Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia lubi się powtarzać

Emilia Korczyńska
Emilia Korczyńska
Historia lubi się powtarzać – Balcerowicz znowu na świeczniku i – znowu- musi odejść. I tu właśnie powinniśmy zadać sobie pytanie, o co tu właściwie chodzi?

Historia lubi się powtarzać – Balcerowicz znowu na świeczniku i – znowu- musi odejść. Były minister finansów, jeszcze nie tak dawno stojący ramię w ramię z premierem Tuskiem w obronie liberalnych wartości przed zakusami nacjonalistyczno-populistycznej konserwy wypadł z łask obecnego rządu i przeszedł do opozycji. Oczywiście tej ideologicznej, nie parlamentarnej. Zrobił to tak cicho, że nawet nikt nie zauważył, jak szedł. Być może pomogła mu tajemnicza mgła, która od miesięcy spowija naszą politykę. I tu właśnie powinniśmy zadać sobie pytanie: o co tu właściwie chodzi?

Jeśli w polskiej polityce jest jakiś punkt stały, to jest nim właśnie Leszek Balcerowicz. I można go traktować jako punkt odniesienia na ruchomych piaskach piątej, wróć, trzeciej RP. W tym układzie współrzędnych to nie Balcerowicz przeszedł do opozycji, tylko premier Tusk przesunął się – względem Balcerowicza - w lewą stronę.

Jeśli gdziekolwiek mamy symptomy radykalnej zmiany stron, to właśnie w rządzie Tuska. Spoglądając „hen, hen daleko w przeszłość”, zobaczymy liberalną twarz Platformy sprzed wyborów w 2005 roku – postulującą podatek liniowy „3 razy 15”, bony edukacyjne, ograniczenie przywilejów emerytalnych, obniżenie podatków. Pod koniec 2005 r. Platforma wydała raport-pamflet „Plan rządzenia 2005-2009” w którym wyjaśniała swoje stanowisko ideologiczne:

„Duch konserwatywno - liberalny ożywiał nasze prace, nie tylko dlatego, że tak
definiowaliśmy - i definiujemy nadal - szczególną potrzebę Polski i Polaków w pierwszych
latach XXI wieku. Duch ten także ożywiał i nadal ożywia nasz sposób myślenia o tym, jak w
ogóle najlepiej by było urządzić współczesny świat. Wierzymy bowiem w to, że świat
najlepszy z możliwych to taki, w którym ład zbiorowy chroniony jest dzięki tradycji rodziny,
sile instytucji religijnych i politycznych, zaś życie gospodarcze niesie postęp dzięki temu, że rządzi się regułami wolności i konkurencji. I odwrotnie, Że świat, w którym niewydolne i
pozbawione autorytetu instytucje rozpadają się, a państwo wkracza, aby uregulować
szczegółowo życie gospodarcze i dystrybuować grupowe przywileje - to świat zdecydowanie
z możliwych najgorszy.”

Oczywiście pewne zmiany poglądów można tłumaczyć zmianą sytuacji: jednak kryzys finansowy nie jest raczej realistycznym powodem zaniechania reform, które prowadziłyby do większych oszczędności i mniejszej ingerencji państwa w gospodarkę. W tym wypadku mamy do czynienia najwyraźniej z innym zjawiskiem: punkt siedzenia zmienia punkt widzenia.

Platforma przez trzy lata swoich rządów nie przeprowadziła obiecywanych spektakularnych reform liberalizujących życie gospodarcze, nie doprowadziła do zapowiadanego ograniczenia biurokracji, a wręcz zwiększyła zatrudnienie w administracji publicznej o 30 000 etatów. Nie wyszedł eksperyment z komisją „Przyjazne Państwo”, oświadczenia dalej nie są akceptowane przez większość instytucji, a odpowiedzialność urzędnicza pozostaje mglistym konceptem, bo przy tak dużej jak to obecnie ma to miejsce centralizacji procesu decyzyjnego nieraz trudno wskazać, kto właściwie daną decyzję podjął.

Populistyczne unikanie prowadzania obiecywanych wcześniej reform, jak choćby ograniczenia przywilejów emerytalnych, miało oczywiście uchronić Platformę przed utratą w okresie przedwyborczym poparcia licznego grona osób, których dotyczyłaby reforma. Nieuchronny w tej sytuacji -niepodejmowania przez rząd stanowczych prób oszczędzania, a nawet zwiększania wydatków na puchnącą administrację publiczną- był jednak wzrost długu publicznego. O ile jednak społeczeństwo pozostawało „syte i zadowolone”, kwestię długo dawało się stosunkowo łatwo zamieść pod dywan. Dopóki pod koniec września ubiegłego roku nie pojawił się znowu Balcerowicz z Forum Obywatelskiego Rozwoju i nie wytrzepał dywanu – montując w Warszawie licznik długu publicznego.

Podczas konferencji prasowej po happeningu Balcerowicz wyjaśniał, że stan finansów publicznych w Polsce jest chorobą hamującą jej rozwój gospodarczy i że pomóc może tylko skuteczne lekarstwo w postaci radykalnego ograniczenia wydatków. A że to lekarstwo mogłoby przed wyborami okazać się gorzkie, Platforma nie chciała go przełknąć. I zdecydowała się na leczenie objawowe, lub wręcz paliatywne – nieznaczną podwyżkę podatku VAT (co tam było o podatkach w programie Platformy z 2005?). A gdy to nie pomogło, postawiła na operację plastyczną – przesunięcie części składek emerytalnych z OFE do ZUS-u, by dzięki takiej „kreatywnej księgowości” pozbyć się w ten sposób części zadłużenia. Kiedyś dziurę budżetową łatało się dodrukowując pieniądze. Historia lubi się jednak powtarzać. Dziś, by uniknąć odpowiedzialności za niezbędne reformy, rząd przekłada potrzebne mu pieniądze ustawowymi narzędziami z kieszeni prywatnych instytucji ubezpieczeniowych do państwowej kieszeni ZUS-u. W obecnych okolicznościach, zapewnienia Michała Boni, że rząd robi to w trosce o nasze emerytury, wydają się co najmniej śmieszne.

Balcerowicz w odpowiedzi na posunięcia rządu przedstawił ministerstwu finansów swoją propozycję –składającą się głównie z rozwiązań oszczędnościowych- podwyższenia wieku emerytalnego do 67 lat, likwidacji becikowego i przywilejów emerytalnych, obniżenia zasiłku pogrzebowego. Rozwiązań – nie trzeba chyba nawet dodawać- w obecnym czasie niezbyt popularnych. Zrozumiałe jest zatem, że ministerstwo finansów może nie chcieć zrealizować liberalnej propozycji Balcerowicza, ale nie powinno jej atakować – ani tym bardziej atakować samego dorobku byłego ministra finansów – liberalnych reform, z którymi Platforma była przecież silnie związana, na których wyrosła. Przynajmniej z szacunku do tej starej twarzy Platformy. Z szacunku dla samych siebie.

Przez ostatnie pięć lat w życiu gospodarczymi i politycznym Polski oczywiście bardzo wiele się zmieniło, ale rząd, który tak szybko zapomina o swojej postawie ideologicznej sprzed raptem pięciu lat i wypiera się wcześniej głoszonych poglądów, musi najwyraźniej cierpieć na ciężką sklerozę lub amnezję. I to także powinno dać wyborcom do myślenia, czy chcą widzieć oportunistycznych sklerotyków w roli kolejnego rządu.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto