Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Filip Springer - "Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach". Recenzja

Władysław Polakowski
Władysław Polakowski
materiały prasowe
Książka "Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach" doskonale pokazuje zderzenie idei z rzeczywistością. Filip Springer nie uległ pokusie postawienia architektom pomnika. Stworzył reportaż, który czyta się jednym tchem.

Przyczółek Grochowski, Rakowiec i os. Słowackiego - coraz mniej osób kojarzy te nazwy z ich twórcami, Oskarem i Zofią Hansenami. Powstałe w latach 60. osiedla, były manifestami formy otwartej. Piękna w założeniach idea, właśnie w powyższych realizacjach okazała się najbardziej płonna i nierealistyczna.

Gdy Zofia Hansen, żona Oskara dowiedziała się, że Filip Springer mieszka na Przyczółku Grochowskim, otwarcie przyznała, że to straszny pomysł i wyraziła współczucie wobec reportażysty. "(...) Ilu my ludzi tam unieszczęśliwiliśmy. Katastrofa!" - powiedziała. Sam autor reportażu o życiu i twórczości Hansenów wyliczył to dokładnie: 8300 osób w 2330 mieszkaniach.

Przyczółek to kanwa opowieści o małżeństwie architektów, bo chyba żadne inne miejsce zaprojektowane przez nich, nie uwypukliłoby lepiej dychotomii twórca - odbiorca czy architekt - mieszkaniec. "Tu się nie da nawet umrzeć z godnością" - twierdzą mieszkańcy ul. Bracławskiej i skarżą się, że z mieszkań na Przyczółku nie można w normalny sposób wynieść trumny, dlatego pracownicy zakładów pogrzebowych mają zawijać ciała w prześcieradło i przerzucając je przez ramię zanosić do karawanów. Trudno powiedzieć ile jest prawdy w tej opowieści, ale doskonale opisuje ona to, co miała na myśli Zofia Hansen mówiąc o katastrofie.

Oskar Hansen urodził się w Helsinkach. Jego ojciec był Norwegiem, a matka Rosjanką. II wojna światowa zastała go w Wilnie. W 1944 roku wraz z bratem Runarem trafił do 6. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej pod dowództwem majora "Konara". "Wplątani byliśmy w jakiś koszmar krwawych rozrywek" - tak po latach Oskar podsumował ten etap swojego życia. Po wojnie zaczął studia w Lublinie, gdzie rozpoczęła działalność Politechnika Warszawska. Początkowo zapisał się na wydział mechaniczny, ale przypadek sprawił, że spotkał kolegę z Wilna, który studiował na wydziale architektury. Jeszcze tego samego dnia Hansen zmienił kierunek studiów.

W Warszawie poznał swoją przyszłą żonę Zofię, o której ich syn mówi, że "jeśli ojciec rysował świetnie, to moja matka rysowała po prostu genialnie". Hansen poznał najważniejsze pracownie architektoniczne ówczesnego świata. Terminował u Pierre'a Jeannereta, spotkał Picassa, ale też uczył się malarstwa u Légera. Uczestniczył też w letniej szkole Congrès International d'Architecture Moderne w Londynie. Gdy Ernest Nathan Rogers zaproponował mu asystenturę w Royal Institute of British Architects odmówił i zarazem się określił. "Tam są ruiny, tam czekają na mnie" - powiedział. Wrócił do Polski i zaczął uczyć i tworzyć. Został wykładowcą i profesorem warszawskiej ASP.

Oskar Hansen był przesycony ideą formy otwartej. Początkowo przekonany, że jest jej prekursorem, szybko zrozumiał, że przed nim był między innymi Henryk Wölfflin. "Przestrzeń architektoniczna powinna wchłonąć najróżnorodniejsze funkcje stałe (praca, jedzenie, wypoczynek), jak i funkcje przypadkowe, żywiołowe - zachodzące we współżyciu mieszkańców w czasie" - to fragment opisujący cel formy otwartej, jej manifest i drogowskaz, którym którym kierował się Hansen.

Reportaż Filipa Springera czyta się jednym tchem. Autor nie popełnił błędu wielu biografów. Nie postawił architektom kiczowatej kapliczki. Wczytał się w ich życie i podjął próbę zrozumienia rozdźwięku miedzy teorią i praktyką. Największym chyba dramatem Hansenów był fakt, że ich idea zderzyła się z tym, co charakterystyczne dla socjalistycznej gospodarki z budownictwem na czele. Projekty ostatecznie zyskiwały inny kształt niż to, co widać było na tablicy kreślarskiej, a filozofia, jaka im przyświecała została zabita przez tzw. rozdzielnik.

Książkę Springera można polecić nie tylko tym czytelnikom, którzy interesują się sztuką i architekturą. Życiorys Hansenów jest fascynujący, a ich pasja i potrzeba tworzenia emanuje z kart "Zaczynu". Narracja nie przypomina nudnych tomisk, w które przeradzają się często biografie znanych ludzi. Opowieść o Oskarze i Zofii Hansenach to lektura pouczająca i mądra.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto