Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Godnie Świynta. Drzewiej na Ślónsku

Redakcja
Wycinanka Marka W. Judyckiego
Wycinanka Marka W. Judyckiego Adam K. Podgórski
Ewangelia świętego Łukasza przywołuje obraz Anioła oznajmiającego pasterzom: "Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan".

Dzień Narodzenia Jezusa Chrystusa, Króla Świata. W kościołach kapłani odziani w uroczyste białe szaty. Tłumy wiernych na mszach, podziwiających szopkę, której centralnym punktem jest Święta Rodzina i nowo narodzony Jezus. Nastrój radości, nastrój miłości, nastrój świąt. Okazja do spotkań, wspólnego uroczystego biesiadowania, śpiewania kolęd, wzajemnego obdarowywania się prezentami. W dawnych miejscowościach wchodzących obecnie w skład dzisiejszej Rudy Śląskiej

Boże Narodzenie upływało w atmosferze powagi i skupienia. Rozpoczynało się udziałem w porannej mszy, po powrocie z kościoła następował świąteczny, długo trwający obiad, z modlitwami, kolędami, rozmowami. W spotkaniach z reguły uczestniczyła najbliższa rodzina. Nie składano bowiem wizyt, nie przyjmowano gości.

- Rano spaliśmy nieco dłużej - opowiada Jan Kołodziej z Kłodnicy. - Na ile pozwalała przemożna chęć cieszenia się prezentami, znalezionymi pod choinką. Mama nie musiała gotować obiadu. Wystarczyło podgrzanie tego, co zostało z wigilijnej wieczerzy. W domu panowała atmosfera ciepła rodzinnego i ciepło, bijące od nagrzanych pieców. Święta spędzaliśmy sami. Kiedy w naszym domu pojawił się adapter, w czasie świąt stawał się niemal jednym z nas, dzięki odtwarzanym płytom z kolędami zespołu "Śląsk".

Oto relacja radnego Jana Wyżgoła z Rudy: - W piyrszy dziyn świonteczny boła tako tradycjo - po kościele siedziało sie w doma, mama z tatom fajnie śpiywali, to jak w radiu zagrali kolynda, to sie prziłonczali. W drugi dziyń - kościół, babcia, a potym przez bajtlowskie lata, do Łorzegowa na zaległe z Wiliji urodziny ujka i aktualne, w tym dniu, jego cery.

Kiedyś w święta zajadano się - co zapisał rudzki kronikarz domorosły Aleksander Widera - struclami i kołoczami świątecznymi, pieczonymi z przejęciem na Wigilię. Semieniotki gotowano aż tyle, że wystarczało do Nowego Roku. W Boże Narodzenie nie wolno było bowiem gotować, ani wykonywać czynności domowych i gospodarskich, poza nakarmieniem trzody. Wspomina ponownie Jan Wyżgoł: - W świynta podwiyl stykło karpia, to my go jedli, bo nom pieronum smakowoł, starali my sie coby boła kaczka abo gynś, bywały kroliki, bo tata mioł zawsze kańś przi kopalni jakiś wynajynty chlywik, bo łod bajtla boł krolikorz.

Widera odnotowuje zwyczaj strojenia choinek: - Tradycyjna choinka zaprowadzona była u Rudzian bardzo późno, za to żłóbek był ozdobą w okresie Bożego Narodzenia w każdej rodzinie, zwłaszcza przekonania polskiego.

W wydanej w roku 1931 monografii Powiat świętochłowicki, do którego wtedy Ruda należała. Czytamy tam: „W okresie Bożego Narodzenia, od pierwszego święta począwszy, chodzili i jeszcze chodzą od domu do domu "pastuszkowie", chłopacy odpowiednio poprzebierani z betlejką czyli szopką, śpiewając własne, liczne kolędy, za co otrzymują datki pieniężne".

W Kochłowicach, do lat 60-tych XX wieku krążyły grupy odzianych w prześcieradła "pastuszków". - Śpiewali kolędy, jeśli ich wpuszczano – opowiada Jan Kolodziej. - Po Kochłowicach uganiały się grupy dzieci z familoków - a te były wtedy znane z tego, że zamieszkują je ludzie zaliczani raczej do marginesu, nie stroniący od alkoholu. Te dzieci zawsze jednak coś tam dostawały - najbardziej bywały zadowolone z monet.

Drugi dzień świąt upływał pod znakiem wspomnienia świętego Szczepana, pierwszego męczennika za wiarę. Zanim go ukamienowano przebaczył swoim oprawcom. Patronuje świętom pojednania narodów i ludzi, sprzyja darowaniu win wzajemnych,
zapomnieniu o zadawanych i odbieranych krzywdach, bólach, strapieniach, niesie nadzieje na zgodę, zaufanie, braterskie miłowanie.

W tradycji ludowej dzień świętego Szczepana był dniem wypowiadania starych najmu pracowników i zawierania nowych. "...parobek nie potrzebował wykonywać swych codziennych obowiązków, gdyż jak utrzymywano: Święty Szczepan, każdy sobie pan! W żartach mężowie wypowiadali swą służbę swym żonom, pakując przy tym swoje rzeczy, by iść szukać lepszej służby. Jednakże na prośby żon zostawali nadal w służbie dotychczasowej".

Oddajmy ponownie głos Janowi Kołodziejowi: - W drugim dniu świąt: msza w kościele, potem obiad, wołowa rolada, albo pieczona gęś. Zdobycie mięsa nie było proste. Po południu przychodzili dziadkowie, czasem ciocie i wujkowie. Rodzina cieszyła się sobą w szerszym gronie. Zawsze z ochotą wszyscy śpiewali kolędy przy akompaniamencie dziadka, grającego na harmonice. To był żelazny" punkt świętowania.

U Widery znajdujemy barwny świąteczny obrazek "... nie wolno nam zapominać o rudzkich rekrutach, którzy bawili na siedmiodniowym urlopie wojskowym. Do końca 1913 roku każda formacja wojska niemieckiego wyposażona była w mundury odrębnego koloru i wykroju. Piechota ubierała się w niebieskie mundury granatowe, husaria umundurowana była w 5-ciu kolorach: czarny, czerwony, biały, zielony i brunatny. Dragoneria nosiła szerokie żółte paski na spodniach. Ułani i kirasjerzy nosili pancerze na piersiach. Ale gdy te nasze rekruty zebrały się po sumie, czyli po głównym nabożeństwie koło kościoła, to nasze rudzkie panny zalecały sęe do nich w dowcipliwych wyrazach: Patrzcie, jak ten kobylica Jakub Wilczek wygryfnioł, a ten raciok Pietrek Binaś, jaki wyglancowany, a Gustel Pandel, co jest przy ułanach, ani sie teraz na nas nie popatrzy. Widziałyście tego Lojzika, Alojza Jarosza, to ci z niego sztalfira, pyszałek. Albo ten Pietrek Mrozek, ten czarny huzar, on to na pewno poszedł "freiwilig" (na ochotnika), bo mało kto z naszych chłopców dostanie się do czarnych huzarów. A tego Augustka Adamkowego nie widać między naszymi chłopcami, ten liziłapa, schmeicher germański, tego widziałyśmy jak wracał ze Schulmesse (msza szkolna). A ta oblizana koza, Jakub Wajda, ten to na pewno nie otrzymał urlopu, napisał do matki listek, dała nam do przeczytania: Droga Matko. Jestem tu najgorszym żołnierzem. Przyślij mi parę krupników z makówkami. Pozdrów mi moją Halżbietkę, ma o mnie nie zapomnieć".

I tak to drzewiej bywało w Godnie Świynta, godnie, pobożnie, ale i wesoło, jak na odświętną porę przystało.

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto