Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ja nie kocham ciebie, a ty kochasz mnie

Redakcja
Zuzana Bydzovska (Maria) i Pavel Liska (Petr Doleżal) w scenie z filmu "Mój nauczyciel".
Zuzana Bydzovska (Maria) i Pavel Liska (Petr Doleżal) w scenie z filmu "Mój nauczyciel". materiały dystrybutora;http://www.gutekfilm.pl/moj-nauczyciel/
W repertuarze zakończonych w czwartek, 29 października 2009 roku, X Ostrowieckich Spotkań Filmowych znalazły się dwa filmy wyprodukowane w pokrewnych kinematografiach (czeskiej i polskiej), traktujące o trudnej miłości. Mam wrażenie, że nasze kino znów przegrało z produkcją naszych południowych sąsiadów.

"Mój nauczyciel" został wyreżyserowany przez Bohdana Slamę (według autorskiego scenariusza), twórcę takich filmów, jak "Dzikie pszczoły" czy "Szczęście". Film opowiada historię nauczyciela - homoseksualisty, który porzuca pracę w praskim gimnazjum i przenosi się na wieś, by w tamtejszej szkole podstawowej przybliżać uczniom świat otaczającej przyrody. Robi to na tyle przekonująco, że niebawem wymarzonym prezentem jego uczniów staje się mikroskop. Petr, tenże nauczyciel, twierdzi przy tym, iż poznanie przyrody jest drogą do poznania samego siebie. Sam ma z tym jednak niejakie problemy. Wydaje się bowiem, że przenosiny z wielkiego, stołecznego, pełnego pokus świata, to próba zerwania ze swoją gejowską orientacją i przeszłością, utożsamianą przez nachalnego partnera, który przyjeżdża w ślad za nim na wieś.

Ważniejsze jednak w filmie Slamy są relacje, które łączą głównego bohatera z poznaną na prowincji Marią, wdową po alkoholiku - "damskim bokserze" i jej synem, Ladą. Kobieta znajduje w nauczycielu szansę na zaznanie życia pełnego miłości u boku ciepłego, inteligentnego mężczyzny. Ten z kolei przeżywa homoseksualną fascynację (nie tylko platoniczną) jej dorosłym synem. Natomiast młodzieniec zostaje odrzucony przez swoją dziewczynę, która wybiera życie w wielkim mieście. Generalnie jest to moim zdaniem film o ludziach, którzy łakną miłości, a ich pech polega na tym, iż nie potrafią wyartykułować swych potrzeb albo kierują swe pragnienia do niewłaściwej osoby. Czasami odrzucają "oferowane" im uczucie, jak Maria nieczuła na zaloty wiejskiego gospodarza. Bohdan Slama świetnie pokazuje w "Moim nauczycielu" czeską prowincję. To prawdziwy, jak mniemam, obraz, bez udziwnień, z całą galerią zwyczajnych ludzi z ich nawykami, śmiesznostkami i tragediami. Szalenie naturalna gra (?) powoduje, że widz zastanawia się, czy czescy aktorzy tak genialnie przechodzą metamorfozy, czy może Czesi mają takich wybitnych naturszczyków, jak nasz Jan Himilsbach czy Henryk Gołębiewski. Scena zabawy wiejskiej z czeskim pogo jest naprawdę niezapomniana. W tym filmie genialnie istnieją Pavel Liska i Zuzana Bydzovska jako Petr i Maria. Ich historia kończy się wprawdzie happy endem, trudno się jednak oprzeć niepokojącemu wrażeniu, że tymczasowym...

Takich niepokojów nie pozostawia najnowszy film mojego ulubionego reżysera, Jana Jakuba Kolskiego zatytułowany "Afonia i pszczoły". To bodaj najnudniejszy, obok "Pornografii", obraz autora "Jasminum" czy "Cudownego miejsca". Historia tytułowej Afonii, żony sparaliżowanego byłego mistrza zapaśniczego, jej fascynacja kinem i tytułowymi owadami oraz dzika erotyczna namiętność do rosyjskiego zapaśnika, który wzorem agenta Tomka pragnie poznać tajniki sukcesów sportowych Rafała (wykorzystując niejako przy okazji seksualnie córkę swych gospodarzy) - chyba mało kogo jest w stanie poruszyć lub choćby zainteresować naprawdę. Zbyt wiele tu, jak na mój gust, niejasności, niedopowiedzeń, braku wiarygodnosci psychologicznej. A i namiętność też jakaś taka zimna! Bronią się tylko piękne, bo jakże by inaczej, krajobrazy Kotliny Kłodzkiej i malownicza opuszczona stacyjka kolejowa, na której mieszkają bohaterowie (brawa dla autora zdjęć, Krzysztofa Ptaka), no i może muzyka Dariusza Górnioka. Mam ponadto wrażenie, że Kolski wyreżyserował "Afonię..." ze względu na swoją żonę, Grażynę Błęcką - Kolską. Bo z całą pewnością jest to jej film. Jak w żadnym z dotychczasowych obrazów męża, w tym filmie Błęcka - Kolska otrzymała możliwość (którą wykorzystała) pokazania walorów swego talentu aktorskiego. Na ekranie aktorka króluje, widzi się tylko ją, jej ledwo dostrzegalne, ale wymowne miny, spojrzenia, gesty. To jednak za mało, by trwający aż 108 minut film miał jakąś szczególną rację bytu. Wielka szkoda, panie Kolski. Czekam więc na "Wenecję" (nowy film J.J. Kolskiego, do którego zdjęcia rozpoczęły się w tym miesiącu).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto