Christian Krupa to młodzieniaszek - 22 lata, aparycja mocno niepozorna, sceniczna osobowość żadna. Nie zdołał nawet zagłuszyć i rozkochać w sobie słoweńskiej (czyli własnej w gruncie rzeczy) publiczności na tyle, żeby przez 40 minut tego koncertu na chwilę przestali gadać. Ci jednak, którzy zdecydowali się na słuchanie, dostali w prezencie bardzo dobry kawałek eksperymentalnej elektroniki. Krupa jest lublańskim Demdike Stare i Haxan Cloakiem w jednym: odnajdziecie w nim ciemne drony, masę pięknie dopasowanych i ciekawie poskładanych dźwięków, kinematograficzną aurę, a jednocześnie wyłaniający się z tych mroków od czasu do czasu taneczny techno-bit. Udało mu się tak przez cały czas utrzymać dobrą jakość - a to już rzecz godna uwagi.
Efterklang zaczęli zaskakująco - jakaś wiolonczela na początek wyłoniła się z ciemności, potem nieoczekiwanie zabrzmiały syntezatory przypominające dobre czasy Pink Floyd, i z tej oldschoolowej rozgrzewki wyłoniła się wreszcie charakterystyczna melodia "Apples" - początek wymarzony. Do zespołu dołączyła solistka o operowym głosie, która idealnie wpasowała się w klimat mocno uduchowionej muzyki pochodzącej z "Piramidy" (te wokale są z resztą na niej obecne, ale nie w takim stopniu, jak na żywo). Piękna kombinacja. Ostatni album zdecydowanie dominował - usłyszeliśmy i zaskakująco krótkie (takie przynajmniej się wydaje w koncertowej wersji, w momencie, w którym kompletnie odpływasz, utwór się kończy) "Hollow Mountain". Była prześliczna, nostalgiczna "Sedna" z charakterystycznym basem i elektroniką, mistyczne "Told to be Fine" i "Black Summer" (nota bene na te nowe utwory publiczność reagowała najżywiej), hipnotycznie syntezatorowe i w sumie dość taneczne "The Living Layer". Na sam koniec - genialny "Ghost".
Nowa płyta dominowała, bo i konceptualnie miało to największy sens - jest ona zróżnicowana, ale też zupełnie inna od wcześniejszych dokonań. Eksperymentalne, kombinowane oblicze pierwszych płyt Duńczyków z jednej strony zwróciło uwagę szerokiej publiczności na ich muzykę, ale nie pozwoliło jej też na wyjście ze specyficznego kręgu odbiorców, gotowego na takie wyzwania. "Piramida" tymczasem stawia ich już w szeregu alternatywy, z całym zapleczem ambientowych cudowności, wsamplowanych instrumentów orkiestrowych, wreszcie delikatnymi wokalami i indie-gitarami. Udało im się jednocześnie zdobyć serca tłumów (Ch0 był wypełniony po brzegi zaczarowaną publicznością), nie tracąc tożsamości i odmienności. Myślę, że jeśli indie ma przetrwać, potrzebuje właśnie takich zespołów. To może być jedna z tych grup, które zechcemy pokazać swoim dzieciom z tej całej papki. Efterklang jest z resztą w drodze do Polski - za kilka dni będziecie ich mogli pooglądać, i zdecydowanie zachęcam, żeby to zrobić.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?