Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kim jest "Szewc z Lichtenrade"? Wywiad z Andrzejem Pilipiukiem

michalmazik
michalmazik
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Pilipiuk (C) Fabryka Słów
Na początku lipca do sprzedaży trafiła najnowsza antologia opowiadań Andrzeja Pilipiuka pt.: "Szewc z Lichtenrade". Z poczytnym autorem rozmawiam o pracy nad zbiorem, zamiłowaniu do historii i archeologii oraz tajnikach zawodu szewca.

"Szewc z Lichtenrade" to antologia opowiadań. W jaki sposób powstała?
Opowiadania do tego zbioru powstawały w ciągu ostatniego roku. W chwili, gdy oddawałem maszynopis poprzedniej książki-zbioru pt. "Aparatus" miałem na warsztacie kilka rozpoczętych tekstów, nad którymi musiałem jeszcze posiedzieć i pomyśleć... Pozostałe dopisałem "na świeżo" - zimą i wiosną bieżącego roku. Lubię pisać teksty "bezjakubowe" - z reguły znajduję sobie ciekawą scenerię oraz epokę i na tym tle snuję opowieść... Często wymaga to pogłębionych studiów danego zagadnienia, np. pisząc opowiadanie "2586 kroków" czytałem o historii medycyny i podręczniki leczenia chorób tropikalnych, do tekstu "Wujaszek Igor" musiałem przebrnąć przez podręczniki dla kolejarzy wydane w latach 50.

Można odnieść wrażenie, że lubuje się Pan w podróżach w czasie i historiach alternatywnych. To ostatnie szczególnie ukazane jest w „Szewcu z Lichtenrade”...
Zawsze interesowało mnie "co by było, gdyby" - jak mogłaby potoczyć się historia ludzkości, świata, poszczególnych narodów, gdyby ktoś podjął inne decyzje. Większość światów alternatywnych, które wymyślam, jest zgoła niemożliwa do zaistnienia, ale ich tworzenie zawsze sprawia mi masę uciechy. Historia zawsze mnie pociągała. Życie codzienne naszych przodków, trudy, którym musieli stawić czoła, sposób myślenia często odmienny od naszego…

Czerpał Pan inspiracje z kultowej literatury lub świata filmu?
Filmy historyczne niestety przeważnie są luźnymi wariacjami na temat przedstawianych epok, czasem wręcz fałszującymi rzeczywistość historyczną w imię poprawności politycznej... Z literaturą bywa niewiele lepiej. Ja, pisząc fantastykę osadzoną w realiach historycznych, staram się "dobrze odrobić pracę domową".

Archeologia to trudna i żmudna praca nieadekwatna do tego, co pokazywane jest chociażby w filmach dokumentalnych, nie wspominając już o produkcjach komercyjnych - jak np.: wspomniany w książce "Indiana Jones". Co Pana w niej fascynuje? Odkopał Pan coś godnego uwagi?
W czasie studiów na praktykach w Płocku trafiło mi się ciekawe znalezisko - przedwojenny żeliwny rezerwuar od ubikacji. Był zalutowany, po zakopaniu zamaskowano miejsce jego ukrycia wylewką betonową. Być może zawierał jakieś dokumenty - ale gdy spoczywał w ziemi, wdarła się do niego woda i pozostała tylko warstewka błota na dnie... Przeważnie znajduje się okruchy dawnych epok. Ale z takich okruchów niejedno da się złożyć. Archeologia to właśnie sztuka składania przeszłości z ułamków.

W "Wunderwaffe" akcja rozgrywa się w alternatywnej historii Niemiec, gdzie Żydzi mają się całkiem dobrze. Skąd jednak pomysł, aby ze "słynnego" doktora Mengele, nazywanego Aniołem Śmierci, zrobić handlarza morfiną? Hitlerowi dostało się zresztą jeszcze bardziej...
Niemców generalnie nie lubię, więc tworząc ten świat, zdrowo im dokopałem. Berlin, upstrzony cerkwiami, patrolowany przez kozaków, Hitler próbujący wyżyć z malowania akwarelek, morfinista Goering szukający butelek po śmietnikach, komendant Treblinki - Stangl utopiony w rzece przez lichwiarzy, Mengele zarżnięty przez żydowską mafię, dowodzoną przez warszawiaka - Urke Nachalnika. Na kartach opowiadania glanowałem nazistów równo... I miałem z tego dziką radochę.

W tytułowym opowiadaniu "Szewc z Lichtenrade" zdradza Pan tajniki szanowanego niegdyś zawodu szewca. Przywiązanie do własnych narzędzi, "podpisywanie" butów techniką wykonania, nieodrywanie się od pracy przed jej zakończeniem. To fakty czy fikcja literacka?
Trochę fakty, trochę fikcja, trochę niuansów, na które nie zwraca się uwagi. Narzędzia ceniono - były podstawą bytu. Szanowano je. Niekiedy używano przez dziesięciolecia. Dziedziczono. Tak było w większości zawodów. Jeszcze dziś niejeden kowal czy płatnerz pracuje na kowadle, które ma grubo ponad sto lat. Mało kto zastanawia się dziś nad kwestią taką - ile lat ma młotek, który leży w szufladzie. Należał do ojca, dziadka, może nawet pradziadka. Młotek można zgubić, ale zepsuć go trudno. Żyjemy w epoce przemysłowej produkcji ubrań i butów. Od czasów fabryk butów Baty, wyroby są identyczne, standardowe. Kiedyś but robiło się do nogi. Dziś mierzymy wiele par, by wybrać coś wygodnego. Ocalało niewiele warsztatów. Mało który szewc umie dziś zrobić buty. Dziś obuwie zazwyczaj służy jeden sezon, po czym ulega destrukcji. Kiedyś buty były drogie, ale używano ich latami. Szanowano. Konserwowano, naprawiano...

Ciągnie Pana w stronę klimatów "lodowych" - arktycznej Wyspy Niedźwiedziej w "Sekret Wyspy Niedźwiedziej", lapońskich szamanów w "Świątyni" czy chłodnej Norwegii w innych dziełach. Dlaczego?
Skandynawia zawsze mnie ciągnęła. Zaczęło się od dziecięcej fascynacji folderami turystycznymi, które ojciec przywiózł ze Szwecji. Różnica poziomów życia była wówczas szokująca - to wzmagało zainteresowanie. Wokół socjalistyczny syf i nędza, a po drugiej stronie Bałtyku zupełnie inny świat. Pasjonuje mnie osoba F.Nansena - czytałem o jego podróżach i późniejszej działalności politycznej. Wielkie bezludne obszary są interesujące fabularnie - mogą kryć wiele tajemnic.
Pana ulubieni pisarze...
Bardzo cenię prozę Aleksandra Grina, Nodara Dumbadze, Marka Twaina, Jacka Londona. Z polskich autorów chylę czoła przed dokonaniami Marka Huberatha, Jarosława Grzędowicza. Ostatnio wpadła mi w ręce znakomita powieść historyczna "Hieny i Lotosy" - pióra egiptologa prof. Andrzeja Niwińskiego. W ramach zgłębiania polskiej klasyki brnę przez "Nadberezyńców" Floriana Czarnyszewicza.

Jakie ma Pan plany wydawnicze?
W tej chwili morduję się z 7. tomem przygód Jakuba Wędrowycza. Potem przyjdzie pora na jeden tajny projekt i biorę się na ostro za kontynuację Oka Jelenia. Przez najbliższe 5 lat wiem, co mam robić - chyba że kochana władza do reszty zniszczy rynek książki. Od wprowadzenia podatku vat nastały bardzo złe czasy dla pisarzy i czytelników. Jeśli negatywne trendy jeszcze się pogłębią, kto wie, może będę musiał poszukać sobie innej roboty... Ale staram się patrzeć z optymizmem w przyszłość. Choć nie jest to dziś łatwe...

Gdzie fani w najbliższym czasie będą Pana mogli spotkać?
Będę jesienią na targach książki w Katowicach, odwiedzę też Lublin, spróbuję dotrzeć na konwent do Płocka…

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto