Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jakub Sienkiewicz: "Warto być wszechstronnym"

Redakcja
Jakub Sienkiewicz
Jakub Sienkiewicz mat. prasowe
Przed koncertem Fundacji Połączeni Pasją rozmawiałem z Jakubem Sienkiewiczem. Lider zespołu Elektryczne Gitary opowiedział m.in. o swoich występach podczas strajków, pracy muzyka i lekarza oraz o niecodziennej roli w filmie Olafa Lubaszenki

Adam Sęczkowski: Czy pamięta Pan, w jaki sposób zarobił swoje pierwsze pieniądze?

Jakub Sienkiewicz: - Tak, pamiętam. Nie były to pieniądze zarobione z działalności medycznej. W okresie studiów, kiedy już troszkę zaczęły być znane moje piosenki, nagrywałem w domu na kasety i szpule. W pierwszej połowie lat 80-tych były one spontanicznie kopiowane przez ludzi. Dzięki temu zebrałem sobie widownię, która zapraszała mnie nawet do mieszkań prywatnych, klubów, a czasem do pomieszczeń parafialnych jako miejsce piosenki drugiego obiegu. Wtedy do kapelusza zarabiałem pierwsze pieniądze.

Występy w prywatnych mieszkaniach, klubach, pomieszczeniach parafialnych, natomiast ja dotarłem do informacji, że występował Pan też podczas strajków studenckich…

- Tak, ale tam już nie zarabiałem pieniędzy (śmiech), gdyż studenci byli wtedy bardzo biedni, uciśnięci. Oczywiście specjalnie teraz ironizuję, bo uważam, że był to piękny okres w moim życiu. Okazja do zaprezentowania swojej twórczości była znakomita. Strajk okupacyjny to jest sytuacja, kiedy ludzie siedzą przez kilka tygodni w jednym miejscu i w zasadzie się nudzą. Oczekują każdego wiecu, każdego wydarzenia kulturalnego, kogoś, kto chce się podzielić swoją twórczością. Mówiłem teraz o roku 1981, kiedy miałem już poukładane pierwsze piosenki, które mogłem przedstawić. W roku 1986 była druga fala strajków studenckich, która poprzedziła wydarzenia Okrągłego Stołu. Wtedy już jako czynny lekarz w Akademii Medycznej również byłem zapraszany, aby na nich występować, ale już z innej pozycji, jako ktoś, kto od paru lat funkcjonował z tymi piosenkami. Były one nieco inne niż dziś. Śpiewałem dużo piosenek z późniejszego repertuaru Elektrycznych Gitar, ale też takie reagujące na ówczesną sytuację polityczną. One wszystkie się wykruszyły, bo wiadomo, że utwory z bieżącym kontekstem nie mają wiecznego żywota. Tym się wtedy zajmowałem, takie były początki. Potem to już zaczęły się występy, gdzie chciałem sprawdzić swoich sił jako muzyk. Pierwsza taka oficjalna działalność estradowa w ramach występów niebędących w drugim obiegu tylko takie, które cenzura akceptowała to był zespół reaggae Niepodległość Trójkątów Andrzeja Zeńczewskiego, w którym grałem jako gitarzysta solowy. Rok później dołączyłem do innej formacji reggae Orkiestry Na Zdrowie Jacka Kleyffa i grałem tu ze dwa lata. To były sympatyczne i ważne działania, bo dzięki nim dowiedziałem się, do czego służy elektryczna gitara (śmiech). Z tą wiedzą przygotowałem się do stworzenia własnej kapeli już całkiem elektrycznej.

Przeczytałem na stronie internetowej, że Elektryczne Gitary powstały z inicjatywy Rafała Kwaśniewskiego i Piotra Łojka, którzy zaproponowali Panu współpracę. Długo był Pan do tego przekonywany?

- Dwa lata broniłem się przed tym. To była trudna decyzja, bo upublicznienie tych piosenek wiązało się z tym, że stanę się osobą publiczną i życie całkowicie mi się odmieni. Nie czułem się gotowy na coś takiego.

Może na chwilę odejdźmy od muzyki. Zagrał Pan główną rolę w debiucie reżyserskim Olafa Lubaszenki, wcielił się Pan w samobójcę, który skacze z trzydziestego piętra z Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Jak doszło do tej współpracy?

- Olaf Lubaszenko wybrał mnie do tej roli, ponieważ stwierdził, że mam twarz najmniej charakterystyczną, człowieka znikąd i donikąd podążającego.

Czy gdyby mógł Pan jeszcze raz wybierać studia to zmieniłby Pan studia medyczne na muzyczne?

- Niestety tak, ponieważ bardzo brakuje mi w tej chwili warsztatu muzycznego, warsztatu kompozytorskiego. Gdybym miał go odpowiednio wcześniej podejrzewam, że mógłbym swoją twórczość poprowadzić dużo skuteczniej.

W codziennym życiu jest Pan osobą pokorną czy musiał Pan walczyć o swoje?

- Miałem takie założenie, że jeśli piosenki są wartościowe, to się obronią. Ktoś to podniesie w pewnym momencie i coś się zacznie z tym repertuarem dziać. Życie jakby potwierdziło moje przypuszczenia, choć ta postawa nie jest godna pochwały, bo powinno się raczej aktywnie wychodzić ze swoją propozycją twórczą, a nie czekać. Oczywiście miałem szczęcie, bo głupi zawsze ma szczęście (śmiech), ale to nie jest droga, którą należy pójść.

Gdyby miał Pan określić swoje życie w kilku słowach?

- Fajne pytanie (śmiech). Powiedziałbym, że sytuacja, w której obecnie jestem wynika z niezdecydowania się na nic. Do tej pory nie mogę się zdecydować czy zająć się w pełni estradą czy spełniać w medycynie. Tak się bujam jako ten „rockman”, od znaczenia słowa „rock”, czyli bujać się. I to jest właśnie moja postawa - bujam się tam i z powrotem.

Czy kiedykolwiek stanął Pan przed dylematem praca czy rodzina?

- Nie, zawsze miałem jedno i drugie.
Co jest dla Pana najważniejsze w życiu?

- Najważniejsze w życiu to jest mieć spokój, choć jest to nieosiągalne, ponieważ jak osiąga się spokój to zaczyna się niepokój, bo robi się za spokojnie (śmiech). To jest błędne koło. Spokój za wszelką cenę jest moim celem w życiu, ale nic w tym kierunku nie robię. Już nawet sobie tak trochę przez ostatni rok odpuściłem, ograniczyłem swoje różne działalności zawodowe, a teraz znowu kalendarz wypełnia się. Przestraszyłem się, że jak będę wycofany to zniknę i zacząłem robić, żeby coś więcej się działo. Teraz tak jest, że znów martwię się tym, że dzieje się aż tyle.

Czy patrząc na bolączki współczesnej Polski nie zastanawia się Pan czasem "Co ja robię tu?"

- Nie, absolutnie nie mam takich wątpliwości. To jest moje naturalne miejsce i dobrze się tutaj czuję. Rozumiem te wszystkie idiomy, te konteksty.

Przy tej fali masowych emigracji, gdzie rzeczywiście młodzi ludzie szukają lepszego życia, nie zastawiał się Pan nad karierą poza Polską?

- Nie szukam kariery za granicą, bo dobrze się czuję w kraju, w którym się urodziłem i rozumiem to miejsce.

Czy to oznacza to, że jest Pan osobą spełnioną?

- Na pewno nie szukam szczęścia w innym miejscu na Ziemi. Natomiast spełniony oczywiście nie jestem, bo gdybym był spełniony to położyłbym się i czekał na śmierć.

Przed czym chciałby Pan ustrzec swoje dzieci?

- Chciałbym ich nauczyć tego, że warto być wszechstronnym, żeby mieć coś w zanadrzu w razie czego jeśli jakaś koncepcja na życie nie wyjdzie.

Odziedziczyły po tacie wszechstronność?

- Na szczęście tak, bo edukują się w czymś innym, a hobby mają inne. Myślę, że jedno i drugie może stać się ich działalnością, zależnie od koniunktury.

Dziś spotykamy się na koncercie charytatywnym Fundacji "Połączeni Pasją". Czy często przyjmuje Pan takie propozycje?

- Nie mam innych propozycji (śmiech), więc przyjmuję. Działalność charytatywna jest mi bliska. Sam jestem prezesem Polskiej Fundacji Muzycznej, która zajmuje się dokładnie tym samym, czyli wspieraniem twórców w trudnej sytuacji życiowej. Moja działalność medyczna związana jest z kolei z Fundacją "Żyć z chorobą Parkinsona", gdzie pomaga się „parkinsonikom” w takim sensie, że mają ułatwiony dostęp do konsultacji, rehabilitacji, informacji i po prostu nie zostają sami ze swoją chorobą, mogą się spotykać itd. Poza tym trafiają się bardzo różne propozycje występów charytatywnych np. współpraca z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy należy do tradycji zespołu Elektryczne Gitary. Chyba w tej najbliższej edycji raczej nigdzie nie jedziemy (śmiech), bo nam nie zaproponowali, ale to jest pierwszy raz taka sytuacja, że nie jedziemy. Można powiedzieć, że jesteśmy stale związani z tą tradycją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Jakie ma Pan plany na najbliższe miesiące?

- Teraz wyjeżdżamy na kilka występów do Stanów Zjednoczonych, gdzie jesteśmy do 8 grudnia. Niezależnie od tego opracowujemy nowy materiał. Jedną taką nową rzecz zaprezentowałem niedawno publicznie w telewizji w jedynce w programie Agaty Młynarskiej i to był cover piosenki Lou Reed’a. Akurat były Zaduszki, potem Święto Zmarłych i dlatego mnie poproszono do programu, bo już wcześniej wykonywałem inny utwór tego zmarłego właśnie piosenkarza. To jest jedna z tych piosenek, nad którymi teraz siedzimy, ponadto jest około 10 nowych utworów, które aranżujemy.

Kiedy zatem można spodziewać się nowej płyty?

- Mamy jeszcze jeden taki pomysł. Chcemy wrócić do piosenek z pierwszych dwóch płyt, odświeżyć je i umieścić w sprzedaży elektronicznej. Wersje tych piosenek będą podobne do tych wersji sprzed lat, ale nie będą takie same. Pracujemy nad dwoma programami: są to stare rzeczy odświeżone plus nowe. Jak to się przełoży na terminy wydawnicze? W tej chwili naprawdę nie potrafię powiedzieć. Wydaje mi się, że my robimy tak, jeśli mogę mówić za kolegów z Elektrycznych Gitar, że niepotrzebny jest nam jakiś bat nad głową i terminy, chociaż to też wpływa mobilizująco. Jak był 2010 rok i trzeba było bardzo szybko napisać program HISTORIA to "spięliśmy się" i było zrobione, ale jeśli piszemy piosenki osobiste i z tego ma się składać głównie nasz nowy program, to potrzebny jest luz i czas na właściwy dobór.

Serdecznie dziękuję za rozmowę

- Również dziękuję i pozdrawiam czytelników Wiadomości24.pl

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto