Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Enemef: Powiało grozą we Wrocławiu

Łukasz Wolski
Łukasz Wolski
NMF
Niestety, tylko przelotnie i miejscowo. Tegoroczna Noc Grozy i Horrorów nie przyprawiła widzów o wielkie dygotanie serca, choć zaprezentowane filmy warto obejrzeć z kilku powodów. Choćby zaskakujących zakończeń, czy morderczych jednorożców.

Organizatorzy tegorocznej Nocy Grozy i Horrorów zaprezentowali widzom 4 filmy: Internat, Kronikę opętania, Dom w głębi lasu i Kobietę w czerni. Każdy z tych filmów oparty bł na innej konwencji, czerpał z innych podgatunków filmu grozy, co niewątpliwie było zaletą seansu.

Czy trafiliśmy do właściwej sali?

Pierwszym z wyświetlonych filmów był Internat (reż. Mary Harron), który bazował na znanej konwencji, w której akcja toczy się w miejscu skrywającym tragiczną historię, a widzowie razem z bohaterami powoli odkrywają jego mroczne tajemnice. Irlandzko-kanadyjska produkcja pozbawiona jest scen ociekających krwią i flakami, ma raczej działać na wyobraźnię, stany psychiczne, to czego nie dostrzegamy na pierwszy rzut oka. Na myśl przychodzi choćby Sierociniec, jednak w tym przypadku nie zadziałał mechanizm, który pozwala po obejrzeniu seansu kojarzyć wszystkie takie miejsca z konkretnym filmem.

W tytułowym Internacie pojawia się nowa uczennica. Wraz z przybyciem Ernessy, postaci tajemniczej i mrocznej, w dotychczas spokojnej placówce wychowawczej dochodzi do serii dziwnych zdarzeń i tragicznych wypadków. Rebecca, która niedawno straciła ojca, musi się zmierzyć nie tylko z własnymi lękami ale także z demoniczną postacią Ernessy.

Sposób ukazania pewnych scen, dość kluczowych moim zdaniem, wywołał wśród widowni salwy śmiechu. Nie było wprawdzie, jak już wspomniałem, pływających penisów i pił mechanicznych, ale część dialogów i obrazów zmuszała do pytania, czy aby na pewno jesteśmy we właściwej sali?

Uważajcie na dybuka z Polski!

Dybuk - demon, który dąży do zawładnięcia ciała człowieka. Często występujący w żydowskim mistycyzmie (zwłaszcza w Chasydyźmie). Właśnie jemu musieli stawić czoła bohaterowie Kroniki opętania (reż. Juliet Snowden, Stiles White).

Konwencja tego filmu jest dosyć popularna. Amerykańska rodzina przeżywająca kryzys (rozwód rodziców) wpada w ogromne kłopoty za sprawą kupna małej skrzynki. Właśnie w niej uwięziony jest dybuk, który zawładnął ciałem malutkiej Em. Sytuacja ta sprawia, że jej ojciec, Clyde, dotychczas zaniedbujący rodzinę, robi wszystko, by pokonać demona. Pomaga mu w tym młody Żyd Tzadok, który wie jak pokonać bestię.

Kronika opętania nie stawia na ściany wymazane krwią, mimo tego akcja jest naprawdę wartka, szybka i zmienia się jak w kalejdoskopie. W aurze tajemniczości dochodzimy do finałowej sceny, w której miejsce ma swego rodzaju egzorcyzm, gdzie widza porwać i przerazić ma to, co niedostrzegalne dla oka. Klimat i muzyka jakie towarzyszą filmowi pozwalają przejąć się losami bohaterów.

Ciekawostką jest, że dybuk pochodzi z Polski i w akcji zawładnięcia ciałem małej Em, przemawia do niej po polsku (co było dla widowni niezwykle zabawne. Z resztą poprzedni film zaburzył nieco percepcję widzów, wobec czego nie tylko ten fragment wywołał sporą dawkę śmiechu).

Film ten, choć nienależący do rewelacyjnych, jest na pewno wart polecenia, zwłaszcza osobom, których pociągają filmy z demonami.

Gdy zaczynasz życzyć głównym bohaterom śmierci

Dom w głębi lasu zaczyna się jak typowy amerykański horror, gdzie grupka przyjaciół o przeciętnej inteligencji wyjeżdża na szaleńczy weekend. Po drodze trafiają na starą stację benzynową, gdzie jej przerażający właściciel dosyć enigmatycznie ostrzega ich przed wyjazdem na wzgórze. Potem pewnie dojadą na miejsce i jacyś psychopaci wyprują im wnętrzności, ugotują i zjedzą,
a po paczce przyjaciół zostanie nagranie z kamery. Ale zaraz...

Okazuje się, że historia piątki studentów osadzona jest w znacznie szerszej perspektywie. Perspektywie, która po tych pierwszych minutach,
nie przyszłaby na myśl nikomu. Widz powoli odkrywa mechanizm, który sprawił że przyjaciele znaleźli się właśnie w tym miejscu. I że muszą zginąć, w dodatku w odpowiedniej kolejności. Mechanizm ten, działający o wielu lat, może zostać zakłócony, a skutki tego mogą być katastrofalne... no właśnie, bo co jeśli widz zaczyna życzyć niezwykle sympatycznym bohaterom śmierci?

Twórcom udało się wyjść poza konwencję, od której zaczął się ten film. Pokazali, że jest miejsce w świecie horroru na coś nowego, świeżego, ożywczego. Może czasem trzeba czerpać np. z science-fiction, ale jednak jest to możliwe. W filmie nie brakuje krwawych scen, latających flaków i potworów rodem z piekła (a nawet kostki z Hellreisera i jednorożca, który bynajmniej nie pomaga bohaterom), ale w tym przypadku zostały one świetnie wplecione w fabułę, ożywiają film, działają na wyobraźnię.

Na uwagę zasługuje jeszcze humor, jaki towarzyszy filmowi. Wszystko za sprawą Martiego, który w fenomenalny sposób komentuje wydarzenia, nawet gdy jego życie wisi na włosku. Postać ta dostała nawet kilka razy gromkie brawa od widowni (godność ta przypadła także jednorożcowi). Nie bez znaczenia są też dialogi dwójki naukowców, Sittersona i Hadleya, którzy wprowadzają nas w tajniki mechanizmu na którym opiera się sedno filmu. Film naprawdę godny polecenia!

Harry, odłóż różdżkę!

Ponura i deszczowa Anglia z początku XX wieku. Mała miejscowość z dala od cywilizacji, już sama w sobie przyprawia o dreszczyk emocji. I jej mieszkańcy, przepełnieni bólem, z niepokojem spoglądający w stronę domu na Węgorzowych Moczarach. Co może kryć to opuszczone już miejsce?

Mimowolnie w dramat mieszkańców wplątany zostaje młody notariusz Arthur Kipps (Daniel Radcliffe), który przyjeżdża tam w sprawach zawodowych.
Mimo przestrogi od mieszkańców, kierowanej tajemniczą obawą przed niewiadomymi dla Arthura sprawami, młodzieniec udaje się na moczary. Właśnie tam ukazuje mu się tytułowa Kobieta w czerni. Za każdym razem gdy ktoś ją zobaczy, w wiosce tragicznie ginie jakieś dziecko.

Notariusz próbuje odkryć tajemnicę kobiety i powoli pokazuje widzowi zdarzenia z przeszłości. Film nie obfituje w nagłe i niesamowite zwroty akcji czy w efekty specjalne, ale wprowadza w świat ludzkich dramatów, rozterek, szukania odpowiedzi na najtrudniejsze pytania. Dobra muzyka pogłębia napięcie jakie towarzyszy oglądaniu tego filmu. Radcliffowi udało się nawet odłożyć na bok różdżkę i wejść w postać żałobnika, który przemierza nie tylko węgorzowe moczary, ale także zakamarki ludzkiej psychiki. Te najbardziej skryte.

Film nie porywa, ale nie takie było jego założenie. Widz mimo wszystko w napięciu oczekuje na rozwój wydarzeń, zwłaszcza że zakończenie jest trudne do przewidzenia. Ale pamiętaj, Harry, zło wyrządzone ludziom nie znika tak prędko.

Tegoroczna Noc Grozy i Horrorów w ramach Enemef-u nie była pełna jakichś rewelacyjnych filmów, ale całość zdecydowanie mogła się podobać. Zróżnicowanie filmów, wciąż jednak w ramach tego samego gatunku, pozwoliło znaleźć każdemu coś dla siebie. Osobiście najbardziej poleciłbym Dom w głębi lasu, który jest naprawdę powiewem świeżości. Najgorzej według mnie wypadł
natomiast Internat, którego ciężko wyróżnić za cokolwiek. Chyba, że za niezwykłe rozbawienie publiczności.

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto