Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak przygoda to tylko w... Kiszyniowie

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Łuk triumfalny.
Łuk triumfalny. Michał Wójtowicz
Stolica Mołdawii jest brzydka i nie ma w niej nic interesującego do zobaczenia. Mimo to nie narzekamy na nudę – w nocy błądzimy po mieście w poszukiwaniu hotelu, a wycieczkę kończymy na posterunku policji.

Pod koniec lipca razem z Arkiem i Przemkiem jadę autobusem z Czerniowców na Ukrainie do Kiszyniowa, stolicy Mołdawii. Planowo na miejscu mamy pojawić się o piątej rano. Trochę wcześnie, ale wystarczająco późno, by szybko znaleźć hotel i położyć się dalej spać. Plan upada, gdy na miejsce docieramy o trzeciej w nocy.

Zmroczony snem z trudem rozglądam się po ciemnym i nieprzyjaznym parkingu. Zastanawiamy się co dalej robić. Wymieniamy kilka zdań po polsku i po chwili otacza nas chmara przekrzykujących się taksówkarzy, gotowych odwieźć nas do hotelu. Tylko, że my nie mamy tutejszej waluty, lei. Żaden problem, jeden z taksówkarzy wyciąga grubą pajdę banknotów i chce je wymienić na ukraińskie hrywny. Wiem, że proponuje zbójecki kurs wymiany, ale jestem tak spragniony hotelowego łóżka, że przez chwilę zastanawiam się nawet, czy nie skorzystać z oferty. Na szczęście wraca mi trzeźwość umysłu, zostawiam taksówkarzy i ruszam z moimi towarzyszami na poszukiwanie bankomatu.

Koledzy wyciągają leje, a ja w tym czasie przeglądam sporządzone jeszcze w Polsce notatki z namiarem na tani hotel. W zapiskach znajduję tylko informację, że znajduje się koło katedry i parku. Na mapie tylko jedno miejsce pasuje do opisu i tam się kierujemy. Ulice są puste, więc nie mamy się kogo zapytać o drogę. W końcu trafiamy na staruszkę z nastoletnią wnuczką. Kobiety litują się nad nami i odprowadzają kawałek. Na koniec radzą iść prosto, a w razie problemów spytać się jakiegoś przechodnia.

Problemy z orientacją szybko się pojawiają, a na ulicach dalej pustki. Jest co prawda policjant, ale znajduje się po drugiej stronie ulicy, na której nie ma pasów, a podziemne przejście jest zamknięte na klucz. Żeby się do niego dostać musielibyśmy przejść przez jezdnię i złamać przepisy. Wcześniej naczytałem się trochę o łapówkarstwie mołdawskich policjantów i ich pazerności na dolary obcokrajowców, więc wolę nie ryzykować.

W końcu pojawia się przechodzień. Mówi, że jesteśmy w kompletnie złym miejscu i musimy poczekać na pierwszy autobus. Jesteśmy wściekli, bo ledwo się trzymamy na nogach, a to co usłyszeliśmy kłóci się z wersją kobiet. Nie wiemy komu mamy ufać. Łapiemy taksówkę, która wiezie nas do hotelu. Nie warto było ufać kobietom.

Kiszyniów wygląda jak brzydka dziewczyna, która niedostatki urody próbuje skryć pod krzykliwym makijażem. Centrum miasta jeszcze jako tako wygląda. Ubrane w wielkomiejski kicz stwarza iluzję swojej przynależności do wielkiego świata. Ale nawet tam widać rozklekotane marszrutki (duże samochody pasażerskie spełniające funkcję komunikacji miejskiej), sypiące się trolejbusy, zapyziałe targowisko, czy szkaradne budynki. A
nasza przypadkowa wizyta na położonym poza centrum blokowisku to skok o kilkadziesiąt lat wstecz.

Obejście wszystkich zabytków Kiszyniowa zajmuje nam kilka godzin. Widzimy parki, monumentalne gmachy, klasztory, pomniki. Nic interesującego. Mimo to wciąż przybywają tu turyści ciekawi jak wygląda stolica peryferyjnej Mołdawii. Gdyby historia potoczyła się inaczej i Kiszyniów pozostał częścią Rumunii, to nikt by się do niego nie wybrał. A tak można się w nim poczuć prawie jak w Warszawie.

Po zwiedzeniu nielicznych atrakcji Kiszyniowa, idziemy do parku, kupujemy piwo w budzie i relaksujemy się na ławce. Szybko opróżniamy butelki. Szkło zostawiamy na murku zbieraczom śmieci i ruszamy dalej. Po kilku krokach zatrzymuje nas policjant. Mówi, że złamaliśmy dwa przepisy: piliśmy alkohol w miejscu publicznym i śmieciliśmy. Tłumaczymy, że jesteśmy obcokrajowcami, nie znamy tutejszych przepisów, właśnie przyjechaliśmy z Ukrainy, gdzie piwo można pić wszędzie. Zresztą butelki bez pytania otworzyła nam sprzedawczyni, więc co mieliśmy zrobić? A po śmieci możemy się cofnąć i wyrzucić je do kosza. Policjant pozostaje niewzruszony. Prawo zostało złamane i musimy zostać ukarani.

Policjant prowadzi nas do cienia, gdzie spisuje nasze paszporty. Na koniec mówi, że musimy iść z nim na komendę, gdzie ktoś inny zrobi protokół, bo on nie ma do tego uprawnień. Jesteśmy coraz bardziej zaniepokojeni. Myślimy, że policjant chce nas postraszyć, żeby wyłudzić większą łapówkę. Wyobrażam sobie jak kiepsko opłacany, skorumpowany stróż prawa dla zmiękczenia turystów z Zachodu pałuje ich, albo wrzuca do celi z kryminalistami. Wolimy odpuścić sobie takie przygody i od razu zapłacić łapówkę. Pytamy się
czy sprawy nie da się załatwić jakoś inaczej, ale policjant chce nas widzieć na swoim posterunku.

Niechętnie ruszamy na komisariat. Po drodze policjant odkrywa, że jest moim imiennikiem i wdaje się ze mną w dyskusję. Mówi, że ma polskich przodków i czuje do nas sentyment. Pociesza, żebyśmy się nie martwili, bo w raporcie napisze, że łuskaliśmy słonecznik, za co dostaniemy groszowy mandat. Oj Miszka, Miszka, co ja mam z wami zrobić – wzdycha z dziwnym uśmiechem. O co mu chodzi? Czyżby chciał łapówkę?

W komisariacie policjant po raz drugi spisuje nasze paszporty. Na koniec przekazuje nas swojemu koledze, sugerując, że może nas puścić, bo jesteśmy tylko turystami, którzy sobie popili. Ten jednak wybucha dziwnym śmiechem i mówi, że jesteśmy za młodzi na turystów. Może KGB przysłało do Mołdawii szpiegów z Polski?

Kolejny policjant po raz trzeci spisuje nasze dane. W międzyczasie przyczepia się do różnych szczegółów i męczy nas pytaniami, kto to jest prezydent Zielonej Góry. Widać jednak, że nie robi tego z upierdliwości tylko z nudów. Na koniec oddaje nam paszporty i wyprowadza przed komisariat. Radzi by nie włóczyć się po nocach i mówi , że możemy już sobie iść. Jak to, a mandat? Zapomnijcie o nim. Uff… Wyszło z tego wielkie zamieszanie o nic. A puste butelki, od których się zaczęło, dalej stoją na murku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto