Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Droga donikąd, czyli co z dalej z emeryturami

Włodzimierz Dajcz
Włodzimierz Dajcz
Siłą rzeczy każdy z nas wynosi własny interes ponad interes państwa. Należy zastanowić się, dokąd doprowadzi takie egocentryczne postępowanie. W interesie państwa powinno być, przede wszystkim, dobro społeczności - ogółu, nie jednostki.

Zgodnie z prawem zachowania gatunku, rodzice poświęcają się dla dzieci nawet wtedy, kiedy muszą sobie odejmować od ust. Niestety rzadko kiedy dorosłe już dzieci są skłonne zrewanżować się starzejącym się, często zniedołężniałym rodzicom i niejednokrotnie pozostawiają ich na pastwę losu. Do opieki nad starszymi rodzicami nie zmusza ich żaden wewnętrzny instynkt, podobny do macierzyństwa czy ojcostwa. W miarę rozwoju cywilizacji powstały więc zabezpieczenia prawne, wymuszające materialne świadczenia na rzecz osób w schyłkowym okresie życia.

Cywilnoprawny charakter tych rozwiązań czynił je daleko niedostatecznymi i ułomnymi, dlatego prawdziwie rewolucyjne było powstanie systemów ubezpieczeń emerytalnych - gwarantowanych przez państwo. Jednak na początku, emerytury były raczej głodowe, a liczba beneficjentów mocno ograniczona ze względu na wysoko postawiony próg wiekowy i dość niską średnią długość życia obywateli. Z biegiem lat, pod naciskiem związków zawodowych, systemy emerytalne obrosły w liczne, często niezasłużone przywileje.

Ubezpieczenia społeczne w Polsce Ludowej były ważnym organem sprawowania władzy. Wcześniejsze emerytury stanowiły rekompensatę dla niedostatecznie wynagradzanych górników, kolejarzy, nauczycieli; były zachętą do pracy w niepopularnych profesjach i nagrodą za pozbawioną prestiżu służbę w resortach siłowych, stanowiących tarczę osłaniającą reżim. System emerytalny powoli zaczął nabierać cech patologicznych, dzieląc ubezpieczonych na lepszych i gorszych, bez merytorycznego uzasadnienia.

Od zarania transformacji ustrojowej było już tylko gorzej. Upadek rodzimego przemysłu zaowocował milionami bezrobotnych, bez jakiejkolwiek szansy na stały dochód pozwalający utrzymać rodzinę. Nowa władza nie znalazła pozytywnych rozwiązań dla regulacji zrujnowanego rynku pracy, postanowiła, więc odesłać sfrustrowanych pracowników na renty chorobowe i wcześniejsze emerytury, doprowadzając do wzrostu długu publicznego. Reforma powołująca drugi filar ubezpieczeń przyniosła zysk ubezpieczycielom, a stratę emerytom.

Po latach beztroskiego i bezmyślnego zadłużania państwa władza, pod presją powtórzenia się u nas greckiego scenariusza, rzuciła się do gwałtownego szukania oszczędności. Rząd premiera Tuska mógł wybierać pole do oszczędzania - między redukcją absurdalnie rozdętej, pochłaniającej publiczne pieniądze biurokracji a zredukowaniem wydatków państwa na fundusz ubezpieczeń społecznych. Uderzenie we własne zaplecze polityczne nie wchodziło w rachubę, dlatego pozostało szukanie oszczędności w podniesieniu wieku emerytalnego.

Wydaje się, że nie tędy droga. Być może Norwegowie czy Niemcy żyją na tyle długo, by nacieszyć się świadczeniem emerytalnym po 67. roku życia. Niestety schorowani obywatele naszego kraju nie mają takich szans, szczególnie mężczyźni żyjący krócej od kobiet. Wynika z tego, że po utracie prawa do pracy większość robotniczej braci utraci także prawo do emerytury. Jak się to ma do 21 postulatów, które stały się zaczynem do obalenia w Polsce komunizmu, jak do etosu Solidarności i Orłów Białych dla jej przywódców?

Zaganianie do pracy ludzi starych nie może być remedium dla upadającego w Europie państwa, dobrobytu mającego swoje korzenie w kolonialnym ucisku i wyzysku gastarbeiterów. Niewydolny staje się system, w którym młodzi ludzie zaczynają na poważnie pracować dopiero po ukończeniu 25., a nierzadko 30. roku życia (przy czym życie seksualne rozpoczynają, kończąc zaledwie 15 lat). Niepotrzebnie przez wiele lat zbijają bąki w nieefektywnie uczących szkołach i uczelniach z powiększaną, do granic absurdu, liczbą dni wolnych od nauki.

"Do młodzieży świat należy, stary robi, młody leży" – to złośliwe, nieco, ludowe porzekadło zdaje się zyskiwać na znaczeniu, kiedy wyobraźnia podsuwa obraz wylegującego się przez cztery miesiące w roku studiującego dwudziestopięciolatka i pucującego mu buty sześćdziesięcioletniego zgreda. W cywilizacyjnym zamęcie, zatrutym środowisku, przy spożywaniu podtruwającej organizm żywności sześćdziesięciolatkowie mogą i powinni pracować, ale tylko na pół gwizdka z możliwością pobierania częściowej emerytury.

Jest dziesiątki innych, lepszych od podnoszenia wieku emerytalnego sposobów na znalezienie dodatkowych środków zabezpieczających przed krachem wypłaty emerytur. Można pokusić się o ściągnięcie składek od nieuczciwych pracodawców, przeznaczyć na emerytury dochody z prywatyzacji czy uszczelnić, przeciekające jak sito, budżety państwa i samorządów. Należy odbudować etos społecznej pracy na rzecz państwa i lokalnych społeczności.

Zamiast rzeczowych i konkretnych działań na rzecz rozwiązania problemu osób starszych, mamy w kraju cyrk emerytalny. Zdeterminowany rosnącym niebezpiecznie długiem publicznym rząd stara się ratować sytuację najbardziej kontrowersyjnym sposobem - przez podniesienie wieku uprawniającego do świadczenia emerytalnego. Nieśmiało i po cichu wspomina też o likwidacji niektórych tylko przywilejów. Zamiary te, ze zrozumiałych względów, wywołują niezadowolenie społeczne, skwapliwe podsycane przez opozycję.

Zamiast wspólnie szukać najlepszego rozwiązania, Jarosław Kaczyński wyprowadza podburzonych ludzi na ulice, choć sam, będąc u władzy, szykował zmiany w tym kierunku. Nie mniej obłudny jest Leszek Miller, który jako premier zafundował emerytom podwyżkę świadczeń o 3 złote, bezczelnie i cynicznie obiecując w następnym roku wzrost dziesięciokrotnie wyższy. Na tym tle, wzywanie polityków opozycyjnych do przeprowadzenia referendum jawi się, jako zwykłe awanturnictwo.

Siłą rzeczy każdy z nas wynosi własny interes ponad interes państwa i tylko wbrew naszej opinii, demokratycznie wybrana władza może wprowadzić takie rozwiązania, które naruszając interesy pojedynczych osób i grup, okażą się, w dłuższej perspektywie czasu, korzystne dla całego społeczeństwa. Cała klasa polityczna przez swoją niekompetencję, zaniechanie i bezmyślność jest odpowiedzialna za kryzys finansowy państwa.

Nie bez winy w anarchizacji społeczeństwa są media zachowujące się jak wilki, które poczuły krew. Na medialnej arenie roi się od jałowych dyskusji prowadzonych przez polityków kierujących się zasadą, że im gorzej dzieje się w kraju tym lepiej dla nich. Tym bliżej im do władzy, tłustych synekur, ciepłych etatów, szemranych interesów, zaspokojenia chorych ambicji osobistych. Pomagają im w tym dziennikarze szukający, a nawet kreujący okazje do poniesienia słupków oglądalności, zwiększających szanse na pozyskanie reklam. Motorem tego żałosnego spektaklu jest chciwość, a paliwem - mamona.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto