Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kościelna nuda

Alicja Karłowska
Alicja Karłowska
A Ty szukasz odpowiedniej dla siebie parafii?
A Ty szukasz odpowiedniej dla siebie parafii?
- Bo na mszy jest nudno – mówi młody człowiek. Zmienia parafię. Idzie tam, gdzie jest dynamizm, kilka gitar, bębenków, gdzie ma grupę znajomych i czuje się potrzebny i zauważony.

Czasami analizy, które dotyczą sytuacji na świecie, wydają się nam odległe - nie dotyczą nas. My przecież żyjemy w kraju, mieście, na konkretnym obszarze. Dlatego trzeba czasem zajrzeć na własne podwórko. Także w rozważaniach, dotyczących Kościoła.

Czym jest parafia? Orientacyjnie wiemy, że to jakiś obszar administracyjny na terenie diecezji, w którego centrum jest kościół parafialny. Na początku i w ramach koniecznych dopowiedzeń – krótki cytat z Kodeksu Prawa Kanonicznego:

„Parafia jest określoną wspólnotą wiernych, utworzoną na sposób stały w Kościele partykularnym, nad którą pasterską pieczę, pod władzą biskupa diecezjalnego, powierza się proboszczowi (KPK, kan. 515)

Po kilku wyjaśnieniach co do terminów, czas zobaczyć, jak teoria sprawdza się w praktyce. Przykład lokalny, ale sądzę, że zjawisko znacznie wykracza poza obszary diecezji – bo rzecz tyczy się ludzi, nie obszaru. A ludzie pod pewnymi względami są wszędzie podobni.

Ludzie przychodzą i odchodzą

Uczestniczyłam wiele razy w rozmowach, podczas których pojawiał się temat tzw. życia parafialnego. Konkretnie – stawiano pytanie: z czego to wynika, że w jednych kościołach jest dużo ludzi, a w innych mniej? Trudno to za każdym razem tłumaczyć średnią wieku mieszkańców i obszarem parafii. Oczywiście ma to wpływ – młodzi ludzie opuszczają domy rodzinne, przeprowadzają się, „zaludniają” jedne parafie, przyczyniają się tym samym do mniejszej ilości osób w innych. Jeśli na terenie danej parafii więcej jest osób starszych, trudno, by tworzyły jakieś młodzieżowe ruchy katolickie…

Są pewnie jednak wszędzie takie kościoły, o których wiemy, że „tam to zawsze warto iść”. Po prostu są tam ludzie i w dodatku chcą tam być. Dlaczego? Przecież obrzędy mszy świętej są te same, inne nabożeństwa też podobne, a jednak – niektóre kościoły świecą pustkami, brakuje nawet ministrantów.

Coś więcej…

Kto się spodziewa konkretnych odpowiedzi, ten się ich nie doczeka. Nie wiem jaka jest recepta na to, by każdy kościół tętnił życiem. Dzielę się tylko pewnymi spostrzeżeniami, uwagami, szukam przyczyn.

Przykład dużej osiedlowej parafii na terenie mojego miasta. Ktoś pomyśli – wielka osiedlowa, betonowa anonimowość. Tymczasem wcale tam nie ma anonimowego tłumu, który przychodzi do kościoła, wypełniając w ten sposób jeden z punktów tygodniowego rozkładu zajęć. Wiele osób się zna, rozmawiają ze sobą w drodze na nabożeństwa i po nich. Czasem słychać żywą dyskusję i wymianę opinii o zasłyszanych podczas nabożeństwa treściach. W niedzielę są osobne msze dla dzieci, dla młodzieży, odpowiednio dobrane kazania (tak, by dziecko się nie nudziło, ale i rodzic znalazł treści dla siebie). W tygodniu – spotkania rozmaitych grup. Oprócz „typowych” ruchów i stowarzyszeń katolickich, jak np. Ruch Światło-Życie (tzw. oaza), Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży (KSM), Ruch Apostolstwa Młodzieży (RAM) czy Odnowa w Duchu Świętym, jest miejsce dla innych grup. Wiem, że istnieją kluby dyskusyjne, kółka filmowe, fotograficzne, a nawet miłośników wspinaczek górskich czy wypraw rowerowych. Przy parafiach po prostu znalazło się miejsce dla ludzi z pasją.

Ludzie wtedy czują, że parafia to nie tylko pewien obszar, część instytucji, ale przede wszystkim - oni. Parafia to nie miejsce, w którym dokonuje się swoisty handel wymienny: pieniądz – sakrament, ale obok zwykłych, administracyjnej i finansowej rzeczywistości, jest wspólna praca: księży i parafian. Jednym i drugim chce się coś robić dla wspólnego dobra.

Syndrom z „Rejsu”

Może być czasem tak, iż jeden na drugiego czeka. Kapłan czeka na jakiś gest, pomysł, inicjatywę ze strony parafian, parafianie zaś czekają na inicjatywę księdza. I tak oczekiwanie przedłuża się z roku na rok. Jednym i drugim jest coraz gorzej, bo mają świadomość, że w parafii coraz mniej się dzieje, że „chce się czegoś więcej” niż tylko nabożeństwo w świątyni. To chyba taki syndrom rodem ze znanego filmu Marka Piwowskiego pt. „Rejs”! Problem polega na tym, że „ktoś musi zacząć pierwszy”…

Raz jeszcze podkreślę – sakramenty, zwłaszcza zaś Eucharystia to centrum wspólnoty parafialnej. Natomiast, jeśli już mówi się i pisze o parafii jako wspólnocie, to niech ona będzie czymś realnym. A kiedy ktoś widzi, że jest inaczej, może warto by był tym pierwszym, który zacznie wprowadzać zmiany.

Ktoś musi zacząć pierwszy... rozmawiać. To dobry początek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto