Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Jesteśmy w momencie rewolucji w mediach" - rozmowa z Andrzejem Skworzem

michalmazik
michalmazik
Andrzej Skworz - portret
Andrzej Skworz - portret
Praca w mediach traktowana jest jako prestiżowy zawód. Internet stwarza ogromne możliwości sprawdzenia się w pracy dziennikarza. Coraz trudniej jednak o zatrudnienie w najlepszych, najbardziej rozpoznawalnych mediach. Jak dostać się do redakcji? Jak zacząć karierę dziennikarza? O tym i o innych sprawach związanych z dziennikarstwem rozmawiamy z Andrzejem Skworzem, redaktorem naczelnym miesięcznika „Press”.

Jakie cechy powinien mieć dobry dziennikarz?
- Przede wszystkim musi być ciekawy świata, uważny i rzetelny. Jednak najbardziej cenię u ludzi zajmujących się dziennikarstwem umiejętność zdziwienia. Jeśli kogoś nie dziwi świat, przejawy jego złego urządzenia - to będzie złym dziennikarzem. Dobry dziennikarz jest uparty, nie puszcza tematu, który raz pochwycił. Ryszard Kapuściński mówił, że w tym zawodzie trzeba lubić ludzi. Nie jestem pewien, czy to wielka wartość dla dziennikarza śledczego, ale reporter lubiący innych na pewno łatwiej dociera do informatorów i więcej od nich uzyskuje. Ktoś, kto nie lubi rozmawiać, kto nie potrafi zadawać pytań, nie poradzi sobie w tym fachu.

Jako redaktor naczelny miesięcznika „Press” jakiej postawy Pan oczekuje podczas ubiegania się o pracę?
- Teraz, gdy ciężko o etat dziennikarski, biurka w redakcjach są zawalone podaniami o pracę, więc najczęściej lądują one w okrągłym segregatorze, czyli koszu. Trzeba się wśród tego zalewu CV wyróżnić. Ale pozytywnie, bo ostatnio zapamiętałem życiorys niedoszłej dziennikarki, która wielokrotnie przesyłała mi ten sam plik. Piątego dnia moja asystentka odpisała, że przeczytaliśmy to już za pierwszym razem. Co innego, gdyby każdy jej kolejny mail zawierał nową treść. Pewnie spojrzałbym na nią przychylnie. Dostałem kiedyś CV od chłopaka, który zrobił sobie zdjęcie jako taternik, gdzieś w skałkach, z nagim torsem. Może i ma charakter, ale trochę zabrakło mu wyczucia sytuacji.

Bezczelność może jednak pomóc. Na początku lat 90-tych w drzwiach mojego gabinetu stanął wysoki, chudy, dwumetrowy osobnik. Pytam, o co chodzi. Odpowiedział: „Powinien mnie pan zatrudnić, panie redaktorze. Będę dobrym dziennikarzem”. Przedostał się przez podwójne drzwi do redakcji, sekretariat, moją asystentkę i dotarł do mnie. W dodatku nie zapomniał języka w gębie. Uwierzyłem mu, że tak samo poradzi sobie z dotarciem do bohaterów tekstów. Wszystkie poradniki o poszukiwaniu pracy mówią, że trzeba pisać nie, jak bardzo jej potrzebujesz, ale w czym będziesz dobry. Wyjaśnij, jaki problem zatrudniającemu zdejmiesz z głowy. Musisz udowodnić, że znasz firmę, do której aplikujesz. Jeśli to samo CV wysyłasz do wszystkich mediów, a twój list motywacyjny pasuje do każdej z otrzymujących go redakcji, to lepiej daj sobie spokój i nie pisz nigdzie. W ten sposób pracy nie dostaniesz. Musisz swój komunikat zindywidualizować. Do każdej redakcji pisz inaczej. Bo jeśli nie potrafisz ciekawie napisać o najważniejszym dla ciebie temacie, czyli o sobie, to kto ci uwierzy, że o nudniejszych będziesz umiał?

Jakiej innej rady udzieliłby Pan początkującemu dziennikarzowi?
- Żeby jak najszybciej zabierał się za praktykę. Dopiero wtedy dowie się, jak wiele jeszcze nie umie. Teoria to jedno, praktyka to drugie. Rok temu byłem po przeczytaniu i zredagowaniu prawie 700 stron książki „Biblia dziennikarstwa”, gdy zabrałem się za pisanie swojego artykułu do tej książki. Mam ponad 20 lat praktyki, ogromną świeżą teoretyczną wiedzę, ale po napisaniu swoich 60 tysięcy znaków utknąłem. Nie wiedziałem, jak ruszyć z miejsca. Potrzebowałem redaktora, który wyrzuci powtórzenia, podpowie co zostawić, gdzie mój tekst skrócić, a co rozwinąć. Początkujący dziennikarz potrzebuje stałych ćwiczeń.

W takim razie czy dobrym sposobem jest rozpoczęcie nauki w bezpłatnych gazetach studenckich, do których łatwiej się dostać?
- Mam dobre i złe skojarzenia z mediami studenckimi. W tym roku o książce Artura Domosławskiego dyskutowałem z Romanem Kurkiewiczem w studenckim Radiu Kampus. Rzetelnego przygotowania do audycji młodemu redaktorowi z tego radia mogliby pozazdrościć liczni zawodowi dziennikarze. Ale są np. takie studenckie gazety, które powstają od przypadku do przypadku, najczęściej wtedy gdy zbliża się termin zaliczenia, a teksty w nich wołają o pomstę do słownika ortograficznego. Czy zatem zaczynać od mediów studenckich? Tak, ale tylko tych, gdzie znajdziesz nie tylko zapaleńców, ale również prawdziwych redaktorów. Tylko oni mogą cię czegoś nauczyć. A gdy już stwierdzisz, że umiesz więcej od swoich szefów – odchodź. Przeglądałem niedawno CV siedemnastoletniego chłopaka, gdzieś z północnej Polski, który przesłał mi kilkadziesiąt swoich artykułów wydrukowanych w lokalnej prasie. Już pracuje w profesjonalnych mediach. Jeśli masz dwadzieścia lat, powinieneś zmierzyć się z prawdziwym dziennikarstwem, a nie tkwić w mediach studenckich do końca studiów. Wtedy na szukanie pracy w zawodzie będzie już za późno.
Czy zawodowy dziennikarz powinien kończyć dziennikarstwo, czy lepiej być samoukiem po innych kierunkach studiów?
- Większość dziennikarzy, których znam, nie ukończyła studiów dziennikarskich. Jest też sporo takich, którzy dziennikarstwo skończyli dopiero pracując. Monika Olejnik najpierw zrobiła zootechnikę, a dopiero potem podyplomowe dziennikarstwo. Wielu znakomitych dziennikarzy nie napisało pracy magisterskiej – to przypadki Kamila Durczoka (który nadal studiuje) i Tomasza Lisa. Nie ma żadnej pewności, że absolwent studiów dziennikarskich będzie dobrym dziennikarzem. Ale też z biegiem lat będzie coraz więcej dziennikarzy po kierunkowych studiach. Tak jest w USA, gdzie doktorzy dziennikarstwa często pracują w korekcie uniwersyteckich gazet, bo tak wielka jest tam konkurencja.

Których czołowych polskich dziennikarzy ceni Pan najbardziej?
- Nie odpowiem wprost, gdyż wybieranie spośród jedenastu Dziennikarzy Roku, nie byłoby zręczne. Cenię tych, którzy stale nad sobą pracują i wciąż się rozwijają. Nie o wszystkich laureatach naszego konkursu mógłbym tak powiedzieć. Jednak bardziej od znanych dziennikarzy cenię tych, którzy co dzień rzetelnie wykonują swą pracę, którzy dziennikarstwo traktują nie jako sposób na zarabianie pieniędzy, ale jak misję. Misję informowania, stawania po stronie słabszych, piętnowania zła, przełamywania głupich tabu. Są takich dziennikarzy w Polsce setki. Trzeba ich cenić - zwłaszcza w czasach, gdy ten zawód przestaje być dobrze płatny, a jego minusy – stres, brak czasu dla najbliższych, silne zaangażowanie emocjonalne – nie znikają. Tych zwykłych, dobrych dziennikarzy, którzy mimo pokus nie porzucają tego zawodu, nie przechodzą do PR czy biznesu cenię najbardziej.

Czy według Pana media internetowe są poważną konkurencją dla tradycyjnych mediów?
- Oczywiście. To widać najlepiej na przykładzie prasy, która karmiła internet swoimi treściami i teraz zastanawia się, czy da radę się z tego wycofać. Wydawcy wierzą, że tak. Jesteśmy w momencie rewolucji w mediach. Ci, którzy mówią, że wiedzą jak będą one wyglądały za kilka lat, po prostu kłamią. Wielką nadzieją dla prasy jest iPad, tablet Apple. Na jego ekranie książki i gazety wyglądają doskonale, na ogół są tańsze, nie trzeba czekać aż przypłyną do nas zza Atlantyku. Uwielbiam swojego iPada, choć już czuję, że za kilka lat będziemy się śmiać z jego rozmiarów i ciężaru. Czy nam się to podoba, czy nie, dziennikarstwo przenosi się do nowych mediów. Ale to też trzeba odczytywać pozytywnie. Gdy zaczynałem pracę, nie śmiałbym marzyć o tym, by być wydawcą czytanym na całym świecie. A teraz technologia na to pozwala. I to naprawdę za niewielkie pieniądze. Wystarczy mieć dobry pomysł.
Jakie ma Pan zdanie na temat tabloidów?
- Przez lata narzekałem, że pierwszy polski tabloid „Super Ekspres” nie jest do końca bulwarówką. Teraz już nie narzekam, czasem nawet mam wrażenie, że nasze tabloidy wyprzedzają zachodnie, choćby w liczbie zmyślonych tekstów. Śmieszy mnie tylko, że ich szefowie uważają się za wyrocznie dziennikarstwa i wypowiadają się w kwestiach dziennikarskiej etyki. To pomieszanie z poplątaniem. Ich produkty prasowe mają swoją rolę w systemie mediów, ale w innych krajach dziennikarz tabloidu zarabia większe pieniądze, bo nie jest szanowany przez środowisko. U nas szefowie tabloidów chcą mieć kasę i uznanie. Zabawne.

W jaki sposób zrodziła się inicjatywa założenia miesięcznika dla dziennikarzy „Press”?
- Na pomysł „Press” wpadłem w czasach, gdy dziennikarzom do głowy nie przychodziło, by pisać o sobie nawzajem. To być może niewiarygodne, ale w początku lat 90. dziennikarze „Rzeczpospolitej” nie uważali jeszcze, że ich głównym punktem odniesienia są koledzy z „Gazety Wyborczej” i na odwrót. „Press” jako pierwszy pisał co się dzieje w innych redakcjach, jakie problemy etyczne wiążą się z dziennikarstwem i jak ich unikać. Pokazywał standardy mediów zachodnich, o których nie mieliśmy pojęcia. Tomasz Sekielski powiedział kiedyś, iż dobrze się stało, że pisanie o dziennikarstwie przeniosło się z „Press” do innych gazet. A jak to się zaczęło? Gdy po pracy w „Gazecie Wyborczej” doradzałem mediom regionalnym, poznawałem tam redaktorów, którzy myśleli o mediach podobnie jak ja, z którymi świetnie mi się rozmawiało, ale o istnieniu których wcześniej nie słyszałem. Postanowiłem stworzyć platformę wymiany informacji o mediach i reklamie. W lutym minie 15 lat od pierwszego numeru.

Wspomniał Pan, że jest jednym z autorów książki o dziennikarstwie…
- Na dniach (23 września b.r.) ukaże się najlepsza książka o praktycznym dziennikarstwie, jaką napisano po polsku: „Biblia dziennikarstwa”. 65 autorów i dwóch redaktorów pracowało nad nią ponad dwa lata. Jestem dumny z efektu jaki osiągnęliśmy. To książka o wszystkich rodzajach dziennikarstwa od prasowego, przez telewizyjne i radiowe do internetowego. Piszemy o reportażu i fotoreportażu, o dziennikarstwie śledczym i informacyjnym, o wywiadach i publicystyce. O sprawozdaniach sportowych i recenzjach kulturalnych. Ta książka to kompendium wiedzy, którą dzielą się mistrzowie naszego zawodu. Niech wystarczą tylko te nazwiska: Boniecki, Milewicz, Baczyński, Tochman, Szczygieł, Pochanke, Durczok, Stomma, Pilch czy Raczkowski. Niezwykle zabawny tekst o talk show napisał Kuba Wojewódzki. Słowo biblia, jest marketingowym chwytem, ale powiedzenie, że „Biblia dziennikarstwa” jest największym i na najwyższym poziomie uniwersytetem dziennikarstwa w Polsce – to już szczera prawda.

Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto