Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Hobbit: niezwykła podróż". Recenzja filmu

Bartłomiej Krawczyk
Bartłomiej Krawczyk
„Hobbit: Niezwykła podróż” był jednym z najbardziej oczekiwanych filmów kończącego się roku. Dla zagorzałych fanów Tolkiena najnowsze dzieło Petera Jacksona to z całą pewnością najważniejszy film od czasów „Władcy Pierścieni”.

Do Śródziemia raz jeszcze

Tym razem nowozelandzki reżyser przenosi nas do Śródziemia wraz z Bilbo Bagginsem, głównym bohaterem tolkienowskiej powieści "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Bilbo jest hobbitem – stworzeniem większym od liliputa, lecz mniejszym od krasnoluda. Żyje w norze. Nie w brudnej, zimnej i ciemnej, ale w norze hobbita, „a to znaczy: nora z wygodami”. Nasz bohater cieszy się powszechnym szacunkiem - jest taki, jak typowy przedstawiciel swojej rasy - przewidywalny.

Jego spokojne życie zostaje jednak zmącone pewnego dnia przez czarodzieja Gandalfa, który bez wiedzy Bilba zaprasza do jego domu ponad tuzin krasnoludów, a także angażuje hobbita w ich wyprawę. Celem podróży jest Samotna Góra, wewnątrz której znajdowało się królestwo krasnoludów pod rządami Throra. Życie w dobrobycie skończyło się wraz z przybyciem smoka Smauga, który zniszczył okolicę oraz przywłaszczył sobie ogromne ilości skarbów. Jak łatwo się domyślić, kompania złożona z krasnoludów, czarodzieja oraz hobbita ma na celu odzyskanie utraconego domu, a na czele wyprawy staje Thorin Dębowa Tarcza, wnuk Throra.

Jackson trzyma poziom

W tytułowej roli wystąpił Martin Freeman, znany m.in. z roli dra Watsona w serialu Sherlock. Na ekranie nie zabrakło też aktorów znanych z poprzedniej trylogii Jacksona – w rolę Gandalfa wcielił się ponownie Ian McKellen, Cate Blanchett zagrała Galadierę, a w roli Elronda pojawił się Hugo Weaving. Pisząc o obsadzie filmu nie można zapomnieć o 13 krasnoludach, a zwłaszcza ich przywódcy – Thorinie (zagranym przez Richarda Armitage’a). Osobne oklaski należą się (podobnie jak w „Władcy Pierścieni”) postaci Golluma, który został wykreowany przez fenomenalnego Andy Serkisa oraz równie wspaniałych grafików. Ci zresztą wykazali się w tworzeniu znakomitych efektów specjalnych, które zasługują na Oscara.

Nie mniej zachwycająca jest muzyka, która w jednej chwili buduje napięcie, a w następnej powoduje o widza całkowite odprężenie. Skoro już mowa o odprężeniu, to o pięknych nowozelandzkich krajobrazach zostało już powiedziane chyba wszystko przy okazji LOTR-a. Żeby jednak nie było za różowo, w oczy rzucają się rozbieżności z książką Tolkiena. O ile nie miałem okazji czytać „Silmarillionu” czy też „Niedokończonych opowieści”, które są uzupełnieniem wiedzy o Śródziemiu oraz rozwinięciem niektórych wątków pobocznych, o tyle „Hobbita” przeczytałem specjalnie z myślą o filmie.

Odniosłem wrażenie, że scenarzyści chcieli za wszelką cenę okazać się lepszymi od autora książki, drastycznie zmieniając doskonale opisane sceny z trollami czy ucieczkę przed goblinami w sceny bitewne, które są tak samo widowiskowe, co jednak zbędne. Kolejnym zarzutem stawianym twórcom obrazu jest rozwlekanie akcji krótkiej (w porównaniu z „Władcą Pierścieni”) opowieści na trzy filmy, trwające blisko po trzy godziny każdy. Ostateczna ocena filmu wypada jednak pozytywna. Szkoda tylko, że na drugą część "Hobbita" przyjdzie czekać nam kolejny rok. Ten czas oczekiwania polecam spożytkować na zapoznanie się z dziełami literackimi Tolkiena, naprawdę warto.

Czy obejrzeliście już "Hobbita"? Podobał się Wam? Zapraszamy do dyskusji!
Znajdź nas na Google+

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto