A przecież mogło by być inaczej! Skoro kaczystowski reżim w
swej obsesji szukania wrogów na wszystkich frontach konsekwentnie skłóca nas z
przyjaciółmi z Berlina trzeba postawić na budowanie relacji na poziomie
społeczeństw. Pod warunkiem, rzecz jasna, że wyzbędziemy się przesądów,
przestaniemy z uporem niszczyć autorytety i trzeźwo spojrzymy w lustro.
Czy to
jest ponad nasze siły? Przecież mimo cywilizacyjnych wysiłków z okresu
poprzedniego zjednoczenia Europy, przeciętny Polak potrafi dziś liczyć nie
tylko do pięciuset oraz własnoręcznie się podpisać. Czyta gazety, ogląda
telewizję, co najmniej raz na rok stać go na szczery odruch serca. A jednak owa
słowiańska wylewność nie przekłada się na empatię oraz zrozumienie potrzeby
zadośćuczynienia podstawowym prawom człowieka. Sarmacko-postkomunistyczna mentalność
na każdym kroku manifestuje się kultem cierpiętnictwa, egoizmem, ciasnotą
horyzontów i pogardą dla prawa.
Coraz częściej gołym okiem widać, że nie
dorastamy do Europy. Nie znamy swojego miejsca w szyku. Z uporem maniaka
marnujemy każdą nadarzającą się okazję, by się zamknąć. Gesty dobrej woli ze
strony starszych, którzy mimo naszego niedorozwoju, łaskawie zapraszają nas na
europejskie salony, traktujemy jako należność. Wsadzamy kij w szprychy
europejskiego koła zamachowego. Jak opętani wrzeszczymy „veto!”, gdy były
Wielki Brat ośmieli się zażądać od naszego mięsa spełniania minimum wymogów
sanitarnych. Nie szanując suwerenności innych, wszczynamy awantury z powodu
byle rury...
Weźmy się wreszcie w garść! Tak dalej naprawdę być nie musi.
Na początek zatroszczmy się o odbudowę zaufania sąsiada zza Odry. Nie da się
tego osiągnąć bez uleczenia nacjonalistycznego odchylenia tamtejszej Polonii.
Nie od dziś wielu naszych rodaków, zamiast chwalić sobie niemiecki chleb i
dziękować gospodarzom, że mogą stać się prawdziwymi, to jest mówiącymi
wyłącznie po niemiecku Europejczykami, popada w nacjonalistyczny amok. Urągając
Bogu, zdrowemu rozsądkowi i prawom człowieka, mieszkający w Niemczech Polacy
posuwają się wręcz do zbrodni przeciwko przyszłości. Odbierają własnym dzieciom
możliwość cywilizowanego życia. Mimo dobrej woli niemieckich polityków, sędziów
i urzędników Jugendamtów, którzy otaczają troską dzieci z mieszanych małżeństw,
ich polskie matki i ojcowie z uporem maniaka obstają przy prawie do wypaczania
dziecięcych charakterów. Od lat żyją i pracują w Niemczech, a mimo to wielu z
nich za punkt honoru obrało uczynienie z własnego dziecka „polskiej małpy”.
Nawet, kiedy się o tym pomyśli spokojnie, ogarnia człowieka zgroza. Tym
bardziej, że sprawa prowokuje kolejne, ważkie pytania. Czy po to Reichsfuehrer
Heinrich Himmler zakładał przed laty Lebensborn, żeby dziś, w na powrót
zjednoczonej, szczycącej się wielokulturowością Europie, byle Polaczek
bezkarnie paplał do dziecka w swoim szeleszczącym dialekcie? I to nie gdzieś na
rubieżach: w Generalnym Gubernatorstwie, albo w Kraju Warty. W Dortmundzie,
Bielefeld, Berlinie i dziesiątkach innych miejscowości!
Czy naprawdę chcemy, by europejskie dzieci wyrastały na
psychopatów i złodziei samochodów? By ich dobro było deptane przez potomków
podludzi, którzy dotąd nie zapłacili za zbrodnie wypędzenia?
Trzeba bronić społeczeństwa. Trzeba bronić europejskie
dzieci przed polską zarazą.
Europa erwache!
Die Fahne hoch!
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?