Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Internet Day, czyli jak w godzinę zrazić do siebie 100.000 internautów?

Jacek Andrzej Kwiatkowski
Jacek Andrzej Kwiatkowski
Wykłady online - warto czy nie warto?
Wykłady online - warto czy nie warto? Jacek Andrzej Kwiatkowski
Konferencja online Internet Day trwa (piątek 10-16). Jeden z wykładów: jak w 10 dni pozyskać 100.000 fanów na Facebooku? Super temat! Miało być pięknie a wyszło... jak zwykle. Porażka, niekompetencja, strata czasu i skuteczna antyreklama.

Od kilku dni czekaliśmy w redakcji na konferencję Internet Day na kanale Pino TV. Zapowiadało się super. Fantastyczne tematy wykładów, kompetentni prowadzący, organizator znany w branży internetowej, wsparcie szacownego Uniwersytetu Wrocławskiego. No lepiej być już chyba nie mogło - tak przynajmniej sądziliśmy do momentu rozpoczęcia transmisji online. Oto nasze redakcyjne wrażenia spisane na gorąco.

Pierwsze wrażenie - totalna pustka. Jakiś plakat daleko z tyłu, kilku biegających przed kamerą osobników i przyjacielskie pogaduszki dotyczące ostatecznych ustaleń odnośnie tego, jak wyglądać ma cała konferencja. Oczywiście informacja dodatkowa pt: "Rozpocznie się z kilkunastominutowym opóźnieniem". Przyznamy szczerze, że nawet i to nie zraziło nas jeszcze na tyle, aby porzucić kanał. Oglądamy więc dalej...

Rozbawiło nas bardzo stwierdzenie: "Teraz to już nic nie gadaj, bo to słychać..." Owszem, Drodzy Panowie... słychać było już wcześniej wszystkie wasze ustalenia i zabawne teksty, jeszcze przed rozpoczęciem konferencji. Trzeba było się nie krępować. Śmiem się nawet pokusić o zdanie, że były one ciekawsze, niż reszta, bo to, co zaczęło się potem, to istny dramat. Moje wrażenia po godzinie? Kompletny chaos i brak przygotowania. Zacznijmy jednak od początku...

Minus numer jeden. Brak należytej widoczności. Przykro mi stwierdzić, że organizator, który ma w ręku potężne narzędzia, nie dysponuje odpowiednim sprzętem do emisji. Kamera nie dość, że mała, to w dodatku źle nakierowana na rzutnik. Zamiast zrzutów ekranu ogląda się, chodzących w jedną i drugą stronę prowadzących wykład. Na rzutniku nie widać nic, choć ja monitor mam duży, a wzrok też całkiem niezły.

Minus numer dwa. Głos. Głośność jeszcze w miarę, tylko co z tego, skoro słychać niewyraźnie i czasem tekst przeradza się w bełkot, który rozumieją pewnie tylko Ci, którzy są na miejscu. W między czasie posłuchać można też wesołych szeptów panów nadzorujących emisję. Dość zabawnych zresztą. W połączeniu z brakiem rzutnika i niezrozumiałym tekstem nie ma możliwości zrobienia notatek.

Minus numer trzy. Brak organizacji. Oglądając dalej miałam wrażenie, że nikt tutaj nie jest przygotowany, a całość zorganizowano w stylu - "Chodź stary, zrobimy jakąś konferencję w ciągu 15 minut". Tak to dokładnie wygląda oczami widza. Tuż po rozpoczęciu dowiedzieliśmy się, że ktoś nie dojedzie, potem że następny, a jeszcze potem zarządzono przerwę podczas której mnóstwo niezidentyfikowanych osób biegało w koło, coś niemożliwie szepcząc. Moi kochani, to trochę nie fair wobec widzów i wobec osób obecnych. Każdy z nas czekał na konkretny temat, którego w rezultacie się nie doczekał. Niestety, jako osoba pracująca nie mogłam sobie pozwolić na oglądanie konferencji cały dzień. Organizując coś takiego powinniście liczyć się z kaprysami pogody i faktem, że ktoś zaproszony na konferencję powinien mieć czas na dojazd, ponieważ nie zawsze jest to wykonalne.

Minus numer cztery. Brak profesjonalizmu. Profesjonalizm moim zdaniem, to podstawowa cecha zarówno dziennikarzy jak i osób związanych z marketingiem. Przyjeżdżając zatem na wykład, powinno się być w pełni do niego przygotowanym. Tutaj tego zabrakło. Występujący nie tylko czytali z kartki, ale i jąkali się co chwilę, jakby zupełnie nie wiedzieli o czym mówią. Nagle okazało się również, że ktoś czegoś nie zgrał. No... nooo... to dopiero. Czekaliśmy zatem, aż ktoś szybko ściągnie materiał.

Minusów jest dużo więcej, choć to tylko godzina. Komentarzy na kanale Pino nie brakuje. Wielu uczestników pyta, ile jest przerw i jaki w końcu jest program wykładów, czy też krótkich wypowiedzi. Jednym słowem - porażka przez duże P. Nikt nic nie wie, nikt niczego nie mówi, a podczas przerwy oglądamy szkolny stół zamiast krótkiej reklamy. Oceniamy na jeden i z przykrością stwierdzamy, że niczego ani ciekawego, ani nowego nie dowiedzieliśmy się, więc czas wyłączyć komputer.

Więcej informacji:
www.najlepszeimprezy.eu

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Internet Day, czyli jak w godzinę zrazić do siebie 100.000 internautów? - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto