowane zabił dziennikarstwo profesjonalne, lecz jako pewna przeciwwaga, wentyl bezpieczeństwa sprawdza się dobrze, co udowodniła chociażby sprawa Elizy Michalik [indywidualni bloggerzy wykryli, że profesjonalna dziennikarka dopuściła się wielokrotnych plagiatów – przyp. KK].

Bloggerzy o większych ambicjach dziennikarskich nie poddają się jednak i żeby zapewnić sobie większą czytelność grupują się w ramach różnych serwisów. Widać jednak także negatywne skutki tego procesu. Zdaniem Filiciaka wpływa on na znaczną polaryzację polskiej blogosfery. - Prawicowi internauci niechętnie dyskutują z jawnie lewicowym tekstem zamieszczonym np. na Salonie24.pl, tylko od razu mieszają autora z błotem - zapewnia mój rozmówca. Podkreśla również, że na polskich blogach nie ma dużych dyskusji, które mogłyby wpłynąć na czyjeś poglądy: - To raczej dyskusje koleżeńskie, kółka wzajemnej adoracji w obrębie góra pięciu blogów, gdzie autorzy tylko utwierdzają się w swoich poglądach.

Jaka jest zatem szansa na prawdziwą rewolucję medialną; na to że przejście papierowej gazety do lamusa nie okaże się nieznaczącą zmianą samej formy? Filiciak wierzy, że obok ludzi, którzy będą traktować publikacje internetowe tylko jako wstęp do profesjonalnej dziennikarskiej kariery lub tylko jako źródło zarobku, pojawią się też ci bez ambicji dziennikarskich, ale z czystą chęcią oddolnego działania. Właśnie ich internetowa aktywność może przyczynić się do sytuacji, w której ktoś kiedyś zapyta, czy korporacyjna gazeta przeszła właśnie do lamusa.

Więcej informacji znajdziecie na stronie o www.klubdebat.uw.edu.pl. Tam znajdują się m.in. wzory plakatów, etc.
Autor Krzysztof Krakowski
***
Konferencja odbędzie się 11 kwietnia Sali Balowej Pałacu Tyszkiewiczów przy ul. Krakowskie Przedmieście 32, 12 kwietnia w sali konferencyjnej Akademii Artes Liberales przy ul. Dobrej 72. Wszystkich dziennikarzy obywatelskich Wiadomości24.pl szczególnie gorąco zachęcamy do udziału w debacie "Czy papierowa gazeta przeszła właśnie do lamusa?" w sali przy ul. Dobrej 72.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto