Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorzkowice - tu wcale nie jest gorzko

Tomasz Mazur
Tomasz Mazur
"Kopiec", na którym powstała fortyfikacja.
"Kopiec", na którym powstała fortyfikacja.
Mało jest w Polsce miejscowości, przez które przejeżdżałem tyle razy co przez Gorzkowice. Byłoby więc niemal grzechem, nie poświęcić tej wiosce odrobiny uwagi.

Dojechać tutaj można co najmniej dwojako. Samochodem, skręcając w Niechcicach lub Kamieńsku z trasy nr 91, albo pociągiem.

Kopiec, fosa i rzeka Prutka

Tak, to prawda, nazwa miejscowości ma ścisły związek ze smakiem, gorzkim smakiem. Gorzka, tak brzmiało zdrobniale imię właściciela miejscowości o takiej samej nazwie. Choć gorzko w Gorzkowicach nikt się nie czuje, potrawy, czasem gorzkie, spotkać można. W swojej dość długiej historii (ślady osadnictwa wskazują na 3000 lat), wioska była nawet miastem. Niedługo, bo zaledwie około 30 lat, i mało kto potrafi też wskazać, dlaczego Gorzkowice tych praw na przełomie wieków XV i XVI pozbawiono.

Wiek XVII przyniósł ważne wydarzenie w historii miejscowości - budowę fortyfikacji; zdaniem niektórych był to zamek. W tym celu specjalnie usypano wzniesienie zwane "kopcem", otoczono fosą, a uroku całości dodawała rzeka Prutka.

Wprawdzie do dnia dzisiejszego z obiektu nie zostało nic poza wspomnianym "kopcem", ale fakt jego istnienia wart jest odnotowania. Kolejne stulecia nie były zbyt szczęśliwe dla Gorzkowic. Na przemian rezydowały tu wojska niemieckie, austriackie i rosyjskie, dokonując dotkliwych grabieży. W czasie pierwszej wojny światowej wojska austriackie nie oszczędziły nawet kościelnych dzwonów.

Okres II wojny światowej, podobnie jak dla całej ziemi łódzkiej, był miejscem intensywnego oporu wobec wojsk niemieckich. W okolicznych lasach działały silne oddziały partyzanckie, czego dowodem są dwa pomniki w centrum Gorzkowic, poświęcone poległym żołnierzom. Po wojnie lokalny samorząd przez lata odbudowywał zniszczenia, co w dużej mierze możliwe było dzięki przebiegającej przez wioskę linii kolejowej, zwanej niegdyś "warszawsko - wiedeńską".

Dworzec

Gorzkowicki dworzec: z jednej strony sklep, chyba odzieżowy, z drugiej kraty w oknach i reklamy "Prawo jazdy wszystkich kategorii. Tanio". Niestety nie skorzystałem, z trudem, ale zdałem, mając lat siedemnaście. Pośrodku zegar, z dużymi wskazówkami, za kwadrans miała wybić godzina dwunasta. Wprawdzie hejnału nie było, ale czułem się prawie jak "w grodzie Kraka".

Przy dworcowym ogrodzeniu tuzin rowerów przywiązanych czym się da. Ludzie zostawiają tak swoje jednoślady, po czym podróż kontynuują polską koleją. Z reguły pracują w Piotrkowie Trybunalskim lub w Radomsku. Oba kierunki dzieli od Gorzkowic ponad kwadrans drogi pociągiem. Sądząc po napisach na zasłużonych dworcowych murach, kibice z Łodzi też tędy przejeżdżali, pewnie gdy RKS Radomsko występował w dawnej pierwszej lidze. Piłkarskie wspomnienia przerywa przybywający z oddali sygnał zamykającego się przejazdu. Samochody w pośpiechu umykają pod zniżającą się "podłużną gilotyną", ludzie przystają w bezruchu. Ten był pośpieszny, zatrzyma się dopiero w Piotrkowie Trybunalskim, ale o tym mieście - kiedy indziej.

O wdowie, co nie chciała zdrajcy

Moje wcześniejsze porównanie z „grodem Kraka” nie było całkiem bezzasadne. Z Gorzkowicami wiąże się bowiem historia pewnej wdowy, której heroiczną postawę wielu porównuje do zachowania "Wandy, co nie chciała Niemca (...)". Wątek miłosny może przysporzyć wielu problemów. Tak też było w tym przypadku.
Czasy potopu szwedzkiego; gorzkowicki zamek zamieszkuje piękna wdowa, która na zainteresowanie adoratorów narzekać nie mogła. Jednym z nich był niejaki Wacław Sadowski, według legendy, młodzieńcza miłość mieszkanki zamku. Pomimo wielu zalet - waleczności, nieustępliwości, porucznik miał jedną wadę. Zdradził. Sadowski bowiem przeszedł na stronę Szwedów, uczestnicząc w bitwie o Częstochowę. Stanowczość i upór porucznika były także wśród jego najcenniejszych zalet. Nie czekając zbyt długo, oświadczył się, stawiając jednak ultimatum. Odmowa małżeństwa miała oznaczać pacyfikację zamku i uprowadzenie kobiety. Wbrew zamierzeniom porywczego porucznika, wdowa, uprzedzając wcześniej całą służbę, wysadziła zamek w momencie, gdy na moście znalazł się Sadowski z oddziałem zaproszonych na ślub wojsk szwedzkich.

Gorzkowice dziś

Centrum Gorzkowic zajmuje niewielki rynek, nad którym króluje kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa z dwiema wysokimi wieżami. Miejscowa parafia doczekała się nawet swojej strony internetowej, na której każdy może śledzić sprawy bieżące, poznać historię, czy zerknąć do kroniki parafialnej. Tuż przy kościele na małym taborecie pod zielonym parasolem siedzi starsza pani. Obok mała lodówka z lodami. W lato jak znalazł, dla ochłody. Po drugiej stronie ulicy szara kamienica, dawna synagoga, w czasach wojny uległa pożarowi, po czym służyła jako zbożowy magazyn.

Mija godzina 14, rynek pełen jest już ludzi, pobliski parking to raz pustoszeje, to znów mieni się kolorami gorących od słońca karoserii. Tegoroczne lato doskwiera. Rozgrzane wnętrze samochodu nie zachęca do podróży. Na koniec chwytam jeszcze chłodny podmuch przejeżdżającego pociągu, spoglądam na "kopiec" i opuszczam "gorzkie" strony. Do następnego razu, pewnie gdzieś przejazdem, może w pociągu relacji Wrocław - Białystok, albo przy kolejnej podróży samochodem po ziemi łódzkiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto