Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czym jest wina? -"...coś jeszcze musiało być" w Teatrze Żydowskim

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
...coś jeszcze musiało być
...coś jeszcze musiało być Magda Hueckel, Teatr Żydowski
Opowiadania Hanny Krall, przeniesione na scenę przez Izabellę Cywińską, opowiadają o winie niezarzucalnej, której nie sposób ocenić.

Spektakl "...coś jeszcze musiało być" w reżyserii Izabelli Cywińskiej to adaptacja opowiadań Hanny Krall - "Hipnoza", "Tam już nie ma żadnej rzeki" i "Dowody na istnienie". Sztuka stanowi kolaż złożony z różnych fragmentów tych utworów. Jak wspomina reżyser: Hanna Krall zawsze pisze rzeczy uniwersalne. Mimo, że egzemplifikuje je na losach Żydów. W końcu to najsilniejszy akcent w historii XX wieku.

Sztuka utrzymana jest w konwencji teatru w teatrze. Trwają próby do spektaklu o Cadyku z XIX wieku. Aktorzy Teatru Żydowskiego przygotowują swoje role, wykonują ćwiczenia językowe i fizyczne, aby wypaść jak najlepiej. Nad wszystkim czuwa pani reżyser (Ewa Greś), która snuje opowieść o czasach Holokaustu i przybliża postacie stworzone przez Hannę Krall, w które mają się wcielić aktorzy.

Owymi bohaterami są m.in. Pola Machczyńska (Izabella Rzeszowska), która musiała dokonać dramatycznego wyboru między własnym życiem a życiem swojego ojca i dzieci; Cadyk Morgenstern z Kocka (Piotr Sierecki), prosto z XIX wieku, którego przywołała "pieśń czasu", wyśpiewana z głębi zegara przez jego ukochaną; tłum gości, którzy nawiedzają mieszkanie sąsiadów z ulicy Andersa, są duchami ludzi, którzy tam mieszkali i zginęli w getcie, a także czarniutka mała dziewczynka, która urodziła się Żydówką.

Historie wybrane przez Izabellę Cywińską są hołdem złożonym Hannie Krall. Mają one na celu pokazanie jej ulubionego tematu na scenie, jakim jest "wina niezarzucalna". Jak mówi jedna z bohaterek: Nie można jej zarzucić, nie można za nią ukarać, w sobie ją się nosi, czasami przez całe życie. Dobrymi przykładami są czyny Poli Machczyńskiej, która pomagała Żydom, nie myśląc o konsekwencjach; matki, która musiała zdecydować, kogo uratować z zagłady - córkę czy siebie, a może zginąć razem; a także rodziców chrzestnych, którzy zrezygnowali z podania żydowskiej dziewczynki do chrztu, bo nie chcieli kłamać przed Bogiem i tym samym skazali ją na śmierć.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to na największe brawa zasłużyli Ewa Greś jako pani reżyser, która doskonale orientowała się w tematyce swojego spektaklu, objaśniała przedstawione w nim historie i stawiała trudne pytania, Piotr Sierecki jako Cadyk Morgenstern z Kocka, który nagle pojawił się na próbie, wyglądem przypominał Żyda Wiecznego Tułacza i powtarzał pewne prawdy, o których czasem zapominamy oraz Izabella Rzeszowska w roli Poli Machczyńskiej, dzielnej Polki, który ukrywała Żydów i poniosła najcięższą karę, a w roli aktorki urzekała anielskim śpiewem.
Bardzo podobała mi się także Ewa Dąbrowska w roli Matki, która walczyła do końca o swoje dziecko i ostatecznie musiała dokonać najtrudniejszego wyboru - skazać na śmierć siebie lub córeczkę oraz Joanna Rzączyńska jako Chrzestna i Marek Węglerski jako Chrzestny - w ostatniej chwili nie zgodzili się na podanie do chrztu żydowskiej dziewczynki, bali się gniewu Boga, nie chcieli kłamać przed krzyżem. Marek Węglerski był także świetny jako ojciec Poli, musiał patrzeć, jak zabierają ją Niemcy i nie mógł nic zrobić, bo inaczej skazałby siebie i wnuka na śmierć.

Nie sposób nie wspomnieć także o dzieciach grających w tym spektaklu, doskonale wcielili się w swoje role - pięknej dziewczynki żydowskiej, która recytuje chrześcijańską modlitwę, dzielnej dziewczynki, która chce zginąć razem z matką oraz synka Poli, który pomaga ukrywać Żydów.

Warto wspomnieć także o skromnej, ale jakże funkcjonalnej scenografii - kulisy teatru (widoczna maszyneria), kilka krzeseł, duży i stary zegar, który odgrywa ważną rolę, a także o kostiumach - współczesne stroje oraz kontrastujący z nimi poszarpany ubiór Cadyka. Za oba te elementy odpowiada Paweł Dobrzycki. Dopełnieniem jest poruszająca muzyka, świetnie dopasowana do tematyki sztuki, którą skomponował Jerzy Satanowki. Szkoda, że nie jest jej więcej.

"...coś jeszcze musiało" być to trudna sztuka, skłaniająca do refleksji, czym jest wina, kto ma prawo ją sądzić i czy zawsze jest ona taka oczywista. Polecam ten spektakl każdemu bez wyjątku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto