Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jedyna taka kaplica, jedyne takie freski w Europie...

thens
thens
Kaplica Trójcy Świętej widziana z dziedzińca Zamku
Kaplica Trójcy Świętej widziana z dziedzińca Zamku Tomasz Hens
- O odkryciu i konserwacji fresków w kaplicy na zamku w Lublinie można by nakręcić niejeden film sensacyjny - mówi w rozmowie z Wiadomościami24.pl Zygmunt Nasalski, dyrektor muzeum na Zamku Lubelskim.

Tomasz Hens: Kaplica na Zamku Lubelskim razem ze znajdującymi się w niej freskami to unikatowy zabytek w skali europejskiej. Chyba się nie mylę?
Zygmunt Nasalski: W istocie. Kaplica należy do europejskiego dziedzictwa kulturowego. Również w sposób formalny, ponieważ została wpisana oficjalnie na Listę Dziedzictwa Europejskiego. Nawet bez tej tabliczki z gwiazdami unijnymi, że jest to obiekt szczególnej rangi. I trzeba dodać, że kaplica została otwarta dla zwiedzających stosunkowo niedawno, bo w 1997 roku po wieloletnich zabiegach konserwatorskich. Trwały one z przerwami 90 lat. Nie tylko kaplica, ale cała zabudowa wzgórza zamkowego to zabytki wysokiej klasy. Ale oczywiście najważniejsza wśród obiektów zamkowych jest Kaplica Trójcy Świętej wraz ze znajdującymi się w niej unikatowymi na skalę europejską freskami.
- Myślę, że najbardziej niezwykłe we freskach w kaplicy jest fakt, że są to freski w stylu wschodnim. W katolickiej świątyni przedstawiona została ikonografia wschodnia.
- O Lublinie mówi się, że jest bramą na wschód, że jest miastem wielokulturowym, a kaplica jest tego najbardziej wiarygodnym przykładem. Jest to miejsce, w którym zetknęły się kręgi kulturowe: krąg kultury chrześcijańskiego wschodu oraz rytu łacińskiego zachodnioeuropejskiego. Takich zabytków sakralnych, gdzie gotyk spotyka się z freskami czy mozaikami bizantyjskimi, jest w Europie niewiele. Warto w tym miejscu dodać, że architektura kaplicy to dzieło Kazimierza Wielkiego. W II połowie XIV w., mniej więcej około roku 1360, powstały mury kaplicy. Natomiast freski lubelskie to inicjatywa Władysława Jagiełły.
Czy wiadomo, dlaczego Władysław Jagiełło, król katolicki, zdecydował się ufundować freski właśnie w stylu wschodnim?
Jagiełło wyrastał na dworze wileńskim, pod opieką swojej matki, księżniczki Julianny Twerskiej, która była wyznawczynią cerkwi prawosławnej. Jej dziadek był jednym z pierwszych męczenników cerkwi prawosławnej. Zapewne wiele razy uczestniczył wraz z matką w nabożeństwach prawosławnych. Dlatego też do końca życia królowi pozostało przywiązanie do tradycji chrześcijaństwa wschodniego. I mimo chrztu w rycie łacińskim, pozostawił około 10 takich fundacji, podobnych jak w kaplicy lubelskiej. Wszystkie były utrzymane w duchu bizantyjsko-ruskim i zrealizowanych przez malarzy pochodzenia wschodniego. Ze wszystkich fundacji najlepiej zachowały się freski w Kaplicy Trójcy Św. Można oglądać malowidła rusko-bizantyjskie w katedrze w Sandomierzu, w prezbiterium katedry, w Wiślicy w kolegiacie. Ale prawie w 85 proc. zachowały się tylko w kaplicy w Lublinie.
Wiadomo, że kaplica była malowana przez trzech różnych malarzy. Co o nich dzisiaj wiemy?
Zgadza się. Było trzech różnych malarzy. Ale pracowali w jednym arterium czyli ówczesnym zespole malarskim. Były to często grupy wędrowne. Zresztą wprawne oko dopatrzy się trzech manier malarskich. Mistrz Andrzej uznawany jest za bardziej takiego doskonałego, najbardziej przygotowanego do realizacji fresków. Był to malarz o ogromnej wiedzy i kulturze artystycznej. Ta właśnie maniera, narracyjna, widoczna jest szczególnie w prezbiterium kaplicy. Pozostali członkowie tego arterium to Cyryl i Juszko. Ich nazwiska zostały odkryte dość późno, i w czasie konserwacji kaplicy po II wojnie światowej. Zostały bardzo skromnie umieszczone na sklepieniu na jednym z żeber sklepienia nawy w Kaplicy. Natomiast nazwisko Andrzeja
figuruje na głównej tablicy fundacyjnej. Tu trzeba dodać, że Kaplica Trójcy Św. należy do nielicznej grupy zabytków polskiego wczesnego średniowiecza, gdzie mamy do czynienia z bardzo dokładnym datowaniem. Gdzie z dokładnością do jednego dnia. Tablica fundacyjna napisana alfabetem staro-cerkiewno-słowiańskim, informuje, że freski zostały ukończone w dniu 10 sierpnia 1418 roku, osiem lat po zwycięstwie w bitwie pod Grunwaldem, w dzień św. Wawrzyńca.
Dlaczego Władysław Jagiełło zdecydował się na ufundowanie fresków właśnie w Lublinie?
To jest bardzo dobre pytanie. Lublin nazywany jest miastem jagiellońskim. Lublin cieszył się dużymi względami, które okazywał Władysław Jagiełło. Będąc jeszcze Wielkim Księciem Litewskim w 1383 roku wydał pierwszy przywilej kochanym mieszczanom lubelskim na przywilej handlu na terenie Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wizyty monarchy w Lublinie zostały dokładnie policzone. Był tutaj 35 razy.
Inni monarchowie również odwiedzali Lublin, chociażby Kazimierz Wielki. Ale Jagiełło darzył Lublin, można powiedzieć dzisiejszym językiem, specjalnym sentymentem. To wiązało się również z dynastią Jagiellońską oraz z położeniem Lublina. Miasto leżało na trasie, dzisiaj nazwanej szlakiem jagiellońskim, od Krakowa do Wilna. Dlatego tutaj dwór królewski zatrzymywał się wiele razy. Tutaj zapadały ważne decyzje państwowe, nie tylko za pierwszego z Jagiellonów.
Wielu turystów odwiedzających Kaplicę, zauważa wydrapane na ścianach imiona. Wydawałoby się, że to współczesny wandalizm, gdyby nie daty przy tych napisach.
Tak, w istocie jest to ewenement kaplicy lubelskiej, będący jednocześnie atrakcją i bardzo wielkim zaskoczeniem. Odbieramy często sygnały od zwiedzających, również czasem od dziennikarzy, o tym, że Kaplica i te bezcenne freski są niestarannie strzeżone, gdyż zwiedzający pokryli te ściany swoimi napisami. Uspokajamy zatroskanych o los Kaplicy, że nie są to współczesne graffiti. Sięgają one XVI wieku. Zachodnia ściana Kaplicy, ta najbardziej oddalona od ołtarza i prezbiterium, jest pokryta wieloma napisami. Wszystkie zostały zinwentaryzowane. Jest ich ponad 200. Powstały od wieku XVI do wieku XX. Tam znajdziemy bardzo ciekawy i jeden z najcenniejszych napisów, związanych z Unią Lubelską. Są dwa napisy z datą 1569. Przy czym jeden z nich pod portretem króla Władysława Jagiełły, wydrapany jest w języku łacińskim. Autorem tego graffiti Piotr Jeżewski. Napisał on, że unia Polski z Litwą została zawarta. I data: 1569. Obok jest jeszcze cały szereg napisów, cały szereg dat, świadczących o tym, że ich autorzy to ludzie z najbliższego otoczenia dworu królewskiego albo starosty lubelskiego, który na co dzień urzędował na zamku. Przypuszczalnie napisy powstały podczas długich mszy królewskich, a ich autorzy woleli się zasłonić centralnym filarem, podtrzymującym sklepienie nawy w kaplicy.
Sama historia odkrycia fresków jest bardzo ciekawa. Zostały one pokryte tynkiem i przez wiele lat nikt nie wiedział o ich istnieniu. Aż do momentu, kiedy tynk zaczął sam odpadać…
W istocie tak. O odkryciu i konserwacji fresków można by nakręcić niejeden film sensacyjny. Zostały odkryte zupełnie przypadkowego przez Józefa Smolińskiego. Proszę sobie wyobrazić, że płat tynku, który pokrywał całość fresków, zaczął podpadać w okolicach głowy króla Władysława Jagiełły. Można domniemywać, że sam król Władysław zaczął domagać się ażeby królewskie oblicze zostało odsłonięte. To odkrycie fresków było już sensacją w momencie odkrycia. Józef Smoliński powiadomił archeologiczna akademię w Petersburgu i środowisko krakowskich badaczy, którzy byli żywo zainteresowani tym odkryciem. Środowiska naukowe, czy tez pseudonaukowe rosyjskie w tym czasie wykorzystały odkrycie fresków jako jeszcze jeden dowód na odwieczną rosyjskość Lublina i ziemi lubelskiej. Rosjanie twierdzili, że są to freski rosyjskie, prawosławne, które zaświadczały, że tu wcześniej zawsze było prawosławie. To było jeszcze jednym narzędziem rusyfikacji Lublina i ziemi lubelskiej.
Jakie były dalsze losy fresków?
Prace konserwatorskie rozpoczęła Cesarska Komisja Archeologiczna z Petersburga. Była to bardzo żmudna i odpowiedzialna praca. Ponieważ zdjęcie pokrywy tynku była rzeczą niesłychanie trudną. W roku 1917 po opuszczeniu Lublina przez Rosjan, przyjechała ekipa konserwatorska z Krakowa. Zastosowała ona bardzo nowatorską metodę odspajania tynków. Otóż przykładano plaster mokrego gipsu. Mokry tynk powiększał swoja objętość i delikatnie razem z gipsem odsklepiał się od warstwy fresków. Technologie i techniki konserwatorskie zmieniały się w ciągu tych 90 lat można powiedzieć diametralnie. Zatem ci, którzy konserwowali kaplice w początkach wieku XX, pozostawili zakonserwowane freski, w sposób, który uznalibyśmy dzisiaj za niewłaściwy. Wręcz nawet szkodliwy. Dlatego następne ekipy konserwatorskie, musiały poprawiać to co zrobiły wcześniejsze ekipy. Oczywiście od 90 lat, w czasie, których trwała konserwacja, musimy odjąć przerwy, kiedy zamek pełnił role więzienia Gestapo, a następnie więzienia stalinowskiego.
Prace zostały wznowione w 1954 roku. Wtedy z kolei pojawiły się kłopoty z częścią już zakonserwowaną ze względu nieuregulowane stosunki wodne na wzgórzu zamkowym. Zaczęły pojawiać się wysolenia. Płaty soli wielkości dłoni spadały ze sklepienia. Pojawił się gatunek grzyba, który upodobał sobie warstwę fresków. Dopiero w 1997 roku prace konserwatorskie dobiegły końca. W tym roku po raz pierwszy zwiedzający, jaki i sami konserwatorzy mogli zobaczyć Kaplice w pełnym blasku. Było to niesamowite wydarzenie, jakby freski te po raz drugi się narodziły. Można powiedzieć, że gdyby Jagiełło otwierał dzisiaj kaplicę dla zwiedzających, to freski byłyby bardzo podobne do stanu, jaki zastał w roku 1418, kiedy po ich ukończeniu podziwiał je zapewne w towarzystwie ich twórców. Kaplica jest pod opieką konserwatorów z muzeum lubelskiego. Profilaktyka zapewniająca jak najlepsze warunki tym freskom oraz uzupełniające zabiegi konserwatorskie, są cały czas prowadzone.
Z konserwacją fresków w kaplicy wiąże się jeszcze jedna bardzo ciekawa historia. Pierwsi konserwatorzy napisali list dla przyszłych pokoleń, który zamurowali w ścianie.
Zgadza się. Przy czym nie byli to pierwsi konserwatorzy, ale była to druga ekipa kierowana przez profesora Juliana Makarewicza. Jest to ekipa, o której wspomniałem wcześniej. Pojawiła się ona w Lublinie w roku 1917, podczas I wojny światowej. W skład ekipy oprócz Juliana Makarewicza wchodził Władysław Lupa oraz Stefan Matejko, bratanek wielkiego mistrza Jana. I właśnie te osoby napisały list datowany na rok 1917, złożony do butelki po austriackim rumie. I cóż w tym liście napisali konserwatorzy: piszą do przyszłych pokoleń o tym, że toczy się wielka wojna, są wielkie ofiary, Polska ponosi wielkie straty, są zniszczone wsie i miasta, a oni spokojnie zajmują się konserwacją tego „starożytnego kościółka”, jak nazwali kaplicę. Proszę sobie wyobrazić, że wojskowe władze austriackie częściowo sfinansowały konserwację fresków. Mimo ówczesnych ogromnych potrzeb wojenne. Ostatnie zdanie w tym liście jest bardzo znamienne. Autorzy piszą: „Życzymy wam lepszej doli oraz dobrego postępu cywilizacji”. Nic dodać, nic ująć. W 1997 roku ten list, został przypadkowo odnaleziony. Podczas opukiwania ścian okazało się, że konserwatorzy wyczuli głuchy pogłos, który oznaczał, że musi być pusta nisza. Wyjęto jedną cegłę i tak odnaleziono butelkę z listem. List ten został włożony powrotem do butelki. I dołączono drugi z roku 1997, napisany przez członków ostatniej ekipy konserwatorskiej. W liście tym zdanie dotyczące postępu cywilizacji zostało powtórzone, dokładnie jak w tym z roku 1917. Butelka została ponownie zamurowana w ścianie. I oby jak najpóźniej została odkryta. Bo jeśli tak się stanie, będzie to znaczyło, że coś niedobrego dzieje się w kaplicy.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto