Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaki dług publiczny mają Niemcy? Czarny scenariusz

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Wikimedia Commons
Polska ma bardzo wysoki dług publiczny. Czy Niemcy omija ten problem i są one wyjątkiem od reguły? Niestety, ucieczki od długów w obecnej dobie nie ma. Niemcy, jak i inne kraje, może dotyczyć czarny scenariusz.

Były wicepremier i minister finansów trzech rządów: Tadeusza Mazowieckiego (1989–1991), Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Jerzego Buzka (do 2000 roku), doktor habilitowany Leszek Balcerowicz, od jakiegoś czasu przyjął linię politycznego straszenia Polaków wysokim długiem publicznym i dla podkreślenia wagi zagadnienia zamontował w Warszawie zegar, liczący narastanie z minuty na minutę zadłużenia Polski.

Dług mamy wysoki, ogromnie wysoki – to fakt. Przekracza znacznie 800 mld złotych, to dużo więcej niż mieliśmy za Gierka. Zostawmy kwestię odpowiedzialnych za ten stan rzeczy oraz jaki wkład w to zjawisko ma ewentualnie Leszek Balcerowicz. Spójrzmy na to, jaki dług ma najbliższy nasz sąsiad zza Odry – bogate Niemcy.

Niemcy, z powodu silniej okrzepłej demokracji, inaczej niż Polacy, utrzymują sprawę zadłużenia państwa w głębokiej tajemnicy. Nie mam zamiaru pochwalać ich za to. Tak czy inaczej, dociekliwi ekonomiści, eksperci i analitycy finansów państwa, szacują – jak mówią – najczarniejszą wielkość długu, na 248 proc. niemieckiego PKB, ale aż w 2016 roku. To odważny "scenariusz wzrostu zadłużenia RFN", przyjęty i opracowany przez profesora finansów z uniwersytetu we Fryburgu, Bernda Raffelhueschena.

Dług budżetu centralnego Niemiec

Według "Forbesa", dług budżetu centralnego Niemiec wynosi obecnie 1,3 biliona euro. Natomiast cały dług publiczny na koniec I kwartału 2012 roku przekroczył 2 biliony euro. W przeliczeniu na jednego statystycznego obywatela, ta bardzo wielka kwota 1,3 biliona euro, zaokrąglając liczby – to 5,2 bilionów złotych, czyli niebotycznie więcej niż dług statystycznego Polaka. To jednak tylko magia liczba. Dla nas żadne pocieszenie, że bogaci Niemcy, mają większy dług publiczny niż Polska.

Cała Europa jest mocno zadłużona, także m.in. bogate: Wielka Brytania, Włochy, Francja, Hiszpania i nieco biedniejsze - Portugalia, Dania, Holandia, Irlandia itd. O tym postaram się napisać szerzej innym razem. Dzisiaj wracamy do Niemiec. Otóż w czasie kryzysu zadłużenia państw europejskich, RFN uchodzi za "kotwicę europejskiej stabilności". To świetny wizerunek. Gwarantuje go, zdaniem znawców zagadnienia, "sanacja niemieckich finansów publicznych" pod kierunkiem prężnego, silnego i roztropnego ministra Wolfganga Schaeublego.

W opinii krytyków, opierających się na konkretnych wyliczeniach - liczby pokazywane przez władze w Berlinie stanowią bezwartościową makulaturę. Twierdzą wprost, że balon wraz z pogłębieniem kryzysu w strefie euro - pęknie. A mit panujący w Europie o niezadłużonych Niemcach - upadnie.

Dług wróci do bezpiecznego poziomu?

Oficjalnie – według serwisu Dziennik.pl - Republika Federalna Niemiec miała na koniec 2012 roku 2,193 bln euro długu. A to oznacza 82,7 proc. PKB, największej unijnej i czwartej w świecie, gospodarki. Ponad 1,05 bln euro z tej sumy to zobowiązania rządu federalnego, reszta zaś zajmuje zadłużenie landów i gmin. Mimo wszystko – ten 1,05 bln to i tak powyżej 60-proc. kryterium z Maastricht, ale przynajmniej z jasnym i realistycznym rządowym postanowieniem poprawy.

W ocenie ekspertów, jeśli wszystko ułoży się zgodnie z planem ministra finansów Wolfganga Schaeublego, to niemiecki dług powinien wrócić do 2016 roku, do bezpiecznego poziomu 60 proc. PKB. Ale, co najważniejsze, powinien pozostać na tym poziomie na stałe, bo w 2016 r. wchodzi w życie poprawka do niemieckiej konstytucji (przyjęta ze strachu przed kryzysem w 2009 r.), która będzie zakazywać rządowi Niemiec, generowania jakiegokolwiek deficytu budżetowego (górny poziom deficytu ma wynosić 0,35 proc. PKB).

Ten chwalebny plan pisany z optymizmem, może mieć, a kto wie czy już nie ma, przynajmniej jedną podstawową słabość. Może się ziścić pod warunkiem, że kryzys w strefie euro i w Europie, nie będzie się już pogłębiał, a najlepiej, gdy zacznie odchodzić. Niestety - to opowieść mało prawdopodobna – twierdzą ekonomiści. Jeżeli tak ma być – jak twierdzą przynajmniej niektórzy - to, co wtedy?

Groźne czarne dziury

Wtedy inwestorzy – zdaniem znawców rynku - zaczną się uważniej niż dotąd przyglądać niemieckim finansom. I - co szczególnie ciekawe - jeśli będą przyglądać się odpowiednio uważnie, znajdą w nich "wiele czarnych dziur". Przykłady? Bardzo proszę. Już na dzień dobry, należałoby doliczyć przypadającą na RFN, "część gwarancji dla Europejskiego Banku Centralnego" (EBC). EBC, z siedzibą we Frankfurcie nad Menem, jako bank centralny Unii Europejskiej, jest przecież bez własnych pieniędzy. Jego prawni kredytodawcy to państwa członkowskie (17 państw).

Tymczasem hojny EBC gasi od iluś miesięcy, dość sporymi sumami, kryzys na południu Europy; udziela kredytów greckim i hiszpańskim bankom komercyjnym a także wykupuje państwowe obligacje rządów: Portugalii i Włoch. Zatem, kto - na wypadek stanu niewypłacalności ratowanych państw, poniesie straty?

Według ekonomistów – straty spadną na konto głównie Bundesbanku, będącego największym udziałowcem unijnego EBC. A Bundesbank, jako bank centralny Niemiec, to już – jak mówią eksperci - "bezpośrednio niemieckie państwo". Przyjmijmy założenie, że pieniądze wpompowane przez EBC w kraje południa Europy, nigdy nie będą spłacone. Oznacza to dla Niemiec, dodatkowe 445 mld euro, które trzeba będzie dopisać do rachunku zadłużenia państwa.

A będzie, gdy sytuacja w strefie euro może się pogorszyć jeszcze bardziej? A przecież tego nie można wykluczyć. Trzeba też brać pod uwagę ewentualne wychodzenie państw ze strefy euro. Wieka Brytania już grozi taką możliwością. Po cichu mówi o tym również Finlandia. Nikt nie wie, co może za kilka lat wystrugać Grecja. Wyjście ze strefy euro – według ekspertów - każdego kolejnego kraju, oznacza niezbędny wzrost gwarancji udzielanych EBC, przez Niemcy.

I tak - na wypadek - gdyby wyszło całe południe Europy, wtedy do rachunku władz Berlina, trzeba by było doliczyć nawet 719 mld euro. Wtedy faktyczny dług Niemiec urośnie do 2,981 bln euro, czyli aż do 112 proc. PKB. Niestety, to jeszcze nie jest wszystko. Problemy finansowe RFN mogą być gigantyczne.

Stanisław Cybruch

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto