Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Hotel Monterey". Wolę raczej cztery pokoje w Hotelu Monsignore

Marcin Stachacz
Marcin Stachacz
Jaka była najbardziej snobistyczna rzecz, którą zrobiliście w swoim życiu? Może kupiliście pasek pod kolor swoich butów do gry w golfa?

Albo wydaliście fortunę na bilety do opery, a zupełnie przypadkiem trafiliście na salę kinową, wciśnięci w fotele w futrach z norek firmy „Rosomak” na filmie „Charlie i Fabryka Czekolady”? Nie, to akurat nie jest przejaw snobizmu, tylko błąd w urządzeniu nawigacyjnym „Navigon 8450 Europa” w waszym Jaguarze. Poważnie, zastanówcie się przez chwilę, a ja podzielę się swoją przygodą. Uprzedzę od razu, że już odpokutowałem…

Mój niepohamowany narcyzm doprowadził do tego, że chciałem zaimponować pewnej oszołamiająco inteligentnej kobiecie. Kobiecie z klasą, szerokimi horyzontami, bardzo kulturalną i do tego z lekko aroganckim poczuciem humoru, zawsze podszytym nutką cynizmu i ironii. Tak lubię. Co musiałem zrobić? Wytrzymać 65 minut na filmie jej ulubionej reżyserki, pani Akerman. Wystarczyło „udźwignąć” ten czas, następnie zabłysnąć kompetentnymi pochwałami filmoznawczymi oraz odpowiednimi odwołaniami kulturowymi, aby po seansie cieszyć się jej obecnością w mym ,wyciemnionym na tę okazję, pokoju. Zapewne głowicie się, czy dałem radę? Otóż nie. Nie dałem.

"Hotel Monterey" - pod tym oto podstępnym tytułem czai się film, o którym piszę, w reżyserii Jejwszechczcigodności Chantal Akerman. Cóż mogło pójść źle, przez nieco ponad godzinę? Na pewno to wam ciągle chodzi po głowie. Przecież to nudna lekcja w liceum plus długa przerwa, na której dostaje się łomot. Szybko leci i daje się znieść, nawet na dłuższą metę. Nie w tym przypadku. Pierwszy raz w życiu przekonałem się na własnej skórze, jak powoli może podążać sekunda, za sekundą. A było ich, aż 3900! To ilość szpilek wbitych w moją korę mózgową.

Przetrzymałem w życiu wiele nudnych rzeczy, naprawdę, ale przy „Hotelu Monterey” kapitulację podpisałem szybciej niż Francuzi w 1940 roku. Smacznie zasnąłem. A podczas snu, dobiegał do mnie tylko cichy pomruk… czy to dźwięki z ekranu? Oczywiście, że nie ośle łąki! Film, jak na awangardę przystało, był oryginalnie pozbawiony tych efektów. Co sprzyjało atmosferze, w której słyszałem, uwaga, porost moich włosów na głowie. Ale uświadomiłem to sobie dopiero kilka dni później. Gdy byłem już porzucony przez eksplozję seksapilu i mogłem w spokoju przeanalizować, co działo się tamtego pamiętnego wieczoru. Pierwsze, co mi przyszło do głowy: za mało wypiłem i nie byłem pod wpływem narkotyków, w przeciwieństwie do ekipy realizującej dokument, no może oprócz dźwiękowca, z nim było wszystko w porządku. Drugie: przecież zasnąłem i wykazałem się monstrualną wręcz ignorancją dla sztuki. Jak miałem jej zaimponować? Całe szczęście uposażony jestem nie tylko w samouwielbienie, ale również w coś, co nazywa się dociekliwością. Musiałem po prostu wiedzieć, co z filmem jest nie tak. A może to jednak coś ze mną?

Do drugiego podejścia odpowiednio się przygotowałem. Wypiłem hektolitry napojów energetycznych „Tiger”, przykleiłem powieki do czoła taśmą samoprzylepną i kazałem przyjacielowi przywiązać mnie do krzesła z „Ikei”. No pięknie! Najpierw najnudniejsze 65 minut w moim życiu, a teraz najbardziej niewygodne. Ale wytrzymałem i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to mój mózg miał rację kołysząc do snu mój organizm podczas „pierwszego razu” (który w zasadzie okazał się „zerowym” razem). Kamera stoi, jedzie windą. W górę. W dół. Drzwi się otwierają. Zamykają. Długie ujęcia. Ktoś przechodzi. Ściana. Pokój w stylu „Lśnienia” Kubricka. Jazda kamery w stronę okna. O, a teraz się cofa. Dach, panorama i Nowy Jork. Koniec. Nie musicie już oglądać. Streściłem wam i czuję się bohatersko. Myślałem, że dla twórców taśma 16 mm ma większą wartość. Widocznie obok narcyza i ignoranta jestem też naiwniakiem. Jak długo wytrzyma me zranione serce?

Co myślała sobie Jejwszechczcigodność Chantal Akerman? Pewnie była zbyt spalona marihuaną, żeby trzeźwo myśleć, ale na pewno spełniła swoje snobistyczne zachcianki. Stworzyła film dla ludzi, którzy rozpływają się w poszukiwaniu ukrytych znaczeń i sztuki w zielonym świetle opadającym leniwie na ścianę piwnicy. Jest to wąskie grono „snobków”, nieporównywalnych do reszty społeczeństwa, krócej mówiąc, do prostaków. To dla tych osób, którzy na kolację zamawiają sobie świeże warzywa z Marsylii, a przy niej nie słuchają muzyki z miniwieży, tylko kontraktują orkiestrę Filharmonii Berlińskiej na prywatny koncert. W takiej atmosferze mogą długo dyskutować o „Hotelu”. Mógłbym na to przystać, gdybym urodził się w nudnej, arystokratycznej rodzince, lub gdybym był pod wpływem mianseryny.

A tak na trzeźwo, to mi się nie chce im przyklaskiwać. Przyjemność porównywana do finału akcji młodego amatora narzędzi chirurgicznych firmy „Trinon Titanium”, który zastanawiał się, czy obrzezanie boli… Teraz tak zupełnie poważnie, to ten dokument ma tak naprawdę tylko jedną wadę. Mianowicie jego ścieżką dźwiękową nie jest trzecia płyta The Horrors pod tytułem: „Skying”. I to tylko dlatego, że mi się podoba. Akerman na pewno by na to wpadła, gdyby zespół istniał w 1972 roku… „Hotel Monterey” byłby świetnym teledyskiem do piosenki „Endless Blue” (gdyby trwała nieco dłużej), no a tak, to została nam cisza.

Jak tam? Przypomniała się wam już ta snobistyczna sprawa z historii waszego życia? Naprawdę jestem bardzo ciekaw, do jakich rzeczy człowiek jest zdolny, aby chociaż przez chwilę poczuć się awangardowo, oryginalnie i elitarnie. Moim drugim, oprócz wspomnianej przygody ze wspaniałą kobietą, pachnącą „Chanel No. 5”, snobistycznym zachowaniem jest pisanie recenzji. To dlatego nikt ich nie czyta, bo już nikt mnie nie lubi. Z tego powodu, żeby zarobić, muszę sobie jakoś radzić…

*Uwaga! Recenzja zawiera lokowanie produktów.
Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Hotel Monterey". Wolę raczej cztery pokoje w Hotelu Monsignore - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto