Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kaczyzm w Pałacu Prezydenckim

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Po ustąpieniu Donalda Tuska prezydent Komorowski bardzo uaktywnił się „na odcinku” polityki obronnej i zagranicznej. Energicznie forsuje realizację programu wydatków wojskowych do poziomu procent PKB i wymachuje szabelką w kierunku Rosji.

Prezydent Komorowski uznał kandydaturę na ministra spraw zagranicznych w osobie Jacka Rostowskiego zgłaszaną prze desygnowaną premier za nieodpowiednią. Swój sprzeciw uzasadnił w telewizji brakiem doświadczenia dyplomatycznego kandydata. Ostatecznie kandydatem pani premier in spe na szefa MSZ okazał się być Grzegorz Schetyna, który też, a może jeszcze bardziej, nie ma doświadczenia dyplomatycznego, a na dodatek podobno nie zna języków. Ale, jak fama głosi, jest protegowanym prezydenta.
Po ustąpieniu Donalda Tuska prezydent Komorowski bardzo uaktywnił się „na odcinku” polityki obronnej i polityki zagranicznej. Energicznie forsuje realizację programu wydatków wojskowych do poziomu procent PKB i wymachuje szabelką w kierunku Rosji. Domaga się od zachodnich sojuszników nakładania na nią coraz ostrzejszych sankcji. Bierze też udział we wzniecaniu w kraju psychozy wojennej, strasząc społeczeństwo groźbą rozlania się konfliktu zbrojnego na Ukrainie na kraje sąsiednie, w tym oczywiście Polskę. Równocześnie wypowiada się za udzielaniem Ukrainie bezpośredniej pomocy wojskowej (z wykluczeniem wkraczania zbrojnie), nie bacząc na to, że zwiększa tym samym zagrożenie, przed którym ostrzega. Kontynuuje w ten sposób z nowym wigorem politykę wschodnią polskiego państwa, jakby nie zauważając, że polityka ta poniosła na Ukrainie fiasko, co więcej – utraciła także poparcie sojuszników zachodnioeuropejskich.
Wymownym dowodem na to było wykluczenie Polski z udziału w rozmowach na temat pokojowego zażegnania kryzysu na Ukrainie, które podjęli ministrowie spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Rosji 2 lipca w Berlinie. Wywołało to jęk zawodu w Warszawie, która dotąd w działaniach Zachodu podejmowanych w związku z zaostrzaniem się wewnątrzukraińskiego konfliktu - z coraz większym udziałem Rosji - zdawała się (i chciała) grać pierwsze skrzypce. Od tego momentu wszystko co dzieje się na Ukrainie i wokół niej dzieje się poza zasięgiem oddziaływania dyplomacji polskiej.
„Unia Europejska ugięła się przed Rosją” - kwitował wysiłki zachodnioniemieckich dyplomatów usiłujących popychać do przodu pokojowy planu dla Ukrainy uzgodniony w Berlinie, podczas gdy w Polsce chóralnie domagano się nakładania na Rosję coraz ostrzejszych sankcji, a wszelkie trudności i niepowodzenia zachodnich partnerów witano w Warszawie z nieukrywaną schadenfreude. Wygląda więc na to, że na tle podejścia do coraz bardziej komplikującej się sytuacji na Ukrainie drogi Polski i jej najważniejszych partnerów rozeszły się na dobre. My chcielibyśmy nadal nękać Rosję sankcjami w płonnej nadziei, że zmusi to ją do wycofania się z interwencji na Ukrainie, oni uznali oczywisty fakt, że głównym rozgrywającym w tym konflikcie jest Rosja i trzeba z nią rozmawiać.
Wojownicza antyrosyjska retoryka uprawiana ostatnio przez prezydenta Komorowskiego i jego doradców prowadzi donikąd. Nie robi na piętnowanej Rosji żadnego wrażenia. co najwyżej prowokuje do nieprzyjaznych gestów. Na razie mamy do czynienia ze stosunkowo znośnymi restrykcjami w handlu, w dalszej perspektywie z pewnością utrudni jakiekolwiek ułożenie polsko-rosyjskich stosunków. Bowiem bez względu na trudności, w jakie uwikłała się interweniując zbrojnie na Ukrainie i szkody, jakie przy tym poniesie, Rosja nie zniknie z mapy świata i nie da się od niego oddzielić nieprzepuszczalnym kordonem.
Prezydent Komorowski nie ma szans przekonania zachodnich partnerów, nie wyłączając Stanów Zjednoczonych (przemawiających czasem do Rosji językiem polskiego prezydenta, ale prowadzących politykę w istocie nie różniącą się od polityki Niemiec czy Francji), do swojej wizji stosunków z Rosją jako odwiecznym wrogiem, z którym nie można się porozumieć na żaden temat. Nie ma szans powodzenia także najnowsza inicjatywa prezydenta zmierzająca do ograniczenia kompetencji Rosji jako członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Będzie to jeszcze jedna pusta demonstracja, mająca ukazać światu jak nie lubimy Rosji.
Prezydent Komorowski wchodzi tym sposobem z buty prezydenta Lacha Kaczyńskiego, gromiącego Rosję na jej zachodnich i południowych rubieżach – od stepów Ukrainy po Kaukaz, podczas gdy owocem tych gorączkowych akcji było pogorszenie stosunków nie tylko z Moskwą, lecz także z Berlinem. Niepokojące jest także dążenie prezydenta do poszerzenia własnych kompetencji w systemie władzy, czego wyrazem były jego ingerencje w wybór kandydata na nowego premiera i obsadę ministerstw w nowym rządzie. W rezultacie można mówić, że w rządzie tym prezydent Komorowski ma co najmniej dwóch swoich ludzi i to w resortach jego „specjalnej troski”: obrony i spraw zagranicznych. Rodzi to obawy, że mamy do czynienia z rodzeniem się układu dwuwładzy, jak w czasie kohabitacji premiera Tuska z prezydentem Kaczyńskim.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto