Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jędruś, ran swoich nie godzien żeś pokazywać

Stefan Górawski
Stefan Górawski
Dlaczego 20 lat po wojnie potrafiliśmy – pamiętając całe jej okrucieństwo - zwrócić się z apelem pojednania do Niemców, a nie możemy takiego symbolicznego gestu uczynić wobec siebie choćby teraz – ponad ćwierć wieku od stanu wojennego?

W roku 1965 nasi kościelni hierarchowie zwrócili się do biskupów niemieckich ze słynnym apelem, w którym padły słowa: przebaczamy i prosimy o przebaczenie. Byłem wtedy małym chłopcem i nie pamiętam tego wydarzenia, ale z późniejszych nieco lat zdążyłem zapamiętać nagonkę oficjalnej propagandy: że tak nie można, że to działanie szkodliwe dla narodu, że to wspieranie imperialistycznych odwetowców, że nigdy nie przebaczymy itd. Minęło jednak trochę lat i tamte słowa biskupów zaczęły być stawiane jako przykład mądrego, perspektywicznego myślenia, ważnego gestu, który przyczynił się do zbliżenia obu narodów. Dziś nikt już nie potępia autorów apelu, przeciwnie - wspominamy to wydarzenie jako śmiały i odważny akt mający ułatwić normalizację polsko – niemieckich stosunków, początek procesu pojednania i ucieczkę do przodu we wzajemnych kontaktach.

Kiedy wybaczymy sobie?

Czasem zastanawia mnie jednak dlaczego tak u nas jest, że 20 lat po wojnie potrafiliśmy – pamiętając całe jej okrucieństwo - zwrócić się z apelem pojednania do Niemców, a wciąż nie możemy takiego symbolicznego gestu dotyczącego przeszłości uczynić wobec siebie choćby teraz - ponad ćwierć wieku od stanu wojennego i prawie 20 lat od Okrągłego Stołu? A przecież w roku 1989 nie podpisywano żadnej bezwarunkowej kapitulacji, lecz porozumienie, które otwarło drogę do pełnej demokracji (tyle muszą przyznać nawet krytycy porozumienia). Ile czasu musi więc jeszcze upłynąć byśmy "przebaczamy" powiedzieli także wobec siebie? I podkreślam – nie chodzi o zapomnienie, ale o wybaczenie. Takie, które pozwoli wreszcie wrzucić „całą naprzód” i budować wspólną przyszłość także z tymi, z którymi wcześniej nie było się po jednej stronie politycznej barykady. To pytanie nasuwa mi się szczególnie w okresach politycznej gorączki, a takim stanem jest na pewno kampania wyborcza. Nie zdradzam swoich sympatii politycznych (nie utożsamiam ich zresztą z żadną partią), nie wymieniam ugrupowań ani nazwisk. Należę po prostu do grona tych, których mierzi nieustający serial rozliczeniowo - lustracyjny: odkrywania agentów, współpracowników, sygnatariuszy lojalek… Choćby w kontekście tamtego apelu rodzi się pytanie: czy 26 lat po stanie wojennym najważniejszą kwestią wciąż pozostaje kto gdzie wtedy stał? Najważniejszą sprawą dla bieżącej polityki, bo historia powinna to oczywiście zapamiętać.

Tania odwaga

Pewnie narażę się wielu osobom, ale żeby nie fałszować historii radzę jednak pamiętać, że zdecydowana większość społeczeństwa zupełnie biernie przyjmowała wydarzenia "tamtych lat". Owszem, ludzie często narzekali na ustrój, ale zazwyczaj przy takich okazjach jak imieniny u cioci, a tyle było można (przynajmniej w czasach, które pamiętam – od późnego Gomułki). Od nich nikt niczego nie wymagał, niczego nie proponował, nie stosował szantażu... Szeregi męczenników gwałtownie wzrosły, kiedy odwaga była już tania. Tak naprawdę jednak ludzie czynnie zaangażowani w opozycję stanowili przecież niewielki ułamek społeczeństwa. Tym większy należy się im szacunek, ale teraz to właśnie od nich wymaga się świadectwa moralności, niewinności, udowadniania, że nie byli zdrajcami czy – użyję oklepanego zwrotu – nie są wielbłądami. Zresztą, co by było gdyby uwierzyć we wszystkie informacje o agentach? Wniosek musiałby być jeden: to właśnie oni (agenci) obalili tamten ustrój, który wcześniej stworzyli. Czy można wymyślić coś bardziej paradoksalnego? Znamienne jest także to, że wśród zajadłych rozdrapywaczy historycznych ran jest wielu takich, którzy „tamten czas” też przesiedzieli jak myszy po miotłą. Oni nie wiedzą, w jakich okolicznościach podawano do podpisu lojalki (bo nikt od nich tego nie oczekiwał), nie wiedzą jak wyglądały rozmowy z funkcjonariuszami (bo funkcjonariusze się nimi nie interesowali). Z innych powodów swój zapał mogliby powstrzymać też ci, którzy bawili się jeszcze w przedszkolach, kiedy kończył się PRL. Wszyscy powinni bowiem rozumieć, że nie każdy musi wykazać się heroizmem, że rzeczą ludzką jest chwila słabości, że można dać się zwieść ideologii w szukaniu zrozumienia świata czy lepszej rzeczywistości. Każdy powinien mieć też szansę na rehabilitację. To przecież prawna i religijna zasada. Sądzę, że ta ostatnia powinna być szczególnie ważna w tak religijnym kraju, jak nasz właśnie. Wydaje się jednak, że to wszystko nie tyczy relacji Polak – Polak. Wybaczyć sobie? Nigdy! – pobrzmiewa echo sprzed czterdziestu lat. Owszem, jeśli ktoś wiele temu odsiedział wyrok za kradzież, znęcanie się nad rodziną czy próbę gwałtu, to teraz (jeśli nie powrócił na drogę przestępstwa) formalnie jest czysty jak łza. Ale jeśli ktoś okazał słabość wobec tamtej rzeczywistości? Nie, tutaj nie ma szans na zatarcie win.

Trudno być współczesnym Kmicicem

Ciekawe jakie szanse na rehabilitację miałby w dzisiejszych czasach bohater „Potopu”. Myślę, że miał szczęście, iż żył (umówmy się, że był postacią tak prawdziwą, jaką opisał go Sienkiewicz) w XVII wieku i w I Rzeczpospolitej. Na początku wieku XXI, kiedy Najjaśniejsza nosi przydomek „czwarta” byłoby mu o wiele trudniej. Towarzyszka życia Andrzeja Kmicica (wierna rozliczeniowo - lustracyjnej ideologii) nie powiedziałaby: Jędruś, ran twoich nie godnam całować... Nie, nie, bo teraz nie wybacza się tak prosto bycia po "tamtej" stronie. Kmicic mógłby więc usłyszeć: Jędruś, ran swoich nie godzien żeś pokazywać... I to samo tyczy wielu współczesnych, bardzo zasłużonych ludzi o „kmicicowskich” biografiach. Czasy jednak bardziej okrutne niż „potopowe” , więc ich rany nie upoważniają do rehabilitacji. Może właśnie na tym polega to polskie piekło? Czy damy radę zamienić je chociaż w czyściec?

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto