Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Komisja w sprawie, której nie było

Janusz Bartkiewicz
Janusz Bartkiewicz
Tzw.komisja "hazardowa" rozkręca się z dnia na dzień i z dnia na dzień staje się jasne, że żadnej afery hazardowej nie było. Staje się jasne, że możemy mieć do czynienia z kolejną aferą polityczną rodem z CBA. Czego jednak szukają śledczy?

Żyję w kraju, w którym system i dominująca mentalność społeczna zostały dawno już opisane przez Kafkę, Orwella i Mrożka, a więc w jakimś moralnym Matrixie, w którym większe znaczenie mają wyobrażenia, niż fakty zaistniałe w obiektywnej rzeczywistości. W kraju, w którym niepodważalnie panuje prymitywna rzeczywistość subiektywna, a więc taka, jaka powstaje w głowach kreatorów tejże rzeczywistości.

Pisząc te słowa, mam przede wszystkim na myśli najnowszy rodzaj heglowskiej rzeczywistości medialnej, w której, jeżeli fakty stanowią inaczej niż chcieliby kreatorzy, to tym gorzej dla tychże faktów.

Te niewesołe myśli przyszły mi do głowy w dniu wczorajszym, w którym pobiłem swój absolutny rekord życiowy, 11 godzin spędzając przed telewizorem, obserwując zaserwowany mi przez komisję śledczą Sejmu RP spektakl, pod nazwą „Przesłuchanie posła Chlebowskiego”.

"Najdłuższe przesłuchanie w nienowoczesnym sejmie", można by sparafrazować tytuł znanego ongiś – z czasów PRL – telewizyjnego serialu. Przesłuchanie, z którego wynikło, że z prawdą mamy do czynienia tylko wtedy, kiedy to jest „ nasza” prawda, bo kiedy mamy do czynienia „tylko z prawdą”, to jest ona jedynie trzecim członem przypowieści o prawdzie śp. ks. Tischnera.

Ktoś o mentalności rodem z „ medialnej rzeczywistości heglowskiej”, zrazu gromkim głosem zawoła, że odezwał się jeszcze jeden platformerski adwokat, który za nic mając podstawowe zasady przyzwoitości, staje w obronie Chlebowskiego, jak nie przymierzając, aktywiści PZPR broniący socjalizmu jak niepodległości, a więc nie zważając na otaczający ich świat, czyli realnie istniejącą rzeczywistość.

Dając odpór tym wszystkim zagończykom, z góry odpowiadam, że ja posła Chlebowskiego osobiście bardzo nie lubię ( mam pewne określone anse z czasów mojej przeszłej już profesji ), a ponadto jestem zdeklarowanym przeciwnikiem prawicy wszelakiej, a więc i Platformy Obywatelskiej. Poza tym uważam, że dla Polaków lepszym rozwiązaniem jest prezydent Lech Kaczyński w układzie z premierem Donaldem Tuskiem, niż prezydent D. Tusk w parze z kolesiem z Platformy w roli premiera. Ten ostatni układ gwarantowałby nam szalony rozwój radosnej liberalnej twórczości gospodarczej rządu PO i zamordyzmu obyczajowego, skierowanego na coraz to nowe obszary obywatelskich wolności. Miłośnicy palenia tytoniu dobrze wiedzą, o czym tu mowa.

Wczorajsze przesłuchanie posła Chlebowskiego, miało jakby dwie odsłony dziejące się w tym samym czasie, a każda z nich diametralnie odmienna, spięte klamrą 11 godzinnego, wręcz maratońskiego przesłuchania. Przesłuchania, które dla wytrawnych mistrzów palestry jawi się na pewno, jako naruszenie swobody wypowiedzi świadka, albowiem wielogodzinne przesłuchanie jest elementem niedozwolonych metod, powszechnie uznawanych za nękanie przesłuchiwanego. Takie nękanie traktuje się jako wywieranie psychicznej, a i nawet fizycznej presji, zwłaszcza gdy przesłuchiwany znajduje się w ogniu krzyżowych pytań siedmiu śledczych. A przypomnę w tym miejscu, że w znakomitej większości dyletantów w zakresie śledczego ustalania faktów i dochodzenia do prawdy. W normalnym państwie, o normalnej praworządności i normalnym sądownictwie, takie przesłuchanie nie miałoby dla sądu żadnej wartości dowodowej.

Pomijam moralną ocenę prywatnych kontaktów posła Chlebowskiego, bo każdy ma takich przyjaciół, jest sam jest i jest to prawda tak banalna, iż nie wymaga żadnego uzasadnienia. Pokaż mi swych znajomych, a powiem ci, kim jesteś. Dziwić się też nie ma czemu, że takie, a nie inne osoby Naród wybiera na swoich przedstawicieli, albowiem moi rodacy szczególnie w tym zakresie upodobnili się do rzymskiego plebsu, który zadziwiająco ukochał igrzyska w miejsce chleba i co z premedytacją przez imperatorów było wykorzystywane.
W ocenie tego, co się w sprawie tej dzieje, ograniczę się jedynie do faktów, które nie podlegają żądnej wątpliwości, albowiem wątpliwości wszelakie dotyczyć mogą tylko oceny tychże faktów, czego ja czynić nie mam najmniejszego zamiaru. A z jakimi faktami mamy do czynienia? Postaram się wymienić te najważniejsze:

Stenogramy CBA dotyczące rozmów Chlebowskiego z „Rychem” stanowią zmanipulowaną kompilację wybiórczo zastosowanych urywków rozmów, dotyczących sprawy nie związanej z legislację „ ustawy hazardowej”.

Poseł Chlebowski nie podejmował żadnych niedozwolonych działań dotyczących tejże ustawy, a podejmowane działania wynikały z jego poselskich obowiązków ( w tym, a właściwie przede wszystkim, z obowiązków szefa klubu parlamentarnego i komisji finansów publicznych ), o co nikt nie ma prawa mieć do niego pretensji.

Mariusz Kamiński, przedstawiając dokumenty o podejrzanych zabiegach posła Chlebowskiego, wprowadził świadomie premiera Tuska w błąd, sugerując mu, iż ważni posłowie z jego politycznego grupowania, zamieszani są w afery z jak najbardziej korupcyjnym tłem, a nawet podłożem.

Moim zdaniem, a więc człowieka, który przez -bez mała ćwierć wieku- zajmował się dochodzeniem do prawdy, wykorzystując przy tym zebrane dowody i prowadząc tysiące rozmów i przesłuchań, to, co czynią tzw. posłowie śledczy, jest jedną i wyłącznie czysto polityczną hucpą. Wytrawni śledczy, których celem jest jedynie ustalenie faktów i ich
zestawienie w jeden logiczny łańcuch zdarzeń, już dawno zauważyliby to, co w tych trzech punktach wyżej przedstawiłem. Wytrawni śledczy już dawno poszliby tym tropem, aby wykazać, że mają do czynienia z kolejną polityczną prowokacją, bo tego im uchwała o powołaniu komisji śledczej nie zabrania. Celem komisji nie jest przecież „ na siłę” udowodnienie korupcyjnych, czy jakikolwiek innych nielegalnych działań posłów i urzędników państwowych. Jej celem jest ustalenie prawdy.
Rzecz jednakże w tym, że opozycyjni posłowie i cała sfora dziennikarskiej braci, wyrok już wydała i praktycznie przesłuchania przed komisją mają jedynie na celu, całkowite zgnojenie precyzyjnie wyselekcjonowanych nieszczęśników. Członkowie komisji ( i cała sfora dziennikarskiej braci) zapomina nagminnie, że Z. Chlebowski składa zeznania, a nie wyjaśnienia, że występuje w roli świadka, a nie podejrzanego, że nie może, tak jak podejrzany mówić nieprawdy, bo zeznania składa pod przysięgą. Członkowie komisji – czego wczorajsze posiedzenie było jaskrawym dowodem – zachowują się, nie jak sąd, lecz jak prokuratorzy, ale zapominają, a może nawet nie wiedzą, że i prokuratorzy zobligowani są prawem do ujawniania i respektowania faktów przemawiających na korzyść podejrzanego bądź oskarżonego.

Po kilku godzinach przesłuchania, kiedy posłom śledczym zabrakło już pomysłów na konkretne i odnoszące się do faktów pytania, rozpoczął się festiwal powtórek i bezsensownych pytań w rodzaju, czy poseł Chlebowski bywał w restauracji „Pędzący królik”? Na litość boską,
a jeżeli i nawet bywał, to co to ma za znaczenie? Czyżby restauracja ta była obłożona była jakąś anatemą? Obciążona jakimś moralnym odium? Była miejscem przynoszącym posłom ujmę? Na miejscu właściciela tegoż lokalu wytoczyłbym pozew cywilny za naruszenie dóbr osobistych. Odnosiłem nieodparte wrażenie, że posłowie ( szczególnie z PiS i SLD ) starali się zmęczyć Chlebowskiego i poprzez wielokrotność tychże samych pytań, złapać go na jakimś przekręcie. Doskonale znam z autopsji tą metodę i wiem, że jest ona jedynie skuteczna w sytuacji, gdy ktoś zeznaje kłamliwie. Każdy kto uporczywie mówi prawdę, nawet po 11 godzinach będzie zeznawał tak samo. No, chyba, że mu się pięty z lekka przypali, czego, ku chyba rozpaczy niektórych sejmowych śledczych, uczynić tego nie mogli.

Szczególnie podejrzane zdawało się niektórym śledczym to, że Chlebowski nie pamiętał o czym rozmawiał przed rokiem, czy nawet kilkoma miesiącami wcześniej, w określonym dniu i określonej godzinie. Takie zdziwienie może wystąpić u kogoś, kto nigdy nie był przesłuchiwany obojętnie w jakim charakterze, albo gdy przesłuchujący jest absolutnym dyletantem w tzw. temacie. Radziłbym posłowi Arłukiewiczowi i posłance Kempie, opowiedzieć sobie nawzajem, ze szczegółami, o czym rozmawiali z określoną osobą w konkretnie wskazanym dniu i godzinie. Niech poseł Arłukowicz ( i odwrotnie ) wytypuje posłance Kempie taką osobę i dokładnie przepyta. Być może wtedy przekonają się, że nie jest to takie proste, aby dokładnie zapamiętać słowa wtedy wypowiadane. Łatwiej zapamiętać uczynki i o nich właśnie mówił poseł Chlebowski, czego posłowie śledczy jakoś pojąć nie byli w stanie.

A Z. Chlebowski wyraźnie zachęcał tychże śledczych, aby się zapoznali i przyjęli do wiadomości fakty, z których wynika jednoznacznie, że żadnej lobbingowej działalności w zakresie ustawy hazardowej nie podejmował. Posłowie ci woleli, z widoczną przyjemnością,
epatować się mało kulturalnym słownictwem rozmówców posła Chlebowskiego ( tak, jakby sami od tego byli wolni, nawet panie posłanki czy ministerski ), czy składanymi przez niego obietnicami, niż faktem, że za tymi obietnicami nie szły żadne czyny. Nawet sam „Rycho” z „Jankiem” w rozmowach, o których Z. Chlebowski nie miał pojęcia, kontestowali z niechęcią, że „Zbycho” nic nie może. Czy to dla sejmowych śledczych za mało?

No to niech wskażą dokładnie, jakich to czynności związanych z nielegalnym lobbingiem dopuszczał się poseł Chlebowski, a nie wymagają od niego samooskarżenia, bo ciężar dowodu spoczywa tylko na nich i o czym muszą przecież wiedzieć.

Pamiętam doskonale, że Z. Chlebowski przed trzema miesiącami mówił dokładnie to samo, ale jego pocące się czoło i nerwowe jego ocieranie stało się dla opozycji sejmowej i sfory dziennikarskiej braci, dowodem na to, że winien jest strasznej zbrodni i kropka. Finito, rzec by można. Im bardziej się tłumaczył, pod bezlitosnym ostrzałem sfory dziennikarskiej braci, tym bardziej był sprawcą, dla którego nie ma żadnej litości. I Chlebowski doskonale sobie z tego zdawał sprawę i stąd strach jego tak ogromny.

Zastanawiam się też dlaczego żaden ze śledczych, żaden z dziennikarzy, nie podjął tematu podejrzenia kolejnej politycznej manipulacji stenogramami z podsłuchów w wykonaniu CBA. Dlaczego kolejny ślad olbrzymiej afery politycznej przeszedł prawie bez echa. Manipulowanie dowodami jest czynem karalnym, a urządzanie prowokacji przeciwko legalnej władzy, ma swoją bardzo precyzyjną nazwę w kodeksie karnym i określone zagrożenie karą.

Zdaje się, że Chlebowski jest swoistym „Rywinem Platformy”, bo i w przypadku L. Rywina żadnej afery nie było, a wina jego została ustalona w drodze sejmowego głosowania, co w nowożytnej Europie nie zdarzyło się chyba nigdy. I w efekcie swoistego losowania, spośród kilku wersji ustaleń komisji śledczej, pod przewodem wielce i wiecznie zadowolonego z siebie byłego posła Nałęcza, Rywina oskarżono i skazano. Niewiele już osób w Polsce pamięta, a szczególnie b. poseł Nałęcz, dzisiejszy mało poważny kandydat na Prezydenta RP, iż Rywina skazano za to, że przez nie wiadomo kogo został wysłany i nie wiadomo komu, miał przekazać łapówkę, której nie otrzymał i której faktycznie nie żądał. A jedynym dowodem winy były pijackie pogaduszki dwóch lubiących dobry koniak facetów, które jeżeli nawet dotyczyły jakichś pieniędzy, to były tylko pogaduszkami.

W praworządnym państwie zamiar dokonania czynu nigdy nie jest karalny, bo karalne jest, co najmniej, usiłowanie wprowadzenia zamiaru w czyn, czego ani Rywin, ani poseł Chlebowski nie uczynił. I tą ostatnią konstatację dedykuję szczególnie posłom i posłance śledczej z komisji sejmowej, powołanej do sprawy, której faktycznie nie było.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto