Jeden z największych filozofów dwudziestego wieku, Gilles Deleuze, w swojej książce Różnica i Powtórzenie
napisał tak:...istnieje ktoś, choćby tylko jeden człowiek, koniecznie obdarzony skromnością, komu nie udaje się wiedzieć tego, co wiedzą wszyscy i kto skromnie przeczy temu, co wszyscy obowiązani są uznać. Ktoś, kto nie daje się reprezentować i kto nie chce też reprezentować czegokolwiek
. Deleuze chciał dać w ten sposób do zrozumienia, że prawdziwe "zamiłowanie mądrości" nie może polegać ma odwoływaniu się do zmysłu wspólnego, nie może ograniczać się do powielania obiegowych prawd, które zawsze są wynikiem pewnego umysłowego konsensusu. Prawdziwe myślenie musi polegać na kontrze wobec tego, co zastane i uznane za oczywiste. Filozofia w ujęciu Deleuze'a to domena tego, co zawsze spychane jest na margines myślenia - i jako taka musi być twórcza, niewczesna, zdolna tworzyć nowe pojęcia, nowe możliwości życia. Jeśli definicję francuskiego filozofa uznamy za słuszną, to nie sposób nie zauważyć, że głównym wrogiem tak rozumianej umysłowej aktywności jest polityka (oraz pozostający na jej usługach marketing). Szczególnie widoczne jest to w okresie przedwyborczym, kiedy partie starają się przybodobać jak największej liczbie wyborców. Tu nie chodzi o mądrość, lecz o głosy. Vox populi
staje się jedynym kryterium w oparciu o które konstruuje się programy wyborcze. Aktywność taka jest zrozumiała (ba! wręcz konieczna), jednak szkoda, że tak często przybiera ona patologiczny wymiar
Sposób pierwszy: w okopach skrajności
Niektóre partie, szczególnie te o misyjnym zacięciu, starają się odwołać do najbardziej kotrowersyjnych postaw społecznych. Wiadomo - każde społeczeństwo musi wygenerować pewną liczbę osób niezadowolonych, przestraszonych, zagubionych. Często strach podpowiada najbardziej skrajne, siłowe rozwiązania - słabi ludzie potrzebują silnych przywódców, żelaznych norm, w oparciu o które łatwiej o orientację w świecie. Ponowoczesne zamieszanie wzmaga ten feedback
, dlatego partie prawicowe mają współcześnie całkiem spore wzięcie. One najchętniej zmiotłyby z powierzchni ziemi wspomnianego powyżej deleuzjańskiego "ktosia". W naszym kraju, w którym przedwyborcza gorączka coraz mocniej daje o sobie znać, już pojawiły się skrajne postulaty, mające uwieść zagubiony elektorat. Mowa o dwóch, żenująco głupich pomysłach firmowanych przez rządzącą koalicję (głownie przez LPR): wprowadzeniu kary śmierci oraz niedopuszczalności aborcji nawet w przypadku zagrożenia życia matki. Żenująca jest w tym przypadku również postawa mediów - nikt nie pokusił się o przedstawienie wyników rzetelnych naukowych badań dotyczących skuteczności kary śmierci. Postulat LPR-u przedstawiono jako rzeczowy głos w dyskusji, podczas gdy w nowoczesnym państwie taki głos to świadectwo skrajnego niedouczenia. Kara śmierci nie jest remedium na nic - tego uczą nas naukowcy. Jednak jako hasło wyborcze wszystko można ludziom wcisnąć. Niestety. Lepiej nie uczyć ludzi myśleć, bo wtedy łatwiej pozyskać ich głosy.
Sposób drugi: słodzić wszystkim
Inny sposób na uwiedzenie wyborcy polega na nieustannym podlizywaniu się każdej ze stron. Tutaj rekordy bije nasz nieodżałowany były premier Kazimierz Marcinkiewicz. W jego blogerskiej aktywności nie jestem w stanie dopatrzyć się ani krzty autentycznej potrzeby dialogu ze społeczeństwem. To raczej żenująca autoreklama, pełna z jednej strony napuszonych, górnolotnych sformułowań mających przekonać czytelnika o głębokim patriotyzmie autora, a z drugiej nieudolna próba przypodobania się młodemu odbiorcy (te wszystkie wtręty o pływaniu delfinem, katamaranowych wywrotkach, tańcach w dyskotece - Pan Premier zdaje się poklepywać młodzież po plecach i mówić: "Patrzcie jaki ze mnie równy gość!"). Kazimierz Marcinkiewicz sam przyznał ostatnio, że swój język modeluje w zależności od audytorium, do ktorego przychodzi mu się zwrócić. Cóż za zadziwiająca elastyczność! Toż to istny Zelig! Podejrzewam, że na ten żałosny taniec godowy byłego premiera wielu daje się nabrać. No cóż - głosujemu nie na ludzi, lecz na reklamowe hasła, grepsy, marketingowe zagrywki.
Wnioski
Niestety wydaje się, że taki sposób uprawiania polityki nie ma póki co żadnej rozsądnej przeciwagi. Dopóki nie nauczymy się myśleć, damy sobie wepchnąć każdy reklamowy chłam. Tak jest dużo wygodniej. Na rewolucję się nie zanosi - rynkowa rzeczywistość wchłonęła i ją, preparując masę bezpiecznych produktów rewolucjopodobnych. Po co się buntować? Przecież to wszystko i tak prędzej czy później się zawali. Póki co możemy sobie te katastroficzne scenariusze pooglądać na ekranach telewizorów.
W kolejnych wyborach przewiduję zatrważająco niską frekwencję.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?