Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Galacticos z Bułgarskiej

kubasniewski
kubasniewski
Czy wobec postoju Wisły i Legii na bocznym torze podczas letniego okienka transferowego, napędzana młodymi palaczami i starym wygą-maszynistą poznańska lokomotywa radośnie zawita na peron pierwszy stacji mistrzostwo Polski?

Wyczuwając cuchnącą na kilometr transferową posuchę wewnątrz naszej piłkarskiej Ekstraklasy, łatwo dojść do wniosku, że królem polowania wśród polskich klubów został Lech Poznań.

Aktualny mistrz z Krakowa najprawdopodobniej dalej chełpi się najlepszym transferem wewnątrz polskiej ligi od lat - przyjściem z Groclinu Grodzisk Wielkopolski trenera Macieja Skorży, zaś o wynikach Białej Gwiazdy decyduje niewątpliwa gwiazda ligi, również aktualny król strzelców - Paweł Brożek, który zawitał w progi Wisły 10 lat temu. Dotąd ta para decydowała o mistrzowskim tytule, ale czy osłabiona (i niewzmocniona) Wisła wygra i tym razem? Szczerze w to wątpię.

Warszawska Legia, co roku mająca chrapkę na tytuł mistrza Polski również korzysta z trenera - transferowego hitu. On z kolei korzysta z doświadczenia zebranego na boiskach Hiszpanii i ściąga do stolicy coraz to nowych piłkarzy z kraju tegorocznych .istrzów Europy. Jednak ostatni nabytek Jana Urbana - Mikel Arruabarrena, nie pojawił się dotąd na boisku, mimo, że od jego przyjścia minęły ponad dwa miesiące. Być może - jak stwierdził Andrzej Twarowski, dziennikarz Canal Plus Sport: - "Nie mogą znaleźć dla niego odpowiednich butów". Plus za sprowadzenie Macieja Iwańskiego, minus jednak dla Urbana, który powinien już dawno odnaleźć nową jakość Legii w ligowej szarzyźnie.

Młokosy, bo chyba tak na polskie warunki powinno się określać zespół złożony z piłkarzy o średniej wieku nie przekraczającej 28 lat, z Lecha zachwycają nie tylko na krajowym podwórku (warto przypomnieć mecz Pucharu UEFA z Grasshopper Zurych, gdzie w rolę szwajcarskich zegarmistrzów wcielili się 23-letni Sławomir Peszko, 20-letni Robert Lewandowski czy o rok starzy Bośniak Semir Stilić).

A przecież trener Kolejorza - Franciszek Smuda nie miał do dyspozycji całego tabunu skautów, penetrujących boiska całej Europy w poszukiwaniu uzdolnionej młodzieży. Opierał swoje transferowe posunięcia na informacjach wręcz ogólnodostępnych. Mimo, iż pewnie Franz korzystał ze swego trenerskiego nosa, nie wyszukiwał z gracją wizjonera "chłopców znikąd". I tu zachowanie Smudy można porównać (może nie stawiać w jednym szeregu, ale porównać na pewno tak) z działalnością menedżera Arsenalu Londyn - Arsene'a Wengera. On również kaperuje, tyle że w odróżnieniu od naszego Franza, hurtowo, nastolatków znanych na całych świecie, opatrzonych już znakiem najwyższej jakości, vide ostatni nabytek Kanonierów - Francuz Samir Nasri, mistrz Europy do lat 17, wybrany rok temu Najlepszym Młodym Zawodnikiem Ligue 1.

Jak to się ma do Lecha Poznań? Ano, wspomnianym Semirem Stiliciem interesował się... Arsenal.

A Robert Lewandowski? Mimo, iż to król strzelców drugiej (dziś pierwszej) ligi, to chyba gołowąsem z 21 golami na koncie na bezpośrednim zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej, po prostu musi się zainteresować mistrz Polski, a już na pewno czołowe drużyny Ekstraklasy.

Nie inaczej sprawa ma się ze Sławomirem Peszką. Już jako nastolatek brylował na boiskach Ekstraklasy, zaś w ostatnim sezonie był czołowym asystującym drugiej ligi. A to tylko ostatni dołączeni do kadry Lecha piłkarze.

Zadziwia płynność, z jaką Lech Poznań, stał się, w moim odczuciu Polskim Dream Team'em. Przed obecnym sezonem odeszli piłkarze, bez których, mogłoby się wydawać, lekko już nadłupany w poprzednim sezonie monolit posypie się w drobny mak. A jednak - na miejsce drugiego strzelca Lecha poprzedniego sezonu - Marcina Zająca, znaleziono (kto wie czy nie lepsze od samego "Kicaja") zastępstwo w osobie Sławomira Peszki, zaś za genialnego dżokera - Przemysława Pitrego, szybciutko sprowadzono Roberta Lewandowskiego.

Semir Stilić przyszedł na miejsce rzadko jednak grającego Macieja Scherfchena, lecz pozycja "Szeryfa" i Bośniaka różni się diametralnie odległością operowania od bramki przeciwnika i zapewne zadaniami. Zaś transfer Manuela Arboledy, piłkarza niewątpliwie bardzo lubianego przez Franiciszka Smudę, to po prostu hit nad hity, mając w szczególności na uwadze defensywne problemy Kolejorza w poprzednim sezonie. Lech dokonał transferu wewnątrz(!) Ekstraklasy, jakim pewnie długo nie będzie nam dane się cieszyć. Środkowy obrońca o takich umiejętnościach to prawdziwy skarb, tak więc niewątpliwie Smuda - łowcą skarbów.
Do tego "profesor" Bartosz Bosacki, nowy (lepszy?) model Marcina Baszczyńskiego - Grzegorz Wojtkowiak, pierwszy rozgrywający naszej kadry Rafał Murawski, czy po prostu "Czołg" - Hernan Rengifo.

Można by tak bez końca opisywać "materiał ludzki", jakim dysponuje Franciszek Smuda w tym sezonie. Nie mam wątpliwości, że wykorzysta go na medal, nie zdziwiłbym się jeśli nawet na złoty, detronizując tym samym Wisłę, ze swoimi transferowymi hitami z przed kilku - Maciej Skorża i kilkunastu lat - Paweł Brożek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto