Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dominik Dobrowolski: Dziennik wyprawy do miasta "B"

Redakcja
W przeddzień objęcia przez Polskę prezydencji w Radzie Unii Europejskiej do Brukseli dotarł na rowerze Dominik Dobrowolski, przywykły do niezwykłych wypraw proekologicznych. Jechał z hasłem ograniczenia emisji CO2 Poniżej diariusz podróży.

I etap. Wrocław - Lwówek Śląski. 15. 06. 2011 r.
Konferencja prasowa na start na ulicy Świdnickiej. Dziennikarze z zaciekawieniem wypytują o cele i plany wyprawy. Doskonała okazja, aby przemycić trochę ekologicznych postulatów. Do wyprawy przyłącza Janusz z Ostrowa Wielkopolskiego. Słuchając mojej rozmowy z Henrykiem Sytnerem w „Trójce” postanowił zmienić kierunek ze wschodu na zachód i zamiast Bieszczad wybrał Brukselę. Też na „B”.

Cudowny dzień, bocznymi dróżkami, przez kaczawskie pagórki po przejechaniu 130 km, lądujemy w cudownym miejscu, kilka kilometrów przed Lwówkiem Śląskim: źródełko, trawnik pod namioty i… sklepik wiejski, z oszronionymi butelkami napoju chmielowego. Zasnąłem jak suseł.

II etap. Bautzen. 16. 06. 2011 r.
Z Lwówka Śląskiego w słońcu, prawie 122 km do Bautzen. Same pagórki. Na granicy pożegnalna z Polską kąpiel w Nysie Łużyckiej. Dalej wyłącznie ścieżkami rowerowymi. Raj dla rowerzystów! Biwakujemy w lesie nieopodal Bautzen. Noc pełna atrakcji, z nawałnicą. Pioruny walą do 4. rano.

III etap. Meissen. 17. 06. 2011 r.
Rąbało i lało przez całą noc. Poranek wietrzny, co niezbyt sprzyja rowerzystom, ale dla turbin wiatrowych idealny. Naliczyłem ich blisko 100 po trasie. Tyle samo zaliczyliśmy dziś kilometrów, z Bautzen przez Kamenz, Konigsbrück, do Meissen. Pogoda wymarzona,
może nawet zbyt upalna. Spiekłem twarz i ręce na raka. Dachy szkół, stodół, magazynów całe w solarach! Kiedy my doczekamy takich czasów? Dotarliśmy do Piskowitz, rozbijamy się nad małą rzeczką.

IV etap. Zeitz. 18. 06. 2011 r.
Jeszcze słowo o dniu wczorajszym. W niwecz obróciły się plany spania nad rzeczką. Przyszła właścicielka 800-hektarowego pola kukurydzy i zaprosiła nas na trawnik w obejściu. Później długo bawiliśmy się z połową wsi na festynie z okazji 600-lecia Piskowitz. Rano gospodyni pokazała mi swój śmietnik... 10 pojemników do segregacji odpadów! Po porannej kawie ruszyliśmy pod wiatr. Mordęga. Naliczyłem 300 turbin wiatrowych. Przez Dobeln, Geithain dotarliśmy do Zeitz i nad brzegiem Weisse Elster rozbiliśmy się w ostach. Zrobiliśmy 113 kilometrów.
PS. Wstyd się przyznać: oprócz wiatru pedałowanie spowalniają skutecznie owocujące, przydrożne czereśnie.

www.cycling-recycling.eu

V etap. Magdala. 19. 06. 2011 r.
Zaledwie 70 km z łąki nad Weisse Elster przez Jenę do Magdala. Nieco żenujący dystans, nawet zważając na niedzielę. Mógłbym winę zwalić na wiatr, deszcz, czereśnie, a nawet na ‘szwankujące’ kolano Janusza. Ale po kolei. Podczas oberwania chmury, schowaliśmy się w stodole. Schronił się również miejscowy cyklista, Hartmut. Zobaczyliśmy się ponownie, po przejechaniu 20 kilometrów, na rogatkach Jeny. Przypieczętowaliśmy znajomość w piwnicach lokalnego browaru, warzącego chyba najlepszy porter na świecie. Dalszy ciąg – do przewidzenia! Hartmut zaprosił nas na trawnik przed domem. Objedzeni znakomitymi szparagami podanymi przez jego żonę Sabiny, zasnęliśmy jak dzieci.
PS. Syn Hartmuta studiuje w Jenie ekologię.

VI etap. Eisenach. 20. 06. 2011 r.
Po garnku czarnej kawy i kanapkach przygotowanych przez Sabinę, o siódmej ruszamy „nach Weimar”. Mijamy setki dzieci, które na rowerach „prują” do szkół. Postanawiamy zboczyć z trasy i przez pola dotrzeć do Erfurtu. Wspaniale miasto, gdzie tramwaje, rowerzyści i piesi potrafią mijać się bezszelestnie na wąskich uliczkach. Pokonanie 20 kilometrów
zabiera nam 4 godziny. Później richtung nach Gotha, niestety w deszczu. Trochę nam psyche siadło, ale przeciwdeszczowo okutani, dalej mozolnie zmierzamy na zachód. I wtedy… pojawia się Anioł. Przed Eisenach zatrzymała nas dziewczyna w starym golfie, taki samochód, a nie sweter, dając nam 2 euro na wodę i jedzenie, do czego namawiała tabliczka przypięta na rowerze Janusza. Wzięliśmy, w zamian dając jej duuużą czekoladę. Anioł doradził nocleg w niedalekiej Komunie Siloach. Pojechaliśmy, rozłożyliśmy się w baraku. Cudowny, długi i gorący prysznic poprawił nastroje. Swoją drogą to już półmetek, 600 km z Wrocławia, choć dzisiaj również niewiele przejechaliśmy, bo tylko 80 km.

VII etap. Alsfeld. 21. 06. 2011 r.
Wreszcie przyzwoity dystans: 121 km. Z baraku, ze współlokatorką kuną, która rajbrowała w nocy, docieramy do jęczmiennego pola, gdzieś 10 km przed Alsfeld. Zygzakiem ścieżkami przemierzaliśmy thuryngenskie i hessenskie lasy, pagórki, pola i rzeki. Za nami granica dawnego DDR i wciąż widoczna w architekturze i jakości dróg historia podziału jałtańskiego. Pogoda w kratkę. Zdrowie w porządku. Rowery, odpukać też OK.!
Ps. Jeszcze słowo o wczorajszej komunie - to takie ekocentrum dla młodzieży. Śmialiśmy się z Januszem, że choć wspólnie licząc mamy blisko 100 lat, poczuliśmy się tam wyjątkowo młodzi.
VIII etap. Biedenkopf. 22. 06. 2011 r.
Marne jakieś 80 kilometrów. Dostałem dziś za swoje! Dwa razy przebite przednie, jedno mocne lanie z prądem, czyli ulewa a piorunami, koziołek (wywrotka przez kierownicę), bulgotanie w brzuchu (jest nadzieja, że nie z powodu E-Coli)... Finał za to wymarzony: długa kąpiel w rzece Lahn, 10 km od Biedenkopf, gdzie rozbiliśmy obóz.
PS. Przy Lahn stworzono rozległe poldery zalewowe, na których nie wolno, rzecz jasna nic budować, nie ma też wałów przeciwpowodziowych. Całkowicie inaczej niż w Polsce, gdzie politycy ogłupiają ludzi wmawiając im, że wały ochronią ich przed powodzią! Jak chronią, doświadczyliśmy na własnej skórze.

IX etap. Betzdorf.23. 06.2011 r.
Krwawa „stówa”, zakończona na polu przy rzece Sieg (po niemiecku „Zwycięstwo”). Od godziny 6. do 8. cudowny słoneczny poranek. Zszedł, a raczej „zjechał” nam
na ścieżkach południowej Westfalii. Później nieustanne lanie deszczu, przenikającego aż do bielizny. Trochę znów psyche siada. Za nami już tysiak kilosów. Sukces uczciliśmy kebabem u Turka w Betzdorf. Pięć kilometrów dalej rozbijamy namioty. Widzimy mnóstwo niemieckich dziadków na rowerach lub chodzących z „balkonikami” i tłumy dzieci emigrantów. Wiadomo, kto tą genetyczną wojnę wygra!
PS. W Niemczech ogromna część opakowań jest objęta kaucją, stąd puszek ani butelek PET
absolutnie nie znajdziesz w rowach i na poboczach dróg. Naśladujmy!

X etap. Bonn. 24. 06.2011 r.
Dotarliśmy do Bonn pięć razy moknąc i pięć razy schnąc. Cudo trasa wzdłuż Sieg, czasami droga z polnej przemienia się w górską, z kamolami, więc rowery pchamy.
Zaliczamy maksymalnie. 90 km, ale kompletnie zrąbani. Woda w Renie, ciepła jak w basenie! Trzeba tylko uważać na barki, bo masa ich!
PS. Odkrywamy dlaczego kompas wariował, wpuszczając nas nie raz, nie dwa w maliny... Przez aparat fotograficzny, który bateriami zmieniał pole magnetyczne...

XI etap. Heimbach. 25. 06. 2011 r.
Bonn żegna nas zapachem kwitnących lip i płaczącym rzęsiście niebem. Niech mi wolno będzie na odrobinę grafomaństwa i megalomanii. Choć ścieżek rowerowych tu więcej niż w całej Polsce, to bite dwie godziny przebijamy się przez industrial na łono natury. Doraźny nasz cel, to niemiecko-belgijski naturpark w bajkowym Heimbach. Na rzece Rur postawiono elektrownię, tworząc jezioro wśród kilkusetmetrowych gór. Umiejętnie połączono ochronę przyrody, turystykę i produkcję energii bez CO2. Nocujemy „nad Rurą” - kąpiel w niej jest najbardziej ekstremalnym wyczynem wieczoru.
XII etap. Maastricht. 26. 06.2011 r
Holandio-Belgia przywitała nas słonecznie i po francusku - tyle dobrego.
Drogi górzyste, "route degradee", za dużo płotów i drutów, za mało wolnej przyrody. Niestety śmieci w rowach i brak ścieżek rowerowych - to rozczarowanie! Mimo wszystko pruło się wspaniale. Dotarliśmy nad kanał nad Vise, 15 km na południe od Maastricht. Obok wylegują się, pływają i taplają gęsi i kaczki. Kupki łajna też robią.

XIII etap. Leuven. 27. 06.2011 r.
Czym bliżej Brukseli, drogi nieco lepsze, a i ścieżki dla cyklistów się pojawiły. W południe było 46 stopni gorąca! A tutaj lasu, czy strumyków, jak na lekarstwo. Po mękach niczym w ogniach piekielnych, kilku kąpielach w rowach i na stacjach benzynowych, docieramy nad kanał nieopodal Leuven, rozbijając się na trawniku sympatycznego i gościnnego „tubylca”. Nad nami pas nalotowy samolotów. Godzina 21.30. Wskakujemy do kanału, aby popływać.

XIV etap. Bruksela. 28. 06.2011 r.
Gospodarz o szóstej wyruszył na wschód, do Düsseldorfu, a my odwrotnie. „Odwrotnie”, czyli według klasyka Wałęsy - o 360 stopni. Do Brukseli zaledwie 30 kilometrów. Najbrzydsza droga, dziurawa, bez ścieżek, coś a' la odcinek: Janki - Warszawa. „Wielki żal”, jak powiada moja 15-letnia córeczka. Dziś też żar z nieba się leje. Gdyby tylko ludzie korzystali z tego „żaru”, to żadne kopalnie, elektrownie na węgiel i atomówki nie byłyby potrzebne. Wieczorem naturalnie zakotwiczyliśmy w eco-hostelu dla młodzieży, jak przystało na nasze roczniki. W kamienicy, w której malował Van Gogh. Jutro zdobywam Parlament Europejski. Może kogoś namówię na "Stop CO2 - Rusz się!".
PS. Pociągi z Brukseli do Niemiec nie chcą brać rowerów! Ale wiocha! Kombinuję, jak tu wrócić do Wrocławia. Może przez Amsterdam...

XV dzień. Bruksela. 29. 06.2011 r.
Dzisiaj przypuściłem szturm na Parlament Europejski. Bez Janusza, bo go nie bawi ani polityka, ani ekologia, tylko kręcenie kilometrów na rowerze. Najpierw spotkanie z panią profesor Danutą Hübner i inspirująca rozmowa na temat ekorozwoju regionów, szczególnie - Doliny Dunaju. W europarlamencie miałem przyjemność spotkać panią profesor Lenę Kolarską-Bobińską, odpowiedzialną w "babskim" gabinecie cieni za środowisko. Później spotkanie z zespołem ds. ekologii, w polskim przedstawicielstwie przy Unii Europejskiej i rozmowa o priorytetach prezydencji. Sam budynek bardzo eko: inteligentne zarządzanie energią, rekuperacja - odzysk ciepła. Koniec dnia klasyczny, czyli włóczęga po starym mieście. Można tu zjeść mule z pietruszką naciową.

XVI dzień. Bruksela. 30. 06. 2011 r.
Dobrowolski go home! Konferencja prasowa przed Parlamentem Europejskim kończy wyprawę "Stop CO2 - Rusz się!". Dziękuję za udział w konferencji sojusznikom wyprawy z Polskiego Przedstawicielstwa przy UE, z biura europosłanki profesor Danuty Hübner, dyrektorowi Fundacji PlasticsEurope Polska i dziennikarzom - korespondentom: Eski, Wawy, Voxu PAP-u, Onet.pl oraz TVP Info. Jutro rusza prezydencja! Pamiętaj „Stop CO¬2 – Rusz się!”

Opis wyprawy oraz zdjęcia dostępne są na stronie cycling-recycling.eu .
Na podstawie relacji Dominika Dobrowolskiego opracowali Barbara i Adam Podgórscy

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto