Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdyby nie alkohol, mój sąsiad prawdopodobnie uniknąłby wypadku

Mariusz Wójcik
Mariusz Wójcik
Był pijany, trzasnął drzwiami i pojechał. Oto efekt.
Był pijany, trzasnął drzwiami i pojechał. Oto efekt.
Po raz kolejny alkohol był przyczyną wypadku drogowego. Wypadek jak każdy inny, których dziesiątki opisywanych jest każdego dnia. Ten jednak, jest w jakiś sposób szczególny. Być może dlatego, że mogłem mu zapobiec.

Niedzielne popołudnie we Wrocławiu. Ulicą Żernicką z ogromną prędkością pędzi czarny volkswagen golf. Na prostej drodze kierowca traci panowanie nad pojazdem i uderza w drzewo. Jak doszło do tego zdarzenia? Pokrótce postaram się to opisać.

Jestem właścicielem niewielkiego sklepu osiedlowego, w którym oprócz artykułów spożywczych, sprzedaję także piwo. Jednym z klientów jest mój zaprzyjaźniony sąsiad. W dniu, w którym wydarzył się wypadek przyszedł do sklepu o osiemnastej dwadzieścia. Był tak pijany, że z trudem utrzymywał się na nogach – wręcz zasypiał na stojąco. Położył dwudziestozłotowy banknot na ladzie i bełkotliwym głosem poprosił o piwo. Pomimo wielu próśb, nie sprzedaliśmy osobie nietrzeźwej alkoholu.

Sąsiad nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wyszedł ze sklepu, trzaskając drzwiami. Po około piętnastu minutach z zewnątrz słychać było sygnał karetki pogotowia i straży pożarnej. Być może to nieszczęsny sąsiad uległ wypadkowi. Bez słów wybiegłem ze sklepu, podążając za dźwiękiem syren. Parędziesiąt metrów przed miejscem zdarzenia zobaczyłem strażaka, który kierował ruchem. Podszedłem do niego i zapytałem - czy to czarny golf? - Tak, odpowiedział strażak. Czując, że nogi mi się uginają, pytałem dalej - Czy żyje? Odpowiedź była twierdząca.

Z poczuciem ulgi, szybkim krokiem udałem się na miejsce wypadku. Z oddali widziałem sporą grupę gapiów, karetkę pogotowia i dwie jednostki straży pożarnej. Zastanawiał mnie brak policji. Ale nie czas o tym myśleć, jestem już przy wraku pojazdu. Gdybym wcześniej nie spotkał strażaka, stawiałbym na najgorsze. Samochód kolegi praktycznie zmasakrowany jest do połowy. Pamiętam jak dopieszczał swoje auto, tunningując w nim co tylko się da. Teraz stojący w poprzek drogi wrak, nadaje się tylko na złom.

Dopadam do karetki, pytając kierowcę o stan poszkodowanego. Bez ogródek odpowiada, że poszkodowany jest "...nawalony jest jak stodoła". Nieśmiało zajrzałem do karetki. Kolega leżał unieruchomiony kołnierzem ortopedycznym, a lekarz robił mu jakiś zastrzyk. Widziałem ślady krwi na twarzy sąsiada i zastanawiałem się: czy doszłoby do tego, gdyby to piwo jednak kupił w moim sklepie. Pewnie nie. Sanitariusz z karetki uspokoił mnie twierdząc, że zachowałem się bardzo dobrze i w żaden sposób wypadek nie jest z mojej winy.

Wyciągnąłem z kieszeni telefon komórkowy i zrobiłem trzy zdjęcia z miejsca zdarzenia. Wtedy nie myślałem jeszcze, że zdjęcia te opublikuję na łamach Wiadomości24.pl. Dylematy moralne targają nami do teraz. Oboje ze wspólniczką zastanawiamy się, czy doszło by do tego wypadku, gdybyśmy wbrew prawu sprzedali sąsiadowi piwo.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto