A tragicznej sytuacji w fińskich skokach napisano już sporo. Błędne decyzje w zakresie szkolenia spowodowały, że z narciarskiego raju, w którym produkowano największe talenty tej dyscypliny, zrobiło się… no właśnie, co? Piekło? Niekoniecznie. Lokum, w którym stagnacja unosi się w powietrzu? Już lepiej.
Na potwierdzenie moich słów niech świadczy historia, którą zapewne usłyszeliście przy okazji jednego z tegorocznych konkursów PŚ w Zakopanem. Na belce siedzi jeden z podopiecznych Pekki Niemeli. W tym czasie Włodzimierz Szaranowicz, komentujący zawody dla TVP, przytacza słowa naszego rodaka, mieszkającego w Finlandii. Ojciec, mając na uwadze dobro syna, wysłał go na treningi do Polski – nie chciał bowiem, by dziecko szkoliło się w takich warunkach, jakie zgotowała rodzima federacja. Jeszcze dwa lata temu taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia.
–Myślę, że przyczyna tkwi w niewłaściwych metodach treningowych, ale to oczywiście nie jedyne powody. Czas wydostać się z tego dołka, ale potrzeba do tego dużo ciężkiej pracy. Nie sądzę, by zmiana trenera zmieniła tę trudną sytuację. Więcej uwagi swoim podopiecznym muszą poświęcać trenerzy klubowi, bo to w dużej mierze od nich zależy forma zawodnika – powiedział Janne Ahonen w rozmowie z portalem skispringen.com.
W obliczu takich anomalii, jakie dzieją się w Finlandii, nic dziwnego, że pięciokrotny tryumfator Turnieju Czterech Skoczni postanowił podjąć wyzwanie i ponownie wrócić na skocznie świata. On sam powtarza, że wielki fiński kryzys w skokach nie zaważył na jego comebacku. Wciąż na horyzoncie widzi medal olimpijski, który znaczy dla niego tyle, ile żołądź dla wiewióra z „Epoki lodowcowej”. Gdyby jednak skoki w jego kraju stały na takim poziomie, na jakim stoją choćby w Polsce, zdecydowałby się na taki krok?
Niezależnie od tego, jakie były prawdziwe powody decyzji Ahonena, bez wątpienia nie byłoby jej, gdyby nie pewien plan, który zrodził się w jego głowie: – Po dwóch latach przerwy od skakania postanowiłem, że na początku tego sezonu oddam kilka skoków. Założyłem sobie, że jeżeli będą one satysfakcjonujące to zastanowię się nad powrotem do profesjonalnego treningu – zdradził zawodnik. Wyniki na tyle usatysfakcjonowały skoczka, że postanowił wznowić współpracę z trenerem Ari Saukko, który od początku kariery Ahonena był jego indywidualnym szkoleniowcem.
Trzy razy cztery
„Maska”. Nie bez powodu Ahonen nosił ten przydomek. Na jego twarzy rzadko pokazywał się uśmiech, a podczas zawodów Fin sprawiał wrażenie zawodnika, którym nie targają żadne emocje. Być może dwukrotny zdobywca Kryształowej Kuli chciał w ten sposób pokazać wszystkim swoją dominację i bezwzględność, z jaką pokonywał swoich rywali na skoczni. Nigdy nie zapamiętałem go z jakiejkolwiek bezmyślnej polemiki z dziennikarzami czy buńczucznego stosunku do konkurentów. Spokojny, ale stanowczy, pewny swoich umiejętności, a przede wszystkim nie podejmujący pochopnych decyzji.
No właśnie. Pochopne decyzje. Taki był Janne podczas swojej osiemnastoletniej kariery, dopóki, cytując klasyka, nie zawiesił po raz pierwszy nart na kołku. A stało się tak po zakończeniu sezonu 2007/2008. Sezonu, który był miłym ukoronowaniem jego bogatej kariery. Po raz piąty zwyciężył w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, zdobył brązowy medal na MŚ w lotach w Oberstdorfie, stanął na najniższym stopniu podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Skończył podobnie jak Małysz, będąc na ustach wszystkich.
Od tej pory Fin myślał, że skoki to dla niego zamknięta karta. O tym jednak, że nie potrafi bez tego żyć, przekonaliśmy się półtora roku później. Ahonen zadeklarował, że chce zdobyć olimpijski medal w konkursie indywidualnym. Krążek, którego brakuje w jego gablotce. Okazja ku temu była wielka, bowiem wielkimi krokami zbliżały się igrzyska w Vancouver. Dwa miesiące przed olimpiadą, w TCS przegrał tylko z Andreasem Koflerem, wydawało się więc, że jego dyspozycja będzie coraz lepsza, a on sam odpali na najważniejszej imprezie. Nie odpalił. Na drodze do medalu stanęli ci, którzy byli niedoścignieni osiem lat wcześniej w Salt Lake City – Ammann i Małysz. Ahonen po raz trzeci w karierze otarł się o olimpijskie podium. Po raz trzeci na skoczni normalnej. Sezon w klasyfikacji generalnej zakończył na 11. pozycji. Jak się później okazało, był to szczyt jego możliwości.
Zagubiony, bez motywacji
Od tej pory zarówno dyspozycja fizyczna, jak i psychiczna Fina zjeżdżała po równi pochyłej. Jeszcze dwanaście miesięcy wcześniej Ahonen był wielce zmotywowany do osiągania sukcesów. Tymczasem w następnym sezonie potrafił tylko cztery razy (na dwanaście konkursów) plasować się w czołowej „30” zawodów Pucharu Świata. Naszym oczom ukazał się obraz zagubionego, marniejącego, pozbawionego chęci do pracy zawodnika. Wielu zadawało sobie pytanie: „Po co on wrócił? Przecież on teraz rozmienił swą karierę na drobne”. Kompletne przeciwieństwo człowieka, który jeszcze trzy lata temu schodził dumnie z narciarskiej sceny. Odszedł zapomniany. Nie przypuszczał jednak, że jego odejście zepchnie równocześnie w otchłań rodzime skoki.
Teraz Janne ponownie chce podbić narciarski świat. Czy jednak mu się to uda? Czas pokaże. Ahonen ma już na karku trzydzieści pięć wiosen, a wiadomo, że czasu nie da się oszukać. Birger Ruud z Norwegii swój ostatni olimpijski krążek zdobył w wieku 37 lat. Pozostali medaliści byli młodsi. On jednak się nie poddaje. Bo jak już coś sobie postanowi to konsekwentnie do tego dąży. – Wiem, dokąd zmierzam. Nie robię tego w formie żartu czy eksperymentu. Kiedy skaczę, chcę być pewien, że jestem w stanie walczyć o zwycięstwa. Mam zamiar to zrobić – zapowiada „Maska”. Nieoficjalnie mówi się, że zawodnik pojawi się na zawodach Letniej Grand Prix.
Dawid Bożek (skif1.wordpress.com)
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?