„Trzy razy tak” Rudnickiego jest paletą tekstów, gdzie nieprzygotowany na taką dawkę surrealizmu czytelnik może poważnie zapaść na zdrowiu. Nie żartuję. Ta książka to nawet nie surrealizm. To walec drogowy w połączeniu z piłą tarczową, który robi z mózgu czytelnika konfetti, intelektualnie szatkując go na mikro kawałki, których nie da się już nijak poskładać.
Bohaterem jest sam autor, w jednej z części udający się do Gdyni (albo gdziekolwiek indziej) w celu odebrania literackiej nagrody, która i tak w końcu zawsze ląduje w innych rękach. Innym razem zatrudnia się, jako człowiek, który odzyskuje od bardzo ekscentrycznych ludzi książki pożyczone z biblioteki. Czasem podróżuje samochodem, czasem czymś innym, incydentalnie podróżuje, jako nieboszczyk w trumnie wspólnie z prawowitym jej lokatorem. Kiedy indziej znów udaje się do Afryki oglądać „spreparowaną” tamtejszą wioskę i z braku atrakcji oddawać się różnym fantazjom na temat jednej z uczestniczek wyprawy. Co ciekawe i szokujące wszystkie te przygody wyglądają, jak komentarz autentycznych zdarzeń.
W książce jest trzy razy „Tak” i „Postscriptum. W sumie tekstów jest siedem i mają tworzyć całość, ale „Postscriptum” to chyba bardziej deser w dodatku składający się z gumy do żucia, bo trudno go przeżuć po podaniu dania głównego. A danie główne, trzy razy „Tak” zawiera treści obraźliwe, seksistowskie (oberwało się Kazi Szczuce) i tak kontrowersyjne(tu zaczepny ukłon w stronę Wisławy Szymborskiej), że z pewnością nieprzeznaczone dla szerokich mas. Po przebrnięciu przez te trzy rozdziały mało, który czytelnik nie ma ochoty powiesić się na pasach dla pieszych czy na sznurze samochodów stojących na ulicy, jeśli określić całość wyrażając się językiem pisarza.
Spostrzeżenia i porównania Rudnickiego zawarte w książce są nie tylko szaleńczo genialne. Autor to samorodek językowy, bazujący na montypythonowskim humorze z połączeniem takich filmów, jak „Dzień Świra”, czy „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”, okraszonych i poddanych językowej obróbce. Dodatkowo zaprawiono całość szczyptą autoironii i dużą dozą szaleństwa w sposób wielce złośliwy i wstrząsający czytelnikiem. Teksty przesycone są kpiną, groteską, niesamowitymi porównaniami, gdzie geniusz przeplata się z wariactwem. To szok jak zderzenie czytelnika z meteorytem albo kulą karabinową.
Najciekawszy jest styl i język pisarza, jego bezcenne komentowanie zdarzeń i dystans do własnej osoby. Czyste wariactwo i brudne szaleństwo. To świetna książka dla osób ceniących sobie humor Monty Pythona, gdzie mistrz gier językowych maestro Rudnicki wyciąga ze słów to, co w nich ukryte i zamaskowane.
Nie ukrywam, dałem się wciągnąć w ten absurd i nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mięśnie twarzy mogą kurczyć się, rozprężać i wyrażać tyle dziwnej mimiki i emocji podczas czytania kolejnych zdań. Stąd moja konkluzja: Absolutnie nie czytajcie tej książki w miejscach publicznych, bo ludzie będą się Wam dziwnie przyglądać.
Panie Rudnicki, jest pan niesamowity, czekam z niecierpliwością na jeszcze.
Autor: Janusz Rudnicki
Tytuł: Trzy razy tak!
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Archipelagi
Rok wydania: 2013
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?