Historia pana Jana Statucha zaczyna się jak bajka. Oto w latach 90. udało mu się założyć dużą firmę ogrodniczą, która prężnie się rozwijała. Wyjazdy, spotkania, kontrakt z dużą holenderską firmą. Firma pana Jana jako pierwsza w Polsce sprowadzała do kraju holenderskie nasiona kwiatów i warzyw. Marzenia się spełniają. To nic, że brakuje czasu na porządny obiad, że ciągły stres nie daje spać i brak wolnej chwili na cokolwiek.
W ramach badań okresowych firma wysłała naszego bohatera na badania kontrolne. I tu szok... Okazało się, że serce tego ruchliwego i pełnego energii człowieka jest do niczego. Potwierdził to nawet prof. Zbigniew Religa. Ale pan Janek nadal czekał, nie chciał poddać się operacji. Na co czekał? Na wyzdrowienie? Nie wiadomo. W końcu przeszedł operację wszczepienia baj-pasów i... 6 zawałów. Musiały być lekkie i nierozległe, ale niebezpieczne, bo pan Janek zdecydował się na przeszczep serca.
Ktoś tam u góry musiał czuwać nad życiem mojego rozmówcy, bo chociaż ma bardzo rzadką grupę krwi AB RH-, po 4 miesiącach znalazł się dawca i przeprowadzono operację transplantacji. I już osiem lat pan Jan żyje z nowym sercem i stara się spłacić to, co dostał od innych.
- Zaczęło się to 7 lat temu, rok po transplantacji serca włączyłem się w działalność Stowarzyszenia Transplantacji Serca. Od 2007 roku jestem zastępcą prezesa, a od 2008 przewodniczącym w Kole Zabrzańskim (500 członków w tym 305 po przeszczepie serca i płuc) - mówi nam nasz bohater i wielokrotnie podkreśla, że darowano mu drugie życie i przez wolontariat spłaca dług, który zaciągnął.
Od lutego 2011 roku jest zastępcą prezesa Fundacji Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu (FŚCCS), a wraz z Alicją Chachaj założycielem i realizatorem Ogólnopolskiego programu "Tak Dla Transplantacji". - Pracowałem zawodowo do 2007 roku, w którym ostatecznie ciężka choroba (martwicze zapalenie trzustki) zmusiła mnie do przejścia na rentę. Teraz wolontariat całkowicie mnie absorbuje i jestem szczęśliwy, bo robię to, co kocham - mówi z uśmiechem.
W Polsce rozmowy o przeszczepach i transplantacji nadal są tematem tabu. Dziwne to jest, bo przecież kościół nie potępia przeszczepów, wręcz do nich zachęca i wspiera zarówno dawców i ich rodziny, jak i osoby czekające na przeszczep. Przecież Jan Paweł II w swoim przemówieniu do uczestników Światowego Towarzystwa Transplantologicznego w dwutysięcznym roku, stwierdził, że postępy w dziedzinie przeszczepów to „wielki krok w dziejach nauki stosowanej w służbie społeczeństwa”.
Jeszcze dziwniejszy wydaje się stosunek rodziców do przeszczepu swoich dzieci. Na transplantację wątroby (organu, który się regeneruje) albo nerki (z jedną można żyć) decyduje się tylko 2 proc. rodziców. - To jest ta nasza polska tradycja? Choroba? Filozofia? Nie rozumiem. Pan Prof. Andrzej Chmura jest twórcą dawstwa rodzinnego, to jest wspaniały człowiek – znam Go osobiście i głęboko wierzę w Niego. Jak można odmówić życia swojej niekiedy jedynej bliskiej sobie istoty? Dawstwo szpiku, nerki, w krajach skandynawskich wynosi 25 proc... Jeśli włączyć rodzinne dawstwo przy 1200 przeszczepach nerki, to szanse na drugie życie dostałoby 300 chorych - powiedział nam na koniec.
Współautor artykułu:
- Magdalena Wróbel
Uwaga na Instagram - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?