Między Londynem a Buenos Aires toczy się zacięta batalia dyplomatyczna o przynależność Wysp Falklandzkich. Ten niewielki archipelag położony na południowym Atlantyku, niecałe 500 km od wybrzeży Argentyny, od lat stanowi przyczynę skrajnie chłodnych relacji brytyjsko-argentyńskich.
Konflikt o Falklandy znów znalazł się w centrum zainteresowania światowej opinii publicznej. Wszystko za sprawą prezydent Argentyny, Crisitny Fernandez de Kirchner, która w mocnych słowach oskarżyła Wielką Brytanię o "militaryzację" rejonu południowego Atlantyku i "kolonializm" oraz wezwała Londyn do przystąpienia do rokowań, które pozwoliłyby raz na zawsze ustalić kwestię przynależności terytorialnej spornych obszarów.
Specjalny list w tej sprawie, skierowany przez Fernandez de Kirchner do władz brytyjskich, spotkał się wczoraj ze zdecydowaną reakcją Downing Street. Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, oświadczył, że "przyszłość Falklandów powinna zostać określona przez falklandzkich wyspiarzy, ludzi, którzy tam żyją". Jak jednak zaznaczył, "zawsze, gdy pytano ich o opinię, mówili, że chcą utrzymać obecny status".
Stanowisko Londynu w sprawie sporu z Argentyną jest jednoznaczne. "Obywatele Falklandów są Brytyjczykami i tak zdecydowali. Mogą swobodnie decydować o swojej przyszłości i mają prawo do samostanowienia, zapisane w Karcie Narodów Zjednoczonych. Są trzy strony tej debaty, a nie dwie, jak chciałaby tego Argentyna. Nie może być żadnych negocjacji dotyczących suwerenności Wysp Falklandzkich, chyba że - i jeśli - zechcą tego wyspiarze" - czytamy w oficjalnym komunikacie brytyjskiego Foreign Office, będącego odpowiednikiem polskiego MSZ.
Tak czy inaczej, spór o Falklandy już dawno wykroczył poza zacisza urzędowych gabinetów. Media, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i Argentynie, prześcigają się we wzajemnych oskarżeniach. Brytyjczycy sugerują, że zamiast wojować o mało znaczące wyspy, władze w Buenos Aires powinny zająć się bieżącymi problemami natury ekonomicznej.
Tymczasem po drugiej stronie Atlantyku, prasa argentyńska, jako główny argument za powrotem Falklandów do "macierzy" podaje fakt, że znajdują się one 14 tys. kilometrów od Londynu, a ich rdzenni mieszkańcy zostali wysiedleni przez Brytyjczyków, którzy następnie skolonizowali wyspy i ze względu na znaczny zasięg wód terytorialnych wokół archipelagu, mogą do woli korzystać ze znajdujących się w jego obrębie bogatych złóż surowców naturalnych.
Społeczność międzynarodowa obawia się eskalacji konfliktu. Wielka Brytania od lat utrzymuje na Falklandach garnizon wojskowy, w tym bazę lotniczą, w której na stałe stacjonuje klucz myśliwców Tornado. W 2011 roku brytyjski resort obrony przygotował plany obrony Wysp Falklandzkich przed ewentualną inwazją Argentyny. "Jesteśmy pewni, że Argentyńczycy nie są w stanie wylądować na wyspach nawet łodzią rybacką" - zapewnili wówczas stratedzy wojskowi z Wielkiej Brytanii, choć jak oddali, "musimy pokazać, że nasze zobowiązania traktujemy poważnie".
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?