Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorycz bohatera spod Monte Cassino

Darek Szczecina
Darek Szczecina
Polski wojenny cmentarz pod Monte Cassino
Polski wojenny cmentarz pod Monte Cassino Radomił/pl.wikipedia.org
Edward Werling walczył pod Monte Cassino. W pięćdziesiątą rocznicę bitwy żalił się mówiąc, że nikt im, garstce żołnierzy spod Monte Cassino, nie przysłał nawet kartki z życzeniami. Dzisiaj przypominam swoją rozmowę z bohaterem tamtych walk.

Porucznik Edward Werling urodził się w Wilnie w 1912 roku. Po kampanii wrześniowej trafił do sowieckiej niewoli. Przebywał w Szepietowce, Tomaszgrodzie i Starobielsku. Z armią Andersa ruszył pod Monte Cassino. Po powrocie do kraju w 1948 roku zamieszkał w Sopocie. Został odznaczony 16 krzyżami i medalami - m.in. Orderem Odrodzenia Polski, Krzyżem Walecznych, Krzyżem Monte Cassino. Jest kawalerem czterech odznaczeń brytyjskich: Gwiazdy Wojny 1939-45, Gwiazdy Italii, The War Medal oraz The Depane Medal.

Obejrzyj fotorelację z uroczystości w 70. rocznicę bitwy

Czytaj wiecej: https://naszemiasto.pl/gorycz-bohatera-spod-monte-cassino/ar/c1-4502594

Porządkując swoje stare notatki z rozmów i wywiadów, odnalazłem starą rozmowę z porucznikiem Werlingiem. Zmarł w kilka miesięcy po naszym spotkaniu, pół wieku po słynnej bitwie.

Darek Szczecina: Pana wojenne losy to najpierw walka w obronie kraju, później łagry a następnie armia Andersa...
Edward Werling: I głód, i brak broni. Wszystko to znamy z historii. U Andersa byłem w 6 Lwowskim Pułku Artylerii Lekkiej. Dowodziłem plutonem łączności, miałem pod komendą ok. 30 żołnierzy. Byłem wówczas w stopniu ogniomistrza-podchorążego. Mój szlak był typowy - Persja, Palestyna, Syria, Egipt.

Alianci pod koniec 1943 roku zajęli Sycylię, a w styczniu 1944 rozpoczęły się walki pod Monte Cassino. Walczyli tam Nowozelandczycy, Kanadyjczycy, Hindusi. Kiedy przybył do Włoch pański Korpus?
Trzecia Dywizja Karpacka wylądowała na Półwyspie Apenińskim w styczniu 1944 roku, a w kilka tygodni później w Tarento była już Piąta Kresowa Dywizja, dowodzona przez generała Sulika. Po stoczeniu kilku drobnych potyczek dotarliśmy pod Monte Cassino. W kwietniu odebraliśmy stanowiska bojowe od Francuzów, Kanadyjczyków i Anglików.

I od razu przepuściliście ataki na klasztor?
Nie. Najpierw musieliśmy się dokładnie przygotować. Góry są tam bardzo strome, drogi wąskie. Poruszać się można było tylko w nocy, bez świateł, po cichu. Przed samochodami szli żołnierze z białymi płachtami na plecach i w ten sposób wskazywali kierowcom drogę. Gdy zepsuł się jakiś samochód, trzeba było zrzucić go ze skały, by nie tarasował drogi następnym.
Nasza ofensywa rozpoczęła się dopiero 11 maja. Jak to bywa w takich sytuacjach, wszystkie środki łączności zawiodły. Pociski niemieckiej artylerii rozszarpywały druty linii polowej, myśmy musieli je łatać. Zdobyliśmy niektóre cele, ale nie udało nam się ich utrzymać. Zginęło wielu ludzi. Wzgórze było usiane betonowymi bunkrami, z których Niemcy bronili się zawzięcie. Ich artyleria ostrzeliwała nas i natychmiast zmieniała swoją pozycję. To były straszne chwile.

Drugi wasz atak na Monte Cassino zakończył się powodzeniem.
Po uzupełnieniu nadwątlonych sił, w nocy z 17 na 18 maja, ruszyła nasza ofensywa. Nasza nawała artyleryjska była tak silna, że zrobiło się jasno jak w dzień. Ja ze swoimi ludźmi za wszelką cenę starałem się utrzymać kontakt z majorem Kluczewskim. Jeden z moich żołnierzy zginął, inny za utrzymanie łączności z jednostkami nacierającymi i nadrzędnymi otrzymał Krzyż Virtuti Militari. Ja za Monte Cassino otrzymałem Krzyż Walecznych. Naturalnie mój udział w bitwie i moje odczucia związane z nią były z pewnością inne niż żołnierzy piechoty, którzy brali udział w bezpośrednim ataku.

We Włoszech był Pan do 1946 roku. Potem Anglia i powrót do kraju...
W 1948 przyjechałem do Bydgoszczy, gdzie mieszkali krewni. O rodzinie, jej losach nic nie wiedziałem. Odnaleźliśmy się i zamieszkaliśmy w Sopocie.

Czy Wy, uczestnicy tamtych walk, obchodziliście w jakiś sposób swoje rocznice?
Tak. Przez wiele lat spotykaliśmy się w kościele św. Mikołaja w Gdańsku. Przyjeżdżał ks. pułkownik Studnicki i odprawiał nabożeństwo. Kościół zawsze przyozdobiony był emblematami naszych jednostek. Teraz już tego nie ma. Od lat jestem zapraszany na ogniska rocznicowe do szczepu starszoharcerskiego w Gdańsku-Oliwie, który nosi imię Bohaterów Monte Cassino. Spotykam tam pułkownika Zawadzkiego, majora Pietrzaka i innych towarzyszy broni. Ale jest nas coraz mniej.

Jak Pan ocenia tamtą bitwę z perspektywy 50 lat? Dlaczego dopiero Polacy przełamali niemiecką obronę?
Polacy byli zdeterminowani. Walczyliśmy o Polskę, było nam obojętne, czy zginiemy, czy nie. Kierowała nami poza tym nienawiść do Niemców, którzy na nas napadli i zniszczyli nasz kraj. I może właśnie ta zawziętość, ta żądza odwetu zdecydowały. Inne nacje inaczej patrzyły na tę sprawę. A Polacy naprawdę byli zdolni do niewyobrażalnych poświęceń. Zdarzało się, że żołnierz przykrywał własnym ciałem wylot bunkra, aby tylko umożliwić przejście swoim kolegom.
Dzisiaj odnoszę wrażenie, że zapomniano o nas. Nikt nam, garstce żołnierzy spod Monte Cassino, nie przysłał nawet kartki z życzeniami. Kiedyś medale upoważniały do renty, pomagały żyć; nam nasze odznaczenia służą jedynie do pokazywania ich młodszemu pokoleniu. Jeszcze raz powtórzę - zapomniano o nas.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto