Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katażukiem po Europie tam i z powrotem

Redakcja
Dyplom uczestnictwa w rajdzie, po dojechaniu na metę.
Dyplom uczestnictwa w rajdzie, po dojechaniu na metę. Bartłomiej Kowalewski
Od wielu osób usłyszałem że charytatywny rajd o nazwie "Złombol", to rajd dla ludzi pozytywnie zakręconych. Aby się o tym przekonać trzeba wziąć w nim udział. Ja byłem już trzykrotnie a co widziałem i usłyszałem w tej bajce Wam opowiem.

Witam wszystkich czytelników i zapraszam do lektury o moich podróżach po Europie.

O pierwszej wyprawie pisałem tak, następnej, zeszłorocznej.

Galerie ze zdjęciami są zamieszczone w komentarzach. Przeżyłem tyle niesamowitych przygód że spokojnie mógłbym napisać książkę, może to kiedyś zrobię. W każdej z moich wypraw wydarzały się niewiarygodne sytuacje. Dla Państwa wybiorę po jednej z każdej edycji www.zlombol.pl.

Z wyprawy do Azji najbardziej utkwił mi w pamięci skrót drogi przez góry. Miało być kilkadziesiąt kilometrów bliżej a okazało się bez mała sto kilometrów dalej. Wjechaliśmy w drogę na której nie można było zawrócić. Prowadziła do jakiejś nieczynnej kopalni kruszywa. W niektórych miejscach przypominała raczej rzadko uczęszczaną ścieżkę. Dodatkowo wiła się wzdłuż góry i po prawej stronie straszyła wielkim urwiskiem bez jakichkolwiek zabezpieczeń. Załoga w przypływie złości postanowiła że jak stamtąd nie wyjedziemy to zje nawigatora. Rekompensatą były przepiękne widoki skał i krystalicznego morza. O zapadającym zmroku wyjechaliśmy na czarny asfalt. Nasz nawigator odetchnął z ulgą że nie będzie zjedzony i poczęstował nas kasztelanem ze swoich alkoholowych zapasów.

Z podróży do Loch Ness najzabawniejsze przygody były z jazdą lewostronną i związanymi z tym różnymi śmiesznymi perypetiami. Szalonym przeżyciem było odwiedzenie w nocy nieczynnego od wielu lat szpitala psychiatrycznego, niedaleko Edynburga. Ponoć trzymano tam największych szaleńców z całej Europy. Najedliśmy się nie tyle strachu co doświadczyliśmy kłopotów z policją bo teren był prywatny a w Szkocji to prawie świętość.
Wyprawa do Grecji okazała się najbardziej męcząca dla naszego bolidu, który nie lubi gór i gorącego powietrza. Przejazd przez chorwackie, albańskie, greckie góry bardzo go osłabiły. Na metę w Sparcie dojechaliśmy jak to się w żargonie samochodziarzy mówi na trzech garach. Spalił na tym odcinku prawie wszystkie paliwo, śmialiśmy się że chyba będziemy musieli ciągnąć za sobą niemałą cysternę. W drodze powrotnej odwiedziliśmy Mitrowicę w Kosowie. Tam już wojny nie ma ale przygraniczną nienawiść zwaśnionych stron odczuwało się na każdym kroku. Z Kosowa chcieliśmy wjechać do Serbii ale to okazało się niemożliwe bo serbscy pogranicznicy nie chcieli nas wpuścić. Twierdzili że mamy wizy z Kosowa a takiego państwa w ich mniemaniu przecież nie ma. Po różnych zabiegach i kombinacjach udało się nam powrócić do kraju. Nasz żuk choć mocno nadwyrężony ciągnął ostatkiem sił do Kielc. Tu spotkała nas wielka nagroda, ugościł nas jeden z darczyńców iście po królewsku w swoim hotelu ODYSSEY. W tym roku moja załoga pojedzie tu i na pewno nie ominie nas wiele niesamowitych przygód.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto