Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ile czasu zajmuje zdobycie recepty? "Tylko" dwa dni!

Redakcja
W24
Czy w polskiej służbie zdrowia będzie kiedyś normalnie? Odpowiadam zdecydowanie: nie! Przynajmniej nie będzie normalnie za mojego żywota.

Skąd więc radość bijąca z tytułu? No, bo mogłem za tą receptą uganiać się przez tydzień, a przecież udało się w ciągu dwóch dni.

Wizyta pierwsza
Skończyły mi się tabletki. Termin u specjalisty mam wyznaczony dopiero gdzieś w kwietniu. Dokładnie nie pamiętam kiedy. Pędzę więc do lekarza tzw. ogólnego. „Mojej” lekarki nie ma, choruje. Żadnego innego też nie ma. Będzie pani doktor od południa, więc się zapisuje.

Wizyta druga
Wchodzę do gabinetu i przedstawiam sprawę. Nie wiem dokładnie, jak nazywają się tabletki, bo wyrzuciłem nieopatrznie puste opakowanie. Ale z bazgrołów „specjalisty” udaje mi się odczytać: Hyplatin albo Hyplafin. Pani doktor odpowiada, że nie zna takiego leku i że to ja mam wiedzieć, po co przychodzę. Niby ma rację! Lek jest jednak na ściśle określone schorzenie, które wyjawiam, wiec w poczciwości ducha sądzę, iż pani doktor sięgnie po jakiś urzędowy spis leków, który, jak mniemam, leży na jej biurku, przeczyta, sprawdzi. Nic takiego się nie dzieje.

Na dodatek pani doktor oświadcza, że nie wypisze mi recepty, ponieważ w spisie leków dotychczas ordynowanych, według zapisu w mojej karcie pacjenta, taki lek nie figuruje. Brakuje wymaganej informacji od lekarza specjalisty. Pani doktor radzi mi, żebym po taką kartę pojechał. Jest około godziny 15.30. Wychodząc, zapowiadam powrót. Pytam, do której godziny pani doktor przyjmuje. Do siedemnastej - słyszę.

Wizyta trzecia
Rejestracja lekarza specjalisty. Pani rejestratorka twierdzi, że lekarka nie ma racji. Ponoć 10 lutego nastąpiła nowelizacja słynnej ustawy refundacyjnej - wprowadzonej w trosce o dobro pacjenta. Ponoć lekarze nie muszą już przy wypisywaniu leków wymagać zaświadczenia - informacji od specjalisty. Dociekam, czy wiadomo coś bliżej, jak brzmi nazwa tej nowej ustawy. Pani nie wie. Ale opowiada, że to pewne, bo przyniosła tę wieść uradowana pani doktor z sąsiedniego gabinetu. Ogólnego!

Pani powiada dalej, że zaświadczenia nie może wydać, bo nie ma lekarza. Proszę, aby sprawdziła termin wizyty. Odpowiada, że nie może, bo musiałaby "przelecieć" cały terminarz, w którym zapisuje nazwiska, kartka po kartce. Na pół roku albo na cały rok.

W XXI wieku, w epoce komputerów, informatyzacji i cyfryzacji, w dobie obowiązujących na Śląsku tzw. dyskietek dla pacjentów, narzędziem pracy rejestratorki jest kajet i długopis, a sprawdzenie terminu zależy do tego czy jej się chce czy nie chce. Przelecieć!

Pani radzi mi natomiast, abym sobie skserował kartę wizyt. Daje mi te kartę, w zastaw zabierając „dyskietkę". Z tego co wiem, dokumentacja lekarska stanowi własność pacjenta, a nie lekarza, ani nie przychodni. Nie wiem zatem jakim prawem, czy bezprawiem, pani stosuje jakieś zastawy. Jeśli pacjent weźmie dokumentację, zagubi, zniszczy, nie zwróci, to przecież jego zmartwienie, nie lekarza i nie przychodni. Ale nie mam ochoty o tym dyskutować, gdyż czas mnie goni. Biorę kartę i jadę do punktu ksero.

Wizyta czwarta
W rejestracji przychodni specjalistycznej oddaję kartę. Zabieram kartę identyfikacyjną.

Wizyta piąta
Apteka. Pytam panią magister czy lek o nazwie Hyplafin istnieje. Istnieje! Pani zapisuje mi uprzejmie nazwę na karteczce, podaje dawkę i liczbę tabletek w opakowaniu. To dla tej pani doktor, która nie wie. Potwierdza też, że lek znajduje się na liście leków częściowo refundowanych. Zagaduję przy okazji, czy wie o tym, że lekarze ogólni nie muszą mieć karty informacyjnej od specjalistów, bo ponoć wyszła zmiana prawa. Pani twierdzi, że muszą, bo nawet jeśli nowelizacja nastąpiła, to ona nic nie wie.

Wizyta szósta
Przed wejściem do gabinetu, mój zapał studzi dyżurująca rejestratorka. Pani doktor nie ma. Pojechała Jak to, pojechała? Pytałem przecież wyraźnie, do której będzie, odparła że do 17. Jest 16.10!

Siostra oznajmia, że pani doktor będzie jutro o 8. Nie wierzę pani doktor już ani odrobinę. Straciłem do niej kompletnie zaufanie. Zapisuję się na godzinę 11 do kierownika przychodni.

Wizyta siódma
Pan doktor honoruje ksero z karty ambulatoryjnej, ale poleca, abym podczas wizyty u specjalisty koniecznie zażądał „Informacji dla lekarza prowadzącego POZ”. Tylko ona umożliwia zaordynowanie leków na choroby przewlekłe, z listy specyfików refundowanych. „Zaświadczenia” więc nadal obowiązują.

Wizyta ósma
Apteka. Kupuję upragnione lekarstwo.

Kosztowało mnie jedynie 3,20 zł. I „tylko” dwa dni starań, tylko osiem odwiedzin w placówkach służby zdrowia, jak się pięknie nazywają. Choć powinno się je nazywać placówkami wpędzania do grobów. I jedną wizytę w punkcie ksero! I tylko 12 wyjazdów, przejechania „zaledwie” 20 kilometrów. Gdybym mieszkał w jakiejś Psiej Wólce albo innej pipidówce, pewnie musiałbym nakręcić setkę kilometrów.

I jak tu nie być szczęśliwym!

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto