Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dylematy okresu stanu wojennego

Mirosław Krasowski
Mirosław Krasowski
w24
W tym czasie byłem podoficerem zawodowym Wojska Polskiego na stanowisku kierownika tajnej kancelarii w jednostce rakietowej.

Tego typu jednostki są przeznaczone do walk w konflikcie międzynarodowym i zapewne nie byłyby użyte przy ewentualnym tłumieniu rozruchów wewnętrznych. Wielu moich kolegów jednak służyło w innego typu jednostkach, które mogły być użyte w celach pacyfikacyjnych.

Studiowałem wówczas zaocznie historię na Uniwersytecie Warszawskim, spotykałem się więc z osobami mocno zaangażowanymi w działalność opozycyjną wobec ówczesnych władz. Nie kryjąc wobec nich swojego statusu zawodowego, stawiałem im pytania, dotyczące ich ewentualnych zachowań. Mogłem się spodziewać różnych odpowiedzi, w tym i tych agresywnych. Taką agresywną postawę wyraził Lech Wałęsa w Radomiu, tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego, mówiąc o "praniu się po szczękach".

Na postawione przeze mnie pytanie: "Jak się zachowacie, kiedy tacy, jak ja zostaną postawieni przeciwko wam z bronią wyładowaną do pełna ostrą amunicją?", usłyszałem (dla mnie przerażającą) odpowiedź: „Nie bój się, my też mamy broń". Nie daj Panie Boże (jak mawiają marksiści), żeby w możliwej konfrontacyjnej sytuacji padł jakikolwiek strzał ze strony demonstrantów. Mogę sobie bowiem wyobrazić, że żołnierze nawet bez odpowiedniej komendy, kierujących akcją, zaczną strzelać. Nie dlatego, że kogokolwiek chcą zabić, ale ze strachu o własne życie. Byłaby to niekontrolowana masakra na dużą skalę.
Potwierdzenie takiego nastroju spotkałem wkrótce, w trakcie powrotnej podróży do miejsca stacjonowania jednostki. Muszę tu zaznaczyć, że 13 grudnia 1981 r. byłem w Warszawie z powodu mających odbyć się zajęć na UW.

Oczywiście nie odbyły się. Przekonałem się, że brama Uniwersytetu jest dokładnie zamknięta. Zaskoczyła mnie wówczas pustka na Krakowskim Przedmieściu i okolicznych ulicach. Była godzina 8 rano, a tu w stolicy panował zupełny bezruch. Przez Krakowskie przejechała przy mnie „Wołga” czy „Mercedes”, zresztą czarne. Podobnie wyglądała część Warszawy, którą widziałem, idąc pieszo do Dworca Centralnego. Dziwnie, jakoś nie widziałem kolumn czołgów, czy transporterów opancerzonych, rozjeżdżających ulice stolicy.

W pociągu był stosunkowo niewielki tłok. Jedna ze starszych pań, siedzących w przedziale, w pewnym momencie stwierdziła z zatroskaną miną, że najlepiej, jakby jutro wszyscy Polacy wyszli na ulice z dziećmi. Trudno było to skomentować, więc zachowałem milczenie. Jednak pomysł starszej pani był raczej beznadziejny.

Z uwagi właśnie na takie raczej czysto emocjonalne odruchy i patrząc na na to z punktu widzenia żołnierza zawodowego uważam, że decyzja o ogłoszeniu stanu wojennego była słuszna. Nie ma przy tym znaczenia prawna ocena możliwości jego wprowadzenie. Było to raczej podyktowane koniecznością zapobieżenia bezsensownemu rozlewowi krwi niczemu niewinnych, choć zdesperowanych Polaków.

Poza tym, bez względu na to, co się obecnie mawia, istniała groźba interwencji radzieckiej. Miałem możliwość wówczas słuchania Radia Wolna Europa, jak i Głosu Ameryki. Nie wyglądało to wtedy wg tych radiostacji zbyt różowo. Dziwne przy tym wydają się stwierdzenia niektórych „autorytetów”, że nie groziła nam radziecka interwencja. Jakoś, wydaje mi się, że wg wspomnianych nadawców wyglądało to nieco inaczej.

Rosjanie nie musieli do Polski wejść. Przecież oni tu już byli. W sile kilkudziesięciu tysięcy dobrze uzbrojonych żołnierzy, o ile nie ponad stu tysięcy. Co najwyżej ZSRR mógł ich dodatkowo militarnie wesprzeć. Podejrzewam jednak, że dla Rosjan nie było to najlepszym rozwiązaniem.

Trudno było wtedy w środowisku wojskowym rozważać możliwe scenariusze. Jestem jednak przekonany, że wielu ówczesnych żołnierzy przeciwstawiłoby się zbrojnie ewentualnej ingerencji radzieckiej. Podejrzewam przy tym, że decydenci radzieccy zdawali sobie sprawę z możliwych nastrojów w polskim wojsku.

Można sobie wyobrazić (przy odrobinie wyobraźni), co by militarna interwencja radziecka nam, Polakom przyniosła. W moim przekonaniu dobrze, że w Rosji rządził Gorbaczow, a nie Breżniew. Wszytko wtedy pewnie potoczyłoby się inaczej. Chyba jednak dla nas i dla wszystkich niekorzystnie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto