Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

KoRn na warszawskim Torwarze!

Patrycja Cychner
Patrycja Cychner
Początek koncertu KoRn.
Początek koncertu KoRn. Patrycja Cychner
Po raz czwarty KoRn zawitał do Polski! Po półrocznej przerwie, 13 lutego, znów wystąpił w naszym kraju. Po raz kolejny pokazał, że warto było wydać 99 zł na bilet, aby usłyszeć na żywo Jonathana Davisa z zespołem.

Drzwi wejściowe miały otworzyć się o godzinie 18. Godzinę później miał zagrać zespół Deathstars. Na warszawski Torwar przybyłam ok. 18.40. Przez najbliższe pół godziny starałam się uporać z zostawieniem kurtki w szatni. Nie tylko mnie i moim znajomym puszczały nerwy, bo to, co działo się w szatni, było nie do pomyślenia. Co chwilę brakowało numerków, nie było miejsca na ubrania, a ludzi wciąż przybywało. Połowa szatni stała pusta, ale tam nikt nie pilnował, ani nie przyjmował kurtek. Niektórzy zaczęli tam samodzielnie wieszać ubrania, oczywiście na własną odpowiedzialność. Na dodatek szatniarze pobierali od wszystkich po 2 zł za kurtkę. W końcu udało się zostawić nasze ubrania, z karteczką z nazwiskiem, gdzieś pod blatem.

Sukces!

Ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do naszego miejsca docelowego. Zobaczyliśmy niedużą scenę z wielkim plakatem w tle. Jakaś muzyczka grała z głośników dla zabicia czasu. Zbliżaliśmy się w stronę sceny, aby znaleźć dogodne miejsce – blisko, a zarazem tam, gdzie nie zostaniemy staranowani i podeptani glanami.

Nuuuudy…

Parę minut po godz. 20 na scenie pojawił się zespół Flyleaf. Nigdy wcześniej go nie słyszałam, wiedziałam jedynie, że śpiewa w nim kobieta. Zapowiadało się ciekawie, jednak kiedy zaczęli grać… chęci do słuchania odeszły tak szybko, jak się pojawiły. Każda następna piosenka wydawała się podobna do poprzedniej, w żadnej nie mogłam wyłapać pojedynczych słów, mimo niezłej znajomości języka angielskiego, a zachowanie gitarzysty na scenie zaczynało być strasznie irytujące. Co minutę wchodził na podwyższenie i zeskakiwał z niego z obrotem. I tak w kółko. Widać było, że większość publiki była równie znudzona co ja. Jedyne, co kazało nam tam stać, to świadomość, że w każdej chwili mogli skończyć i zrobić miejsce dla KoRna.

Nareszcie!

Około 20.40 Flyleaf zakończyli swój koncert, rozległy się gromkie brawa (większość klaskała z radości, że skończyli, podobnie i ja) i znów... pół godziny przerwy. Kiedy ochroniarz wniósł słynny statyw Davisa w kształcie nagiej kobiety, ludzi zgromadzonych w hali co raz bardziej rozpierała energia. Wybiła dwudziesta pierwsza. Emocje sięgały zenitu. Kilka minut później światła w końcu zgasły. Na scenie pojawili się muzycy, a przez niezwykle głośne brawa, zaczynaliśmy słyszeć „Right Now”. Wszyscy zaczęli skakać. Charakterystyczny głos Jonathana Davisa, popularny image i muzyka zespołu. Na to wszyscy czekali. Stało się. Koncert KoRna zaczął się na dobre.

Dla tych, którzy byli pierwszy raz na występie tego zespołu, było to niesamowite przeżycie. Za chwilę zagrali mniej popularne piosenki, więc ludzie trochę przycichli, ale kiedy rozbrzmiało „Falling Away from Me” cały Torwar skakał. Miałam wrażenie, że usłyszą nas na drugim końcu miasta. Gdzie tam! Poza miastem! Małym zaskoczeniem było „wtrącenie” do następnej piosenki fragmentu „We Will Rock You” zespołu Queen. To połączenie ewidentnie spodobało się fanom zespołu. Za parę minut polski wulkan wybuchł do reszty – „Here to stay”. Zdecydowanie jedna z najlepszych piosenek tego wieczoru. Cała hala śpiewała. Potem trochę przerwy, znów parę mniej znanych piosenek, a gdy już odczuwało się brak jakiegoś „hitu” z głośników poleciały pierwsze nuty „Freak on a Leash”. Znów tłum oszalał. W tym momencie myślałam, że warszawski Torwar puści w szwach. Cały występ muzykom towarzyszyły efekty świetlne, które tylko dodawały nastroju. Zielone, żółte, czerwone światła sprawiały, że cały koncert był jeszcze bardziej efektowny.

Kiedy wokalista w końcowym przemówieniu powiedział, że fantastycznie było dla nas zagrać, że jesteśmy fantastyczną publicznością i miło było tu wystąpić, czuło się niedosyt. Oczywiście, wciąż spragniona muzyki KoRna publika zaczęła domagać się bisu. Klaskaliśmy, krzyczeliśmy, zdzieraliśmy gardła, aż w końcu usłyszeliśmy melodię „Blind”. Wszyscy przykucnęli. Z początku wyglądało to jakbyśmy mieli zamiar błagać Davisa na kolanach, żeby wyszedł i jeszcze raz zaśpiewał. Kiedy Jonathan pojawił się na scenie widać było, że był mile zaskoczony tym, że ukucnęliśmy. „Oo dobry pomysł!” – powiedział. Z każdą sekundą czas jeszcze bardziej się dłużył w oczekiwaniu na słowa Davisa „Are you ready?!”. W tym momencie wszyscy mieli wyskoczyć. Musiało to niesamowicie wyglądać z boku. Cały tłum poleciał w górę. Po raz kolejny cały Torwar śpiewał. Później „Somebody, Someone”. Chyba przez kilka następnych dni nie będę mogła mówić. Po zaśpiewaniu ostatniej piosenki mało kto wierzył w to, że to już koniec. Po takim bisie już wszyscy byli w 100 procentach pewni, że warto było wydać to 99zł za bilet i 2zł za szatnię!

Jedyne pytanie jakie w tym momencie przychodzi mi na myśl to - kiedy znów przyjadą do Polski? Mam nadzieję, że jak najprędzej! Po takim koncercie ma się ochotę na jeszcze więcej!

A o to linki do filmów jakie zarejestrował mój aparat w czasie koncertu:
"Falling Away From Me"
"We Will Rock You/Coming Undone"
"Freak On A Leash"
"Got The Life"
Wyskok fanów na początku "Blind"
"Blind"

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto