Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jednoręcy bandyci wracają w glorii zwycięstwa

Tadeusz Kowalski
Tadeusz Kowalski
Pcb21/wikimedia/CC-BY-3.0
Europejski Trybunał Sprawiedliwości potwierdził, że ustawa o grach hazardowych powinna być zatwierdzona przez Komisję Europejską. Resort finansów wiedział o tym, ale ostrzeżenia zignorował. Będzie nas to drogo kosztować, bowiem wyrok TS oznacza, że firmy mają podstawę do wystąpienia o wielomilionowe odszkodowania.

Wszystko zaczęło się od tzw. afery hazardowej. Rząd chcąc szybko przykryć jej skutki oraz w imię walki z hazardem, w ciągu dwóch dni uchwalił nową ustawę o grach hazardowych. A właściwie dwie ustawy. W jednej zawarł tzw. przepisy techniczne i tą notyfikował w Brukseli, drugiej do zatwierdzenia nie przedstawił. Tymczasem zgodnie z unijnym prawem każda regulacja dotycząca hazardu musi być zatwierdzona prze Komisje Europejską.

Nowa ustawa została uchwalona 19 listopada 2009 r., a 30 października KE przesłała ministrowi gospodarki, który odpowiada za notyfikację, pismo przypominające o konieczności notyfikacji. Tego samego dnia informację tę przekazano ministrowi finansów oraz ministrowi Boniemu. Mimo tego ustawę w pośpiechu uchwalono, nie przedstawiając jej do zatwierdzenia.

Trzy firmy z branży hazardowej Fortuna, Grand i Forta, po wejściu w życie ustawy, złożyły skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdyni, a ten poprosił o wykładnię Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS). Trybunał orzekł, że zapisy ustawy zawierają przepisy potencjalnie techniczne, w związku z tym powinny być one notyfikowane. O tym zaś czy mają wpływ na sprzedaż decydują sądy krajowe. Wyrok ETS dotyczy tzw. jednorękich bandytów.

Branża hazardowa triumfuje, gdyż wyrok otwiera im drogę do wystąpienia o odszkodowania, i to odszkodowania wielomilionowe. Jest niemal pewne, że firmy uzyskają unieważnienie wszystkich decyzji w sprawie prowadzenia gier na automatach, a nawet wznowienie postępowań w przypadku, gdy prawomocnie zostały zakończone. Firmy hazardowe będą jednak musiały udowodnić przed sądem poniesienie wymiernych strat, co nie powinno być trudne, zważywszy że tylko w ciągu pierwszego roku obowiązywania ustawy z rynku wycofanych zostało kilkadziesiąt tysięcy automatów do gry.
Ministerstwo finansów oraz posłowie PO próbują bagatelizować całą sprawę. Tymczasem ludzie z branży nie mają wątpliwości. Jacek Gasik, dyrektor Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych stwierdza w rp.pl: "ETS miał wskazać kierunek sądom polskim i zrobił to bardzo wyraźnie. Resort finansów nie może się przyznać, że świadomie stworzył bubel prawny, potrzebny do działań PR-owskich w 2009 r.". I trudno się z nim nie zgodzić.

Ustawa ma też drugie dno. Zakaz reklamy i najwyższe w Unii opodatkowanie (12 proc.) bije w legalnie działające firmy. Jej przepisami nie przejmuje się natomiast szara strefa. W przypadku samych tylko zakładów bukmacherskich jej wartość w Polsce szacuje się na 450 mln euro. Nie ulega więc wątpliwości, że posłowie będą musieli jeszcze raz wrócić do ustawy o grach hazardowych, oby nie w atmosferze sprzed 3 lat.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Debata prezydencka o Gdyni. Aleksandra Kosiorek versus Tadeusz Szemiot

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto