Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dale Cooper z dyktafonami - recenzja albumu "Métamanoir"

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
okładka
Dziwaczna nazwa zespołu - The Dale Cooper Quartet and the Dictaphones - to płaszcz kryjący ciemny jazz nieprzypadkowo odsyłający do Lyncha. Leniwa zmysłowość tej mrocznej muzyki nie ustępuje hitom z nawiedzonego Twin Peaks.

Minęło sporo czasu od premiery pierwszej płyty Dale Cooper Quintet - w 2007 roku wydał "Parole de Navarre". Garstka fanów, którzy poszukują doom jazzu i innych bardzo ciemnych odcieni tego gatunku, mogła sobie co prawda zapełniać czas brawurowymi dokonaniami zespołów pokroju The Kilimanjaro Darkjazz Ensemble czy Bohren & der Club of Gore - ale jest coś w pomysłach wykluwających się w głowach Francuzów wyjątkowego, co sprawia, że żaden zastępczy środek nie zaspokaja głodu słuchacza.

Pewną stałą tendencją dzieł wydawanych przez Denovali staje się wciągająca atmosfera płyt, krajobrazowość muzyki, którą firmują, spróbuję już więc uniknąć nudnych powtórzeń. Tak czy inaczej, szóstka muzyków zaprosiła do współpracy prześlicznie śpiewającą Gaëlle Kerrien, która znana jest z pracy razem z Yannem Tiersenem nad jego ostatnią płytą, i zbudowała z jej pomocą unikalną atmosferę - z jednej strony nasyconą smooth-jazzową subtelnością, z drugiej - majestatyczną powolnością doom jazzowej wrażliwości, szczególnie w sekcji rytmicznej. Na tle tych bardzo powolnych, ociężale acz nie bez urody, wijących się kompozycji, kolejne warstwy instrumentów i wokali doprecyzowują atmosferę utworów, czasem grając na niepokojącej nucie, czasem - wywołując prawie taneczne skojarzenie, wreszcie budując melancholijno-nostalgiczne nastroje. Momentami są to bardzo odważne posunięcia - szczególnie włączenie grzmiącej, psychodelicznie monotonnie pogadującej coś w tle gitary do niektórych z ich kompozycji. W ten sposób powstał
chociażby "Mon Traguique Charteuse" - utwór gęsty i ciemny jak Lynchowska noc, ale też na podobnym poziomie psychodelicznej neurozy, która pasowałaby jak ulał to milczących wizji "Limits of Control" Jarmuscha.

Kwartet, który kwartetem nie jest tak do końca - na stronie figuruje sześć nazwisk, nie licząc gościnnej solistki - ma cudowną moc roztaczania ciemności i rozjaśniania jej różnymi ciekawymi elementami: zawodzeniem saksofonu, przepuszczonym przez efekty wokalem, brzmiącym jak ze starej taśmy magnetofonowej, przeszkadzajkami wpuszczonymi w swingujący jazz band ("Ma Insaissisable Abri"), jakimś ambientowym wtrąceniem w stylu Basinskiego ("Sa Prodigieux Hermitage" i "La Terrible Palais"), posępnym bębnieniem ("Le Implacable Gentilhommiere") czy bardzo dosłownie filmowym deszczem w "Il Melodix Manouir". Ilość detali przykuwających ucho w kolejnych kompozycjach zachwyca - tą płytą trzeba się raczyć z uwagą i w skupieniu, by jak najlepiej skorzystać z jej niebanalnej urody.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto