Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kowalczyk: Chodzi o to, aby się wczołgać na tę piekielną górę

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Valju Aloel/CC 3.0
Niedziela, 6 stycznia 2013 roku, święto Trzech Króli. Ach, cóż to był za dzień w narciarstwie biegowym kobiet? Polska mistrzyni i multimedalistka, Justyna Kowalczyk, dała nam tyle radości, że dawka ta wystarczy na długo, na bardzo długo.

Wystarczy co najmniej do wiosny, zanim zbudzi się ciepłe i radosne słonko na niebie, a świat zakwitnie bujną zielenią i kolorami kwiatów. W niedzielę Justyna – podobnie jak dzień wcześniej – tryumfowała na całej trasie okropnie trudnego biegu w Tour de Ski. Nie dała szans żadnej ze swoich rywalek. Zwyciężyła w pięknym stylu, pokonując konkurentkę Norweżkę, Therese Johaug, wynikiem 35:52.5 min:ss do 36:20.4.

Rywalizacja była ostra, zaciekła, bardzo szlachetna i godna uwagi. W morderczej wspinaczce na Alpe Cermis - biegu pod stromą górę włoskiej Val di Fiemme, na dystansie 9 km, wszystkim kobietom przed metą brakowało sił w nogach. Mimo to zdobywczyni pierwszego miejsca w klasyfikacji generalnej, Justyna Kowalczyk osiągnęła metę z wynikiem 2:25:21.6, druga - Therese Johaug miała 2:25:49.5, trzecia - Kristin Steira 2:28:01.1. Dziewiąta Anne Kylloenen osiagnęła 2:29:44.6, a Kathrin Zeller 2:30:12.9. Ten wyrównany poziom czasowy świadczy o wszystkim. Pokazuje też jak bardzo silna była, na tle rywalek - nasza mistrzyni – Justyna Kowalczyk.

Przed atakiem góry

Przed startem Justyna powiedziała otwarcie, podkreślając swój szacunek wobec bezlitośnie wysokiego i stromego zbocza: chodzi o to, aby się jakoś wczołgać na tę piekielną górę. "Mam wielki respekt do tej góry, bo wiele razy musiałam ją pokonać".

Kiedy po starcie ruszyła przed siebie, parła do przodu niczym automat, jak stalowy czołg, popędzana natarciem rywalek, które nie dawały ani chwili oddechu na całej, nie kończącej się morderczej trasie. Gdy już była na szczycie i przekroczyła linię mety – padła na śnieg jak długa, rozluźniając się na plecach z wielką, nieskrywaną ulgą - w nogach, w umyśle, w sercu i oczach. Mając świadomość, że zdobyła to, o czym marzyła, ujawniła skromnie satysfakcję najpierw uśmiechem, potem słowami.

"Nie będę cytowała, co sobie pomyślałam, jak padłam za metą. W ogóle te ostatnie 100 metrów tak bardzo pod górę. Ktoś tam stał z polską flagą obok trasy, a ja pomyślałam "o, naiwny człowieku..." – podaje serwis sport.pl. "Ciężko było, okropnie. Ale jeśli okaże się, że znowu po Tourze biegam lepiej, to nie mam wyjścia. Wracam tu za rok" - powiedziała Justyna, po wygraniu czwarty raz z rzędu, prestiżowych zawodów Tour de Ski.

Aby pojąć jak morderczy to był bieg na ostatnim, wczorajszym etapie Tour de Ski, wystarczy zacytować fragmenty opowieści Justyny. "Trudno tam iść pod górę w butach. Na nartach to niemożliwe. Ześlizgują się, dlatego trasa ustawiona jest w serpentynę. Ta wspinaczka nie ma nic wspólnego z biegiem. Ale ludzie chcą zobaczyć ból na naszych twarzach. Odbywają się tam slalomy alpejskiego Pucharu Świata. I tylko raz w roku kilkadziesiąt wariatek "dmucha" pod górę, na którą nikt nie podjechałby nawet rowerem" - mówiła wcześniej Justyna Kowalczyk – czytamy serwisie sport.pl.

Bjoergen uznała wielkość Justyny

Zwycięstwa Justyny nie zazdrościli Norwegowie, dla których była i nadal jest królową nart – podobnie jak ich wielka Marit Bjoergen. Gratulowali jej dziennikarze norwescy, tak jak polscy. Podziwiali wielkie możliwości i siły fizyczne. W przeddzień zawodów (w sobotę, 5 stycznia) w telewizji norweskiej, przyjaciółka i konkurentka Justyny, Marit Bjoergen powiedziała, że uznaje jej wielkość i że Justyna ma już zwycięstwo w kieszeni.

Po formalnym niedzielnym zwycięstwie Justyny Kowalczyk - jej wielka rywalka Marit Bjoergen, nieobecna w tym cyklu zawodów, oświadczyła w norweskiej telewizji: "było jak najbardziej zasłużone" – podaje portal tvn24. Zapowiedziała, że na trasy biegowe wróci za dwa tygodnie, aby wziąć udział w zawodach Pucharu Świata, we francuskim La Clusaz.

Poważny popołudniowy dziennik norweski "Dagbladet" napisał w komentarzu, iż wygranie Tour de Ski, nie było w zasięgu zawodniczek Norwegii: "Pocieszające jest to, że zarówno Therese Johaug jak i Kristin Steira, wykazały świetną formę przed zbliżającymi się mistrzostwami świata" w Francji.

"Norweska klątwa dalej trwa i jak widać zwycięstwo w TdS jest dla tego narciarskiego kraju niemożliwe" - skomentował z nutką ironii inny szwedzki dziennik "Expressen", wskazując na drugie miejsce Therese Johaug i aż dopiero czwarte Pettera Northuga.

Triumf Justyny i łzy radości Kasiny

Inaczej niż w Norwegii reagowali na triumf Justyny polscy kibice i w ogóle Polacy. Szczęście i wielka uciecha z jej sukcesu mieszały się na ustach i twarzach nierzadko ze łzami w oczach. W jej rodzinnej Kasinie Wielkiej urządzono festiwal radości na cześć triumfu Justyny w Tour de Ski. Polało się piwo, wino i łzy radości w miejscowej kawiarni. Były wrzaski i oklaski rozkoszy i zachwytu z Justynki. Były śpiewy przy muzyce i tance z szalikami nad głowami. Czwarte z rzędu jej zwycięstwo w prestiżowym cyklu biegów w Tour de Ski świętowała cała Kasina Wielka.

Trud i mordęga Justyny Kowalczyk nie były na darmo, ani za darmo. Nie na darmo, bo dała nam wielką dawkę uciechy i radości, gdy polski nędzny i upadający sport przestaje cieszyć, a nawet w większości interesować. Justyny Kowalczyk za wygraną w Tour de Ski otrzymała około 389 tysięcy złotych. W tym sezonie biegowym przybyło jej na koncie ponad pół miliona złotych.

Pierwsza na liście zarobków

Czwarty z rzędu triumf w Tour de Ski dał Polce zarobić 114 tysięcy franków szwajcarskich. Druga zawodniczka w tej klasyfikacji, Norweżka Therese Johaug, otrzyma ponad połowę mniej - 56 tys. franków, czyli blisko 200 tysięcy złotych.

Tak, więc śliczna Polka – mistrzyni nart z Kasiny Wielkiej - prowadzi także na "liście płac" Pucharu Świata w biegach narciarskich kobiet, z ogólną kwotą 166,5 tys. franków szwajcarskich, czyli około 568 tys. złotych. Druga Therese Johaug – ma 79 875 tys. CHF, a trzecia jest - z sumą o 100 tys. mniejszą - Norweżka Marit Bjoergen, która w Tour de Ski nie brała udziału z powodu kłopotów z sercem, których prawdopodobnie już nie ma.

W sobotę przed Tour de Ski, Justyna szła spać bez wiedzy o tym, że została decyzją polskich kibiców, zwyciężczynią plebiscytu "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca roku 2012. Dowiedziała się o tym dopiero po czwartym triumfie w Tour de Ski.

Kredyt zaufania na mistrzostwa świata

Proszona o komentarz, powiedziała z pewnym zdziwieniem: Tak. Zasypiałam z myślą, że będę druga. Obudziłam się jako pierwsza. Bardzo, bardzo dziękuję wszystkim kibicom. To dla mnie niesamowite wyróżnienie i uczucie. Niezwykły kopniak motywacyjny. Rywalizowałam z mistrzami olimpijskimi, a dostałam od kibiców wielki kredyt zaufania. Mam nadzieję, że sprostam temu i ten kredyt spłacę na mistrzostwach świata.

Teraz po kilku dniach odpoczynku Justyna jedzie na kolejne zawody do Liberca, bo – jak mówi - "być może zahaczę o Polskę, więc to już mi wystarczy". "Ale tam będziemy biegać sprint klasykiem, który jest także w Mistrzostwach Świata". A sprint klasykiem to wcale nie przelewka, to mordęga podobna, jak bieg pod włoską górę. Może być ślisko i oblodzenie trasy, o wypadek czy upadek, nie trudno w takich warunkach. A biec trzeba i nie można dać się rywalkom, a one nacierają jak lawina. Za plecami czuje się ich wiatr natarcia. Justyna mówi na luzie: "jak wiem, że zaraz jest następny start, nie ma chwili na rozprężenie". Trener Wielietierny: ona nie ma czasu na odpoczynek - musi ćwiczyć! Do zobaczenia we Francji.

Stanisław Cybruch

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto