Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Internetowa koprodukcja filmowa na 51. KFF: Dnia z życia - recenzja

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Plansza końcowa filmu pokazująca autorów wszystkich wykorzystanych w nim materiałów
Plansza końcowa filmu pokazująca autorów wszystkich wykorzystanych w nim materiałów
Internetowa koprodukcja pod egidą Ridleya Scotta w reżyserii Kevina Macdonalda otworzyła 51. Krakowski Festiwal Filmowy. Jaki świat oglądamy w "Dniu z życia"?

Film rozpoczyna się o północy, gdzieś na świecie. Przez następne 90 minut widzowie poznają historię jednego dnia, który dla jednych jest tylko kolejnymi 24 godzinami w ich monotonnym życiu, a dla innych wielkim świętem.

Na uwagę (jako niejedyny szczegół w całym filmie) zasługuje celebracja dnia, jaką odprawiają wszyscy ludzie bez względu na położenie geograficzne. Każdy bohater produkcji, gdy wstanie słońce, odrywa się od łóżka, myje się w łazience (zarówno w tej w mieszkaniu, jak i na środku afrykańskiej wioski), je śniadanie (zazwyczaj z jajkiem w tej czy innej postaci), wychodzi do pracy (lub rusza w dalszą podróż swojego życia - ale o tym za chwilę), je obiad, poświęca swój czas najbliższym, a pod wieczór kładzie się do łóżka, by być gotowym na wyzwania, jakie przyniesie następny dzień - 25 lipca 2010 r.

Czytaj też: 51. KFF. Na otwarcie imprezy &#8222

W "Dniu z życia" nie oglądamy amerykańskich przedmieść ani luksusowych apartamentów, które znany choćby z telewizji. Twórcy filmu zabrali widzów w niezwykłą podróż po kontrastach błękitnej planety - poznajemy ludzi biednych i bogatych, szczęśliwych i tych czekających na odmianę losu, noworodków i starców. Produkcja, jak się zdaje, całkowicie zaprzecza wpajanej nam od wielu lat postępującej globalizacji - faktycznie, ma ona miejsce, ale nie aż w takiej skali, jak byśmy się spodziewali. Społeczeństwa na całym świecie starają się zachować swoją kulturę i tradycję nie tylko od święta, ale i na co dzień, co zostało pokazane w filmie.

Wyrazy uznania przede wszystkim trzeba złożyć montażystom "Dnia z życia". Musieli oni obejrzeć i przeanalizować 4500 godzin materiału filmowego, który otrzymali od 80 tys. osób ze 192 krajów świata. Podczas premiery filmu na festiwalu w Sundance reżyser Kevin Macdonald powiedział, że do ostatecznej produkcji zostało wykorzystanych tylko 400 filmów nakręconych przez internautów. Trzeba przyznać, że efekt końcowy sprawia wrażenie, jak by film został nakręcony przez profesjonalistów, co potwierdza pogląd, że w XXI wieku filmowcem jest każdy, kto potrafi trzymać kamerę lub telefon komórkowy w dłoni.

Przejdź na następną stronę, aby oglądać film --->

Przez cały film poznajemy seki bohaterów, ale tylko kilkoro z nich przewijają się przez cały film. Jednym z nich jest koreański rowerzysta, który od wielu lat jeździ po całym świecie na rowerze. 24 lipca 2010 r. spędza w Nepalu, gdzie się zatrzymał po długiej podróży. Bez wzruszenia wspomina, że został kilkakrotnie potrącony przez samochody i z tego powodu był operowany w szpitalach całego świata. Marzy on o zjednoczeniu obu Korei, zaznacza jednak, że to zadanie bardzo trudne do wykonania. Obieżyświat został wykorzystany przez twórców filmu, by pokazać obywatela świata, który identyfikuje się z każdym miejscem, które spotkał.

Czytaj też: 51. KFF. Na otwarcie imprezy &#8222

Na uwagę również zasługuje historia afgańskiego dziennikarza i fotoreportera, który jeździ po Kabulu i stara się pokazać światu, że w jego ojczyźnie można spokojnie żyć. Afganistan również stał się punktem wyjścia do pokazania wojny z amerykańskiej perspektywy. Mamy szansę obejrzeć tańczących żołnierzy z nadrukiem "US Army" na mundurach oraz tęskniącą dziewczynę, dla której wideorozmowa z ukochanym, wysłanym do Afganistanu do zdecydowanie za mało.

W "Dniu z życia" poznajemy również dzieci, te dopiero narodzone oraz pracujące, by zdobyć kilka groszy dla swojej rodziny. W tym momencie warto wspomnieć o peruwiańskim chłopcu, który każdego ranka wychodzi do miasta, by czyścić przechodniom buty i w ten sposób zarobić kilka soli (peruwiańska waluta). Poznajemy radosne aspekty życia, jak np. ślub, ale i ściganie się ze śmiercią. Najbardziej poruszającym momentem jest moment pokazujący tragedię w Duisburgu podczas Love Parade. 24 lipca zeszłego roku doszło do wybuchu paniki w tunelu, który był jedyną drogą ewakuacji z placu, gdzie trwała impreza. W wyniki zadeptania zginęło 21 osób a 500 zostało rannych.

Film kończy się wyznaniem przeciętnej dziewczyny w jakimś przeciętnym miejscu na świecie na kilka minut przed północą, kończącą 24 lipca. Wprost żali się, że tego dnia nie spotkało ją nic ważnego, istotnego, ale i tak jest szczęśliwa. Jeśli w przyszłości będzie okazja wysłać w kosmos kapsułę czasu, do zdecydowanie musi to być "Dzień z życia". Wówczas przecięta dziewczyna zostanie na zawsze zapamiętana wraz z setkami innych osób, które wzięły udział w swoistym projekcie filmu 2.0.

Czytaj też: 51. KFF. Na otwarcie imprezy &#8222

PS. Twórcy filmu zapomnieli o jeszcze jednym, bardzo ważnym aspekcie życia na całym świecie - seksie. Miejmy nadzieję, że to tylko przeoczenie, a nie celowe działanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto