Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dzień w centrum prasowym reprezentacji Polski

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Godzina 9. Wtedy otwierają się bramy dla mediów od strony ul. Międzyparkowej przy stadionie warszawskiej Polonii. Ochroniarze skrupulatnie sprawdzają akredytację i zapraszają do środka. Tak zaczyna się droga każdego, kto śledzi działania reprezentacji w ostatnich dniach przed Euro 2012.

Na podjazd przed stadionem wjeżdża reprezentacyjny autokar. W fioletowych barwach Euro, z logo turnieju i mottem "Razem niemożliwe staje się możliwe". Na pewno brzmi lepiej niż te sprzed czterech lat: "Bo liczy się sport i dobra zabawa", w którym nie wiadomo specjalnie o co chodziło. Sport specjalnie się nie liczył, zabawy nie było wcale.

Fotoreporterzy i ekipy telewizyjne celują obiektywami w wychodzących zawodników i sztab szkoleniowy, którzy bezceremonialnie wychodzą i po krótkim przywitaniu z Tomaszem Rząsą, dyrektorem ds. kontaktów z mediami (kim?! Ktoś słyszał o takim stanowisku?), udają się na świeżo położoną murawę. Spragnieni kontaktu z reprezentacją obserwatorzy błyskawicznie przemieszczają się na trybuny. W telewizji stadion Polonii wygląda rozpaczliwie, ale na żywo jest jeszcze gorzej. Poniszczone krzesełka, popękany beton, zardzewiałe ogrodzenia. Trybuna honorowa wcale nie wygląda lepiej. Jak mógł tu zasiadać jeden z najbogatszych Polaków przez sześć sezonów?

Na szczęście z zewnątrz jest schludniej. Przed główną ścianą ustawiono gigantyczne fotografie reprezentantów. Jeden z fotoreporterów wytłumaczył autorowi tego tekstu, że musiały być tak wykonane, żeby nie zmieściło się na nich logo sponsora technicznego kadry. Partnerem UEFA i Euro 2012 jest bowiem jego główny konkurent. Biznes to biznes, bez sentymentów.

Rozgrzewka rozpoczęta. Rozciąganie, trucht mieszany ze sprintem. Zajęcia prowadzi trener do przygotowania fizycznego Remigiusz Rzepka. Lewa połowa boiska pokryta jest znacznikami, które wyznaczają granicę dla zmiany tempa biegu. Stojący z boku Franciszek Smuda spokojnie przygląda się ćwiczącym. Uwagę zwraca Robert Lewandowski, który gra z opaską na nodze. Kontuzja? Co się stało? To będzie katastrofa, jeśli nie zagra. Kto go zastąpi? Sobiech? Niemożliwe, "Lewy" musi być zdrowy.

Kolejnym elementem było gra na jeden kontakt, w dwójkach. Błaszczykowski z Piszczkiem, Murawski z Kamińskim itd. Po chwili selekcjoner rozdaje kamizelki - znak, których piłkarzy przewiduje po wyjściowego składu. Bramkarze trenują oddzielnie z Jackiem Kazimierskim. Pady, chwyty, strzały z powietrza, po ziemi, rzuty karne - bramkarskie abecadło.

Po 15 minutach ochrona wyprasza z trybun. Wszyscy udają się do biura prasowego. Wejście zdobią czerwone kotary z obu stron ozdobione PZPN-owskim hasłem "Łączy nas piłka". Podłoga ucharakteryzowana jest na boisko. W środku - również elegancko. Biało-czerwona kolorystyka, wygodne fotele, duże ekrany ustawione tak, że dobrze widać z każdego miejsca. Niczego nie brakuje, nikt nie narzeka. Związek poczynił kolosalne postępy we współpracy z mediami.

Fotoreporterzy obrabiają zdjęcia, kamerzyści tną materiały, dziennikarze podłączają laptopy i szkicują pierwsze zdania relacji. Trwa oczekiwanie na konferencję prasową. Monotonię przerywa Tomasz Rząsa i informuje, że zajęcia były krótsze niż planowano i jeśli nie ma przeszkód, możemy zacząć 10 minut wcześniej. Nikt z sali nie podniósł głosu sprzeciwu, decyzja została podjęta przez aklamację.

"Nie będzie Smudy" - powiedział nagle ktoś z sali. Kto - nie wiadomo. 50 facetów siedzących ze wzrokiem wpatrzonym w ekrany podniosło głowy, niektórzy wymienili się uwagami, których ton brzmiał rozczarowująco. Dopiero wtedy było widać, jak niewiele na sali jest pań: jedna prezenterka TVN 24, pracowniczki biura prasowego PZPN i obsługi technicznej. Piłka to jednak męski sport.

Konferencja ruszyła. Za stołem zasiadają Rząsa, asystent Smudy Hubert Małowiejski, Adam Matuszczyk, Eugen Polański i Grzegorz Sandomierski. Najczęściej obstrzeliwany pytaniami był jednak dyrektor, który tłumaczył, że napastnik Borussii ma stłuczoną łydkę, ale to nie jest nic groźnego i może trenować normalnie. Następnie poinformował o odwołaniu popołudniowego treningu, o co prosili zawodnicy. Tura pytań nr 2 dotyczyła Ludovica Obraniaka, który miał powiedzieć francuskiej prasie, że czuje się nieakceptowany w drużynie. Rząsa zaprzeczył, że taka sytuacja miała miejsce i zapowiedział, że jutro będzie okazja zapytać samego zainteresowanego. Swoją drogą to skarb mieć takiego Rząsę - wyrozumiały, sympatyczny, neutralizujący wrażliwe kwestie, z szacunkiem odnoszący się do każdego. Zawodowy dyplomata. Przyszły rzecznik prasowy reprezentacji?

W miarę składną polszczyzną, choć z wyraźnym niemieckim akcentem, odpowiadał na pytania Polański. Pomocnik Mainz podkreślił, że gra dla Polski jest dla niego bardzo ważna i zrobi wszystko, żeby dołożyć swoją cegiełkę do sukcesu. W miejsce "tylko" regularnie wtrącał "ino", wywołując co chwila wesołość wśród zgromadzonych.

Hubert Małowiejski snuł opowieść o Grekach. Oczywiście wiedział co mówi i nie zdradził wszystkiego. Uzasadnione są rozważania o zasadności wysyłania trenerów na konferencję, skoro i tak odpowiedzi na najważniejsze pytania nigdy nie padają.

Po zakończeniu pierwszej części spotkania, Małowiejski i Matuszczyk siadają na fotelach do rozmów z żurnalistami, pozostali stają na tle ścianek sponsorskich do wywiadów telewizyjnych. Gdyby któryś z klubów Ekstraklasy pozwoliłby sobie na wywiad bez nazw sponsorów w tle, zostałby porządnie ukarany finansowo. Jak jest w przypadku reprezentacji trudno powiedzieć, bo niby komu związek miałby płacić?

Dziennikarze pytają o wszystko. O atmosferę w drużynie, samopoczucie, przygotowania do pierwszego meczu, intensywność treningów. Wokół siedzących są tylko trzy fotele, więc większość stoi z wysuniętymi dyktafonami i komórkami, czekając na swoją kolej w rundzie pytań. Dopchanie (bo takiego określenia trzeba użyć) do fotela graniczy z cudem, ale kiedy cud już się wydarzy, nie ma się ochoty odstąpić miejsca.

I znowu proza - stukanie w klawiaturę, odsłuchiwanie wypowiedzi, by wyłowić co ważniejsze, telefony do redakcji itd. Prezenterzy telewizyjni nerwowo czekają na wejście na żywo. Ustawieni na tle największego z ekranów, gorączkowo odliczają w myślach sekundy i nerwowo spoglądają w obiektyw kamery. Notatki, które robili w trakcie konferencji, streszczają sobie w głowę i układają w całość tak, aby zaakcentować najważniejsze kwestie.

Na dziennikarskiej giełdzie trwa wymiana poglądów. "Zobacz, ilu Anglików złapało kontuzje. Całe szczęście, że nasi są w komplecie" - mówi znany dziennikarz TVN-u. Ktoś inny próbuje sobie przypomnieć kto asystował przy bramce Lewandowskiego w meczu z Australią. Dziennikarze w sobie tylko znany sposób, bez werbalnego porozumiewania, łączą się branżowo - telewizja z telewizją, prasa z prasą, media internetowe z mediami internetowymi, fotoreporterzy z fotoreporterami.

Około 16 w biurze została mniej więcej połowa obecnych u szczytu dnia (czyli okolice 13). Nie tylko Polaków - byli dziennikarze z Niemiec i Grecji, akredytację przyznano nawet Al-Jazeerze.

Artykuły już gotowe, wysłane. Czas wychodzić. By wrócić kolejnego dnia.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto