MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ile zostało Disneya w Disneyu?

Robert Szymczak
Robert Szymczak
The Walt Disney company
W październiku Lucasfilm podzielił los Marvel Entertainment i wytwórni Pixar, stając się częścią medialnego imperium Disneya. Czy ma ono jeszcze własny styl?

W latach 20. bracia Roy i Walt Disney stworzyli w Kalifornii niewielkie studio animacji pod nazwą Disney Brothers Animation Studio. Po prawie 80 latach działalności, ich nieduża firma stała się największym na świecie medialnym imperium, trzymającym w ręku prawa do takich firm jak np. Marvel Entertainment, studio Pixar, czy stacje telewizyjne ABC i ESPN. 31 października do stajni Disneya dołączył Lucasfilm, a co za tym idzie prawa do "Gwiezdnych Wojen". Firma Roberta Igera ma więc zapewniony sukces finansowy na najbliższe lata.

Czytaj też: Nowe "Gwiezdne wojny" coraz bliżej. Dlaczego czekaliśmy tak długo?

W tej całej sytuacji interesujący jest fakt, jak bardzo zmienił się Disney przez ostatnie 20 lat i jak bardzo jego triumf jest uzależniony od innych, wykupionych przez niego firm.

Walt Disney Animation Studios przez wiele lat istnienia stworzyło wiele prawdziwych klasyków amerykańskiego kina dla dzieci ("Królewna śnieżka i siedmiu krasnoludków", "Bambi", "101 dalmatyńczyków" etc.), lecz ich najlepszy czas przypada na lata 90. Wtedy powstały produkcje, które do dzisiaj pozostały w sercach wielu oddanych fanów i jednocześnie były zbudowane wg klasycznego disneyowskiego stylu - czerpały wiele z klasycznych baśni, były oparte na klasycznych motywach i wypełniały je, wplecione w fabułę, piosenki. Filmy takie jak "Mała syrenka", "Pocahontas", "Król lew", czy "Dzwonnik z Notre Dame" na stałe zapisały się w kanonie najlepszych filmów animowanych.

Za ostatni film tej ery można chyba uznać jeszcze "Tarzana" z 2000 roku. Kolejne filmy Disneya nie odniosły tak oszałamiającego sukcesu jak ich wielcy poprzednicy z lat 90. (wystarczy spojrzeć na wyniki"Nowych szat cesarza"). Wydaje się, że klasyczna formuła tamtych dzieł zaczęła się powoli wyczerpywać. W 2001 r. studio Dreamworks (założone przez Jeffreya Katzenberga, byłego szefa The Walt Disney Company) wypuściło do kin "Shreka", który z miejsca stał się absolutnym hitem (zarabiając 42 mln dolarów w pierwszy weekend po premierze). Film z sympatycznym zielonym ogrem garściami czerpał ze sztandarowych produkcji Disneya, wyśmiewając w zasadzie każdą ich cechę. Widzowie to pokochali.
Disney na początku XXI wieku zaczął poszukiwać nowego kierunku dla swoich animacji. Powstało kilka filmów, które zostały dobrze przyjęte przez widzów ("Dinozaur", "Lilo i Stich") i kilka, które okazały się finansową porażką ("Atlantyda: zaginiony ląd", "Planeta skarbów"). Wtedy także nastąpiła prawdziwa eksplozja sequeli realizowanych za znacznie mniejsze pieniądze, często od razu na dvd - takich kontynuacji swoich historii doczekali się Quasimodo, Piotruś Pan, Kopciuszek, Mulan, a nawet Bambi.

Nowego stylu, definiującego Disneya w oczach współczesnych widzów, należy szukać w produkcjach aktorskich i serialach telewizyjnych. "High school musical" i idące za nim produkcje Disney Channel, takie jak "Hannah Montana" i "Camp rock" nadały nowy kierunek w postrzeganiu firmy przez opinię publiczną - jako twórcę mało inteligentnych, kolorowych komedii dla widowni złożonej przede wszystkim z nastoletnich dziewczynek.

W swoim podboju rynku filmowego Disney przede wszystkim skupił się na korzystaniu z należących do niego wytwórni. Jego współpraca z Pixarem trwa w zasadzie od czasu powstania tego drugiego, jednak od 2006 roku Pixar Animation Studios stał się oficjalnie częścią The Walt Disney Company. Filmy Piksara oparte na niebanalnych pomysłach, często odnoszące się do popkultury i traktujące inteligencję widza z szacunkiem, odnosiły (i wciąż odnoszą) sukces za sukcesem.

Także Marvel ma obecnie ogromny udział w finansowym sukcesie firmy z logiem myszki Miki. Niewyobrażalny wręcz sukces "The Avengers", zapowiadany na 2013 "Iron Man 3", a później kolejne kontynuacje historii znanych superbohaterów - wszystko wskazuje na to, że inwestycja w Marvel Entertainment będzie przynosić zyski jeszcze przez wiele lat.

Ostatnio Disney zaczął coraz chętniej zatrudniać jednego z najbardziej charakterystycznych współczesnych reżyserów - Tima Burtona. Zaczęło się od "Alicji w krainie czarów" z 2006 r., a już 7 grudnia wchodzi do kin "Frankenweenie" - film będący w zasadzie mieszanką tego, co najbardziej typowe dla twórcy "Soku z żuka": tradycyjnej animacji poklatkowej, odwołań do innych znanych dzieł (w tym wypadku do powieści i filmów o Frankensteinie) i charakterystycznej, surrealistycznej atmosfery. Burtonowski styl musiał wyjątkowo spodobać się zarządowi Disneya - zapowiadany na 2013 "Oz wielki i potężny" w reżyserii Sama Raimiego, sądząc po trailerze, estetycznie ewidentnie nawiązuje do dzieł Burtona.

Przy tym wszystkim produkcje robione przez Disneya w oderwaniu od innej znanej marki, bądź charakterystycznego stylu danego studia (czy twórcy), radzą sobie dużo słabiej. Mający premierę w w tym roku "John Carter" był jedną z największych porażek finansowych od czasu "Pluto Nasha", "Uczeń czarnoksiężnika" z Nicolasem Cagem również nie poradził sobie najlepiej, a wyniki "Matek w mackach Marsa" spowodowały zamknięcie całego studia ImageMovers Digital (odpowiedzialnego wcześniej za "Ekspres polarny", czy "Opowieść wigilijną" z Jimem Carreyem).Mimo wszystko Disney wypuścił w przeciągu ostatnich lat kilka filmów, które uzyskały niezłe wyniki finansowe. "Księżniczka i żaba" była pierwszą od wielu lat próbą powrotu do klasycznej formuły Disneya - pełnej piosenek i grającej na prostych emocjach współczesnej baśni dla dzieci i dorosłych. Zrealizowana w tradycyjnej technice 2D, musiała obudzić u widzów nostalgię za czasami, gdy triumfy w kinie święcił Simba i jego przyjaciele. "Zaczarowana" z 2007 roku poszła natomiast drogą utartą przez Dreamworks - zażartowała z archetypu disneyowskiej księżniczki, przenosząc baśniowe wydarzenia na ulicę współczesnego Nowego Jorku.

Wydany w 2010 roku film "Zaplątani" najlepiej pokazuje jak duży problem ma Disney z własnym wizerunkiem. Był reklamowany jak typowa produkcja w stylu "Shreka" - traktująca materiał źródłowy jako bazę do żartów, z bohaterami puszczającymi co chwilę oko do widza itp. A w gruncie rzeczy jest to bardzo klasyczna opowieść ze wszystkimi aspektami typowej disneyowskiej animacji. Najwyraźniej ktoś uznał, że w takiej formie film się nie sprzeda.

Plany firmy na przyszłość wydają się dosyć zachowawcze - Pixar tworzy "Samoloty" (spin-off "Aut"), a reżyser "Piratów z Karaibów" pracuje nad "Jeźdźcem znikąd". Z filmów typowo disneyowskich powstaje "Frozen" (adaptacja "Królowej śniegu" Andersena) i "Król elfów" (oparty na opowiadaniu Philipa K. Dicka pod tym samym tytułem). Disney musi podjąć trudną decyzję - albo dalej będzie przede wszystkim zarabiał na wykupionych wytwórniach, coraz bardziej odchodząc od robienia filmów, albo spróbuje na nowo odnaleźć się we współczesnych warunkach i wreszcie (po dziesięciu latach prób), ukształtuje swój nowy styl tworzenia filmów. Może wtedy będzie w stanie nawet odświeżyć swoje najbardziej klasyczne postacie, z Myszką Miki na czele, na których wychowało się kilka pokoleń widzów.

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Viki Gabor - 5 Deresza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto