Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hamilton w Mercedesie, Perez w McLarenie. Wielkie roszady w F1

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Największy transfer w Formule 1 ostatnich lat oficjalnie został potwierdzony. Lewis Hamilton postanowił zakończyć wieloletnią współpracę z McLarenem i od sezonu 2013 będzie reprezentować barwy Mercedesa.

Dawno tak duża lawina zmian nie miała miejsca w Formule 1. Lawina zapoczątkowana przez jednego zawodnika – mistrza świata z sezonu 2008, który, mogłoby się wydawać, od początku swej kariery, aż do jej zakończenia związany będzie z jedną ekipą. Tak się jednak nie stało. Hamilton zdecydował się opuścić tych, dzięki którym już w wieku 23 lat mógł cieszyć się swoim mistrzowskim tytułem. Od przyszłego roku będzie wspólnie z Nico Rosbergiem zdobywać punkty dla Mercedesa, zaś w drugim bolidzie McLarena niespodziewanie zasiądzie Sergio Perez.

Patrząc na sprawę obiektywnie decyzja Brytyjczyka o zamienieniu się „Srebrnymi strzałami” (zarówno McLaren, jak i Mercedes noszą taki przydomek) nie jest ogromnym zaskoczeniem, choć dla mniej zorientowanego w tegorocznych realiach F1 kibica mogłaby być pewnym wstrząsem w historii królowej sportów motorowych. Nie można się jednak nie zgodzić z tezą, iż zmiana otoczenia przez tego kierowcę kończy pełen sukcesów, ale i również kontrowersji okres z jego udziałem. Bez wątpienia duet Hamilton-McLaren stanowił mieszankę wybuchową, dzięki któremu zarówno na torze, jak i poza nim, zainteresowanie Formułą 1 nigdy nie spadało.

Burzliwy debiutancki sezon

A wszystko miało swój początek przed rozpoczęciem sezonu 2007. Po raz pierwszy w historii McLaren rozpoczynał kolejną kampanię z zupełnie nowym zestawem kierowców. Obok supergwiazdy, dwukrotnego mistrza świata Fernando Alonso szeregi teamu z Woking zasilił wspierany przed angielski zespół od 2004 roku młody wilk, Hamilton. Połączenie ułańskiej fantazji z ogromnym doświadczeniem, dodatkowo przyprawione szczyptą bardzo szybkiej, czasem brawurowej jazdy z obu stron, miało dać pierwszy od 1998 roku mistrzowski laur wśród konstruktorów.

Nikt jednak wtedy nie wierzył w to, że zaciętość tej walki przerodzi się w opuszczenie przez jednego z kierowców progów McLaren Technology Center.

Pomimo wcześniej zdobytego przez Hamiltona mistrzostwa serii GP2 oraz jego bogatych powiązań z tym zespołem długo przed swoim zagoszczeniem w królewskiej kategorii motorsportu, to Fernando Alonso miał zaprowadzić tę ekipę do 11 tytułu mistrzowskiego wśród kierowców i 9 wśród ekip. Gdy jednak już w pierwszym wyścigu (GP Australii) Hamilton stanął na najniższym stopniu podium, kończąc osiem kolejnych eliminacji w pierwszej trójce, Alonso nie mógł być pewny swojej uprzywilejowanej pozycji w zespole.

Dla Fernando nie była to łatwa sytuacja. Po raz pierwszy od dwóch lat to nie on dyktował warunki jakie panowały na linii kierowca-zespół. Choć jego wkład w rozwój MP4-22 był znaczący (inżynierowie angielskiej ekipy w dużej mierze opierali swoje prace nad konstrukcją na podstawie bogactwa informacji, jakie przekazywał im Alonso) wyniki osiągane przez obu zawodników zaczęły przechylać szalę na stronę Hamiltona. Frustracja Hiszpana osiągnęła swoje apogeum podczas zawodów o GP Węgier, gdy w ostatnim segmencie kwalifikacji były reprezentant Renault „przytrzymał” na stanowisku serwisowym Hamiltona, pozbywając go ostatecznie jakichkolwiek szans na pierwsze pole startowe. Po tym incydencie było już niemal pewne, że Alonso dłużej niż jeden sezon w McLarenie nie zabawi.

A Lewis sukcesywnie piął się na szczyty wyścigowego Olimpu. Po odniesieniu czterech zwycięstw, łącznie z dwunastoma wizytami na podium, na dwa wyścigi przed końcem sezonu okupował pozycję lidera klasyfikacji generalnej, mając nad drugim w tym zestawieniu Alonso aż 12 punktów przewagi. Mistrzowski tytuł był na wyciągnięcie ręki, jednak Hamilton dostał wtedy od życia dość sporą nauczkę. W GP Chin Brytyjczyk nie dojechał do mety, kiedy jego bolid ugrzązł w pułapce żwirowej przy dojeździe do alei serwisowej, a na zakończenie sezonu w Brazylii, po dwóch przygodach na początku wyścigu, zakończył zawody na 7. miejscu, darując w prezencie pierwszą pozycję w mistrzostwach Kimiemu Raikkonenowi.

Tytuł mistrzowski i długo, długo nic

Mistrz kierownicy ze Stevenage na rehabilitację nie musiał długo czekać, bowiem już w następnym sezonie mógł unieść w górę mistrzowski puchar. Tym razem wywalczenie jednego z najważniejszych w motosporcie trofeum było okupione nieustanną walką z Felipe Massą. Gdy wydawało się, że Brazylijczyk w swoim trzecim sezonie w Ferrari zostanie najlepszym kierowcą 2008 roku, szczęście do Hamiltona uśmiechnęło się na… torze Interlagos w Brazylii. Kilometr przed metą wyprzedził jadącego na 5. pozycji Timo Glocka i to jemu przyznano miano najmłodszego mistrza świata F1 (dziś przypada to w udziale Sebastianowi Vettelowi).

Pełny dumy i dodatkowej motywacji do zwyciężania oraz zdobywania mistrzowskich tytułów, Hamilton po raz kolejny dostał od losu ogromnego kopniaka. Tym razem winą za to został obarczona nieudana konstrukcja zbudowana na sezon 2009, której miejsce częściej znajdowało się w środku stawki, aniżeli na czołowych pozycjach. Mimo świadomości tego, iż kariera Lewisa przechodzi pewien kryzys, kierowca nie stracił rezonu i przyznał, że taki stan rzeczy jest dla niego błogosławieństwem. Pokorne oddanie się brutalnej rzeczywistości zaowocowało kilka miesięcy później dwoma zwycięstwami: na Węgrzech i w Singapurze.

Ponadto współpraca Anglika ze swoim partnerem, Heikkim Kovalainenem, miała zupełnie odmienny charakter od tego, jakiego byliśmy świadkiem podczas jego debiutanckiego sezonu. Jednak wyniki osiągane przez Fińskiego kierowcę znacznie odbiegały od poziomu prezentowanego przez Hamiltona. To Lewis był w tej drużynie liderem, choć późniejsze zakontraktowanie Jensona Buttona nieco ten obraz zamazało. Zwłaszcza że w 2011 roku to popularny „JB” był na fali wznoszącej, a Hamilton po padoku coraz częściej chodził z posępioną miną. Wyglądał na kierowcę, któremu ktoś nagle wyłączył zasilanie. Jeździł bez błysku, porzucając etykietkę wojownika na rzecz zachowawczego zawodnika, którego zadaniem jest tylko dostarczanie dodatkowych punktów dla ekipy. To nie był ten Hamilton z początku swojej przygody z Formułą 1.

Świeże wyzwanie

W obecnym sezonie kierowca McLarena odbudowuje swoją markę, jednak w dalszym ciągu znajduje się w cieniu Fernando Alonso czy Sebastiana Vettela. I choć w stawce 24 zawodników F1 nie należy już do młodzików, w dalszym ciągu przed nim może czekać wiele wspaniałych lat. On sam, szczególnie w obliczu wygasającego z końcem tego roku kontraktu, wielokrotnie przyznawał, że zespół musi się rozwijać, by ponownie wrócić na szczyt. Z miesiąca na miesiąc batalia o głowę Hamiltona przybierała na sile, a główną kwestią, która dla samego kierowcy miała największe znaczenie, była, rzecz jasna, wysokość kontraktu. Mercedes zaproponował Brytyjczykowi zarobki w wysokości 11,5 miliona funtów za sezon. Dwa dni temu ofertę niemieckiego zespołu wyrównał McLaren, wierząc w sentymenty, które już od ośmiu lat łączyły Woking z Lewisem. To jednak nie przekonało 27-latka i przez następne trzy lata będzie reprezentował team spod znaku trójramiennej gwiazdy.

– Nadszedł czas, abym postawił sobie świeże wyzwanie. Jestem podekscytowany tym, że rozpocznę nowy rozdział w wyścigach wraz z zespołem Mercedesa – powiedział po podpisaniu kontraktu Hamilton. – Razem możemy się rozwijać i sprostać nowemu wyzwaniu. Wierzę, że pomogę doprowadzić „Srebrne Strzały” na szczyt i spełnimy nasze ambicje, zdobywając mistrzowskie tytuły – zakończył.

Mercedes, biorąc pod uwagę wielkość roszad, jakie poczynił od początku swojego „drugiego życia” w F1 (czyli od 2010 roku), sprawia wrażenie zespołu, dla którego walka o mistrzowski tytuł wciąż jest priorytetem. Gorzej, jeśli spojrzymy na jego aktualną sytuację w tegorocznej kampanii – 5. miejsce i 136 punktów w zestawieniu najlepszych ekip jest dowodem na pewien dysonans pomiędzy słowami a czynami Lewisa Hamiltona. Bo czy drużyna, która w 52. Grand Prix wywalczyła tylko jedno zwycięstwo może wciąż liczyć na mistrzowską dyspozycję? Tego oczywiście wykluczyć nie można jednak wybór 27-latka może być zastanawiający. Kibicom Hamiltona pozostaje tylko wierzyć, że licznik zwycięstw swojego idola nie zatrzyma się na liczbie, z którą zakończy sezon 2012 (do tej pory na koncie Anglika znajduje się 20 zwycięstw).

Za młody na Ferrari, odpowiedni do McLarena

Utrata angielskiego mistrza nie załamała McLarena, który postanowił w tym samym dniu ogłosić nazwisko partnera Jensona Buttona. Wybór padł na Serio Pereza, który jest uznawany jako jedna z rewelacji tego roku w Formule 1. Gdy dobre występy Meksykanina zapoczątkowały falę spekulacji na temat jego przyszłorocznej posady w Ferrari, w odpowiedzi prezes włoskiej marki, Luca di Montezemolo stwierdził, że Perezowi brakuje doświadczenia w startach dla mocnych zespołów. Jednak Martin Witmarsh i spółka nie wzięli sobie słów 65-latka do serca.

– Jego występy w sezonie 2012 przekonały nas, że jest to bardzo interesująca perspektywa na przyszłość. Jesteśmy przekonani, że Sergio nie brakuje niczego w kwestii szybkości i zaangażowania. Od kilku miesięcy dokładnie monitorowaliśmy jego postępy. Podobnie jak rozwija się jego kariera, również naszym zadaniem, jako zespołu jest pomnażanie i rozwój naszych umiejętności. – tak komplementował Pereza szef McLarena, Martin Witmarsh.

Od razu po ogłoszeniu decyzji o zatrudnieniu Sergio Pereza nasiliły się głosy, że decyzja o wyborze młodego kierowcy jest pewną zmianą układu sił wśród kierowców w obrębie McLarena. Do tej pory, gdy jeden kierowca błyszczał w kwalifikacjach (zwykle była to zasługa Hamiltona) drugi wykonywał morderczą i, co najważniejsze, owocną pracę podczas wyścigu. Duet Button-Perez to nowa jakość angielskiego zespołu. Trochę jak szara mysz, która początkowo ukrywa się wśród innych, by w najbardziej odpowiednim momencie zaatakować. Czy skutecznie, tego dowiemy się od przyszłego roku.

Schumacher u (ponownemu) schyłku kariery

Największym przegranym transferowego bałaganu, zafundowanego nam przez Lewisa Hamiltona, jest Michael Schumacher. W grudniu 2009 roku siedmiokrotny mistrz świata, podpisując trzyletnią umowę z Mercedesem, zadeklarował, że od dyspozycji i wyników, jakie zaprezentuje w tym okresie będzie zależeć jego dalsza przyszłość. Jak wiadomo, powrót do królewskiej kategorii sportów motorowych nie był usłany różami, a trzy miesiące temu Niemcowi udało się dopiero po raz pierwszy od tamtego momentu stanąć na podium. Jeżeli nie zdoła do przyszłego roku znaleźć sobie nowego pracodawcy, prawdopodobnie serial pod tytułem „Schumi w F1” zostanie zakończony. Chyba, że Sauber uzupełni właśnie Schumacherem lukę pozostawioną przez Pereza. Problem polega jednak na tym, że o to samo miejsce walczy reprezentant Caterhama, Heikki Kovalainen, a także były kierowca Toro Rosso, obecnie tester Pirelli, Jaime Algersuari.

Źródła informacji:
- http://www.mclaren.com/page/vodafone-mclaren-mercedes-confirms-multi-year-deal-with-sergio-perez-1,
- http://www.mercedes-amg-f1.com/en/#/s/news/1802/lewis-hamilton-to-race-for-mercedes-amg-petronas-from-2013
- informacja własna

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Hamilton w Mercedesie, Perez w McLarenie. Wielkie roszady w F1 - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto