Staśka, bo tak sama o sobie potrafiła powiedzie, chodziła owinięta w niezliczone ilości starych kiecek, bluzek, chust onegdaj ciepłych, bo wełnianych i wszelkich szmat, jakie dostawała od ludzi lub znajdowała w sobie tylko znanych miejscach.
Ni stąd ni zowąd zjawiała się najczęściej o zmierzchu i zasiadała solennie na stołku, który wsuwała do kąta, jak najbliżej drzwi.
Czasem mamrotała coś do siebie, czasem odpowiadała bełkotliwie, z sensem lub bez na pytanie, czasem drzemała, ale przede wszystkim zjadała to, co jej dano.
Bo przecież podawano zaraz miskę zupy lub bodaj kawałek chleba z mlekiem; wiadomo było, że przychodzi coś zjeść i odpocząć.
Miała Staśka „swoje” domy, do których zachodziła wedle tajemniczego, sobie tylko znanego rozkładu. Nikt nie wiedział skąd ani dokąd szła, kiedy już uznała, że dosyć tego siedzenia.
W nieokreślonym, jak to bywa w takich przypadkach, wieku wydawała się kobietą około czterdziestki, a zjawiła się w miasteczku kilka lat po wojnie. I już została, wędrując po okolicy i zachodząc do przyjaznych domów.
Cicha, nieszkodliwa, ale wrażliwa na podniesiony głos czy ostrzejsze słowo, mamrotała gniewnie czyniąc nieprzyjazne gesty, jakby chciała jakieś „złe” za sobą pozostawić w domu, gdzie ją źle potraktowano.
W domach przyjaznych pozostawiała po sobie odór niemytego ciała, brudnych szmat i obór, w których nocowała za przyzwoleniem gospodarzy.
Jedna z mieszczek - gospodyń (świeć Panie nad jej duszą) postanowiła chyba zasłużyć się panu Bogu i Staśki żywot uczynić jeżeli nie znośniejszym, to przynajmniej czyściejszym.
Zakwaterowała ją u swej krasuli, ale za ścianą przecie, dobrym słowem i regularnym jedzeniem usiłując Staśkę nakłonić do niejakiej pomocy w obejściu. Nic z tego.
Staśka albo nie rozumiała czego od niej żądają, albo programowo rozumieć nie chciała bo ani zamiatania, ani wyplewienia chwastów w ogródku pani B. wyegzekwować nie mogła.
Machnęła więc kobieta ręką na staśczyne usługi, ale jedną rzecz ze Staśką postanowiła zrobić na pewno i nieodwołalnie. Staśkę umyć i przebrać w czyste.
Pewnego letniego dnia Staśka nie bez krzykliwych protestów, została odpakowana z całej zawszonej garderoby, szmaty spalono w ognisku, a zawartość cuchnącego tobołka, czyli ją samą wsadzono do balii z deszczówką, wyszorowano mydłem i wreszcie – ubrano w czystą bieliznę z porządnego płótna oraz całą resztę przysposobioną zapobiegliwie przez panią B.
Staśka, wymęczona niezwykłą operacją, ale czysta wreszcie i ubrana po ludzku, zasiadła w kącie swej izdebki kiwając się, pokrzykując i mamrocąc sobie tylko znane treści gwałtowniej niż zwykle.
Nadszedł wieczór i pani B., idąc do obórki na wieczorny udój ujrzała taki oto widok: Goła, okręcona kocem z legowiska Staśka z furią wdeptywała w wykopany dołek cały nowy przyodziewek, nacierając starannie ziemią swoje z takim trudem domyte ciało. Po czym ułożyła się spać w obórce.
Zaintrygowana dobrodziejka od bladego świtu czuwała popatrując, co też dalej Staśka wykombinuje.
O szarówce wykopała Staśka ubranie z dołka, otrzepała z ziemi, nałożyła na siebie wszystko w kolejności bylejakiej i okrywszy się na koniec kocem jak chustą… poszła w diabły.
Poszła i przepadła jak kamień w wodzie.
Nikt nigdy już Staśki w miasteczku nie ujrzał.
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?